W piątek (18 listopada) w elbląskim klubie muzycznym Mjazzga zabrzęczały Muchy - jeden z czołowych obecnie zespołów polskiej muzyki alternatywnej. Zobacz zdjęcia z koncertu.
Nim jednak na scenie pojawiły się Muchy w roli maskotki-rozgrzewacza zaprezentował się Zalef. Kto ostatni widział Krzysztofa Zalewskiego osiem lat temu, kiedy zwyciężał w drugiej bodajże edycji Idola, mógł się nieźle zdziwić. Wówczas bowiem jawił się jako wojownik heavy metalu, sceniczny showman w długich włosach i ramonesce. Na piątkowym koncercie zobaczyliśmy natomiast niepozornego chłopaka, wyglądającego trochę tak, jak mógłby wyglądać syn Janis Joplin i Kurta Cobaina. Suport, anonsowany jako Zalef sugerował, że do czynienia będziemy mieć z zespołem i muzyką, która swego czasu pojawiła się na albumie „Pistolet”. Nic jednak z tych rzeczy. Zalef na scenie zagrał sam. Do tego celu użył gitary elektrycznej oraz sporej dawki efektów pozwalających na zapętlanie i przetwarzanie własnego głosu. Skojarzenia z Dub FX’em jak najbardziej na miejscu, tylko, że w wersji rockowej. Występ był to nietypowy, krótki, a zarazem całkiem interesujący. To, co się nie zmieniło od czasów Idola to głos - nadal bardzo charakterystyczny, choć może bardziej świadomy i bogatszy. Po swoim występie Zalef zapowiedział Muchy.
Zespół Muchy zdążył trochę namieszać na polskiej scenie muzycznej. Uznany za wielkie odkrycie zarówno przez Machinę jak i radiową Trójkę szybko stał się jednym z ważniejszych przedstawicieli rodzimej alternatywy. Osobiście do tej pory twórczość Much znana mi była jedynie z anteny wspomnianej Trójki i nie mogę powiedzieć abym zapałał do niej miłością. Szczególnie irytująco oddziaływał na mnie utwór „Przesilenie”. Na szczęście na koncercie zagrali też całą masę innych utworów, zdecydowanie mniej irytujących. Koncertowo okazali się całkiem energetycznym zespołem, potrafiącym rozbujać publikę. Fajne brzmienie gitar, ciekawe rozwiązania melodyczne i interesujące teksty śpiewającego gitarzysty Michała Wiraszki tworzyły zacną całość. „Galanteria”, „Miasto doznań”, „Notoryczni debiutanci”, czyli najbardziej znane utwory plus cała masa innych, dla fanów pewnie równie znanych. Do tego pięć numerów z przygotowywanej płyty, którą Muchy zamierzają nagrywać tuż po zakończeniu obecnej trasy. W czasie występu na scenie, od czasu do czasu pojawiał się Zalef wspomagając zespół wokalnie, zresztą z bardzo dobrym skutkiem. Kiedy skończyli motywował i publiczność i muzyków do powrotu. Wrócili i zagrali jeszcze bodajże dwa numery. I tak koncert dobiegł końca.
I choć po tym koncercie fanem Much w dalszym ciągu nie zostanę, to nie dziwię się już jednak, że mają wierne grono oddanych miłośników. Bo to porządny zespół. Na koniec mała refleksja. Zauważam po kolejnym koncercie w Mjazzdze, że właścicielom klubu udaje się zaktywizować do uczęszczania na koncerty publiczność, której wcześniej na koncertach nie było widać, w dużej mierze pewnie, dlatego, że nie było dla nich interesujących koncertów. Teraz są. Więc chodzić mus i klub wspierać, bo to perełka w naszym mieście.
Zespół Muchy zdążył trochę namieszać na polskiej scenie muzycznej. Uznany za wielkie odkrycie zarówno przez Machinę jak i radiową Trójkę szybko stał się jednym z ważniejszych przedstawicieli rodzimej alternatywy. Osobiście do tej pory twórczość Much znana mi była jedynie z anteny wspomnianej Trójki i nie mogę powiedzieć abym zapałał do niej miłością. Szczególnie irytująco oddziaływał na mnie utwór „Przesilenie”. Na szczęście na koncercie zagrali też całą masę innych utworów, zdecydowanie mniej irytujących. Koncertowo okazali się całkiem energetycznym zespołem, potrafiącym rozbujać publikę. Fajne brzmienie gitar, ciekawe rozwiązania melodyczne i interesujące teksty śpiewającego gitarzysty Michała Wiraszki tworzyły zacną całość. „Galanteria”, „Miasto doznań”, „Notoryczni debiutanci”, czyli najbardziej znane utwory plus cała masa innych, dla fanów pewnie równie znanych. Do tego pięć numerów z przygotowywanej płyty, którą Muchy zamierzają nagrywać tuż po zakończeniu obecnej trasy. W czasie występu na scenie, od czasu do czasu pojawiał się Zalef wspomagając zespół wokalnie, zresztą z bardzo dobrym skutkiem. Kiedy skończyli motywował i publiczność i muzyków do powrotu. Wrócili i zagrali jeszcze bodajże dwa numery. I tak koncert dobiegł końca.
I choć po tym koncercie fanem Much w dalszym ciągu nie zostanę, to nie dziwię się już jednak, że mają wierne grono oddanych miłośników. Bo to porządny zespół. Na koniec mała refleksja. Zauważam po kolejnym koncercie w Mjazzdze, że właścicielom klubu udaje się zaktywizować do uczęszczania na koncerty publiczność, której wcześniej na koncertach nie było widać, w dużej mierze pewnie, dlatego, że nie było dla nich interesujących koncertów. Teraz są. Więc chodzić mus i klub wspierać, bo to perełka w naszym mieście.
Tomasz Sulich