Pod takim hasłem była reklamowana „Rusałka”. Jak się okazało, był to tylko chwyt marketingowy, który przyciągnął na wczorajszy (23 kwietnia) DKF rzesze widzów. Kinomaniacy przez cały seans bezskutecznie doszukiwali się podobieństwa do komedii romantycznej w reżyserii Jean-Pierre’a Jeuneta, jednak rosyjski film zaskoczył wszystkich oryginalnością przekazu i baśniowo-futurologicznym klimatem z domieszką magii.
Jedynym elementem wspólnym, łączącym Alisę i Amelię, było nieuleczalne marzycielstwo i stworzenie własnego świata - na tym zaczynają się, a zarazem kończą podobieństwa. Wbrew pozorom to nie jest zarzut pod adresem reżysera „Rusałki”. Udało mu się stworzyć unikalne dzieło, w którym w dynamiczny sposób przedstawia perypetie głównej bohaterki. Film uderza optymizmem i humorem z domieszką ironii. Bohaterkę poznajemy już w chwili poczęcia. Dzieciństwo upływa jej w nadmorskiej wiosce, gdzie odkrywa swoje nadprzyrodzone moce. Dziewczynka wychowuje się bez ojca-marynarza, którego nigdy nie poznaje. Po przeprowadzce do Moskwy rozpoczyna się wątek miłosny. On - sprzedawca ziemi na księżycu, ona - wychowanka szkoły specjalnej bez perspektyw. Ich drogi przeplatają się w momencie, gdy chcą popełnić samobójstwo. Historia, jakich wiele, gdyby nie fakt, że została przedstawiona w sposób nawiązujący do postmodernizmu. Poznajemy nie tylko losy bohaterki, ale również jej wewnętrzne przeżycia i doznania za pomocą obrazów, które ukazują świat Alisy znacznie bardziej intensywnie niż przy użyciu słów. Moskwa, „żywy”, wielki organizm tworzony przez ludzi goniących za sukcesem, czasem i seksem - taką rzeczywistość odkrywa Alisa. Kontrastuje to z jej prostotą i szczerością. Reżyser w oryginalny sposób prezentuje jej dążenia i ambicje, tyle, że zamiast słów używa sloganów z bilbordów. Film ma swój wyjątkowy, baśniowy klimat, w którym śmiało można znaleźć nawiązania do „Ani z Zielonego Wzgórza”, filmów Andrieja Tarkowskiego czy twórczości Stanisława Lema, co w połączeniu daje niesamowity efekt. Jednym słowem, warto obejrzeć ten film. Widzowie podczas seansu poszukiwali cały czas podobieństwa do filmu „Amelia” ze znakomitą kreacją Audrey Tautou, która podbiła ich serca. Jednakże jedynym podobieństwem, jakie można znaleźć, jest pozytywna historia opowiedziana z bardzo subiektywnej perspektywy głównych bohaterek. Ci, którzy zostali, żeby podzielić się wrażeniami z projekcji, rozbierali na części pierwsze symbolikę wody na różnych płaszczyznach filmu.
Agnieszka Jasionowska