Rozpoczęli koncert z ponad 20-minutowym opóźnieniem, grali niewiele ponad godzinę, nie zagrali bisów, a i tak publiczność ich pokochała. Kamp!, lider polskiej muzyki elektronicznej, po raz pierwszy wystąpił w Elblągu. Podbił Mjazzgę i obiecał, że jeszcze tu wróci. Zobacz zdjęcia.
Na kilka dni przed piątkowym koncertem w Mjazzdze skończyły się bilety. Grupa Kamp! przyciągnęła tłumy, nie zabrakło przebierańcow, dla których była to doskonała okazja na połączenie miłości do tego gatunku muzyki z zamiłowaniem do amerykańskiej tradycji halloween. A moja znajoma musiała przed wizytą w Mjazzdze stoczyć ciężki bój ze swoim tatą, by wybić mu z głowy wspólną zabawę przy dźwiękach „Distance Of The Modern Hearts”. Choć trzeba przyznać, że starszych fanów muzyki elektronicznej w klubie nie brakowało.
Łodzianie doskonale wiedzą, jak wykrzesać energię ze swoich fanów. Często podczas koncertu nogi same wybijały rytm, wprowadzając całe ciało w trans. Sam tego doświadczyłem, mimo że nie jestem fanem elektronicznej muzyki.
Sami muzycy przyznali, że w Elblągu zostali przyjęci lepiej niż wcześniej w Olsztynie. Nic więc dziwnego, że po koncercie do wspólnych fotek i autografów ustawiła się kolejka chętnych. A podczas energetycznego grania trzeba było czasami „walczyć” o dobre miejsce w pobliżu sceny. W końcu Kamp! po szwedzku znaczy właśnie „walka”.
Łodzianie doskonale wiedzą, jak wykrzesać energię ze swoich fanów. Często podczas koncertu nogi same wybijały rytm, wprowadzając całe ciało w trans. Sam tego doświadczyłem, mimo że nie jestem fanem elektronicznej muzyki.
Sami muzycy przyznali, że w Elblągu zostali przyjęci lepiej niż wcześniej w Olsztynie. Nic więc dziwnego, że po koncercie do wspólnych fotek i autografów ustawiła się kolejka chętnych. A podczas energetycznego grania trzeba było czasami „walczyć” o dobre miejsce w pobliżu sceny. W końcu Kamp! po szwedzku znaczy właśnie „walka”.