UWAGA!

Bruderschaft z diabłem

 Elbląg, Bruderschaft z diabłem
fot. AD

Sobotni (18 lutego) występ zespołu Mech w klubie Mjazzga był znakomitym dowodem na to, że w dobrej muzyce wiek nie ma znaczenia. Na występ weteranów polskiego ciężkiego grania stawiło się zarówno młode pokolenie miłośników gitarowego riffowania, jak i rówieśnicy zespołu. Zobacz fotoreportaż.

Tak rozległy przekrój wiekowy wśród publiczności nie zdarza się często (pomijając imprezy masowe), tym nie mniej podkreśla to fakt, że zespół Mech dobrą muzykę tworzy, przełamując tym samym pokoleniowe bariery.
       Przejdźmy jednak do konkretów. Czterech gentlemanów odpowiedzialnych za całe to zamieszanie pojawiło się na scenie trochę przed godziną 21. Pierwsze co rzuciło się na uszy to znakomite brzmienie zespołu. Mocna soczysta gitara Dzikiego, potężny bas Tomka Solnicy i potęgująca efekt całości perkusja Rekina nie pozostawiły złudzeń co do tego, że zespół wie jak skutecznie skatować uszy fanów. No i chyba najważniejszy człowiek w zespole - wokalista – Maciej Januszko, człowiek obdarzony bardzo charakterystycznym głosem, który od razu budzi skojarzenia z Ozzym Osbourne’m. Grali głównie utwory z najnowszej płyty „Zwo”: „Twój morderca” ze świetnym chwytliwym refrenem, singlowy „Mało, mało”, czy „Witam panie”. Nie miałem okazji jeszcze przesłuchać nowego albumu, ale po tym koncercie zdecydowanie wiem, że muszę nadrobić te zaległości. Mocne hard rockowe riffy, spora dawka melodii i wspomniane potężne brzmienie. Nic dziwnego, że ten świeżutki - wydany 6 lutego - krążek spotyka się z bardzo pochlebnymi recenzjami. Nie mogło też zabraknąć starszych numerów wśród nich szlagiera „Piłem z diabłem bruderschaft” z absolutnie znakomitym riffem otwierającym. Poza tym również „Brudna muzyka”, „Ogrzej moje dłonie”, „Painkiller”.
       Mech na scenie to znakomity, żywiołowy show. Członkowie zespołu świetnie bawią się graniem ze sobą - całkowity luz i sporo humoru. Cięte wtrącenia, anegdoty i żarty Januszki pozwoliły na stworzenie znakomitego kontaktu z publicznością. Biegający po klubie Dziki, wspinający się z gitarą na krzesło udowadniał, że swej ksywy bynajmniej nie zawdzięcza przypadkowi.
       Wszystko, co dobre kiedyś się kończy. Mech też chciał skończyć grać, ale dali się namówić na bisy. „Wciąż od nowa” zagrana na 12-strunowej gitarze ballada oraz „Barry Warry” zwieńczyły ten znakomity wieczór.
       Swym koncertem Mech pokazał, że ich powrót na scenę 7 lat temu miał sens. Zespół jest w znakomitej formie i oby towarzyszyła im ona jak najdłużej. Być może to zasługa tego bruderschafta wypitego z samym diabłem.
      
Tomasz Sulich

Najnowsze artykuły w dziale Kultura

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem... (od najstarszych opinii)
Reklama