Kiedyś trenowała lekkoatletykę, teraz codziennie gra w tenisa. Duch sportowy jest w niej mocny, ale serce skradła piłka nożna. Poleciała do Francji, by „na żywo” obejrzeć zmagania polskiej reprezentacji, a w drodze na elbląski koncert tak ułożyła plan podróży, by przed telewizorem trzymać kciuki za biało-czerwonych. Rozmowa z Marylą Rodowicz – fanką futbolu, miłośniczką sportowych aut i wieczną hipiską.
- Oglądała Pani dzisiejszy [wywiad przeprowadzony 25 czerwca wieczorem - red.] mecz Polaków?
- Oczywiście, nawet specjalnie ułożyłam sobie plan podróży. Przyleciałam samolotem do Gdańska, dalej prosto do hotelu w Sopocie, gdzie już tłum ludzi czekał na transmisję. Obejrzałam cały mecz, ale jak się okazało, że będzie dogrywka i karne to, niestety, musiałam wsiąść w samochód i jechać do Elbląga. Muszę być bowiem na miejscu zawsze trzy godziny przed koncertem, by się rozśpiewać, umalować, przebrać.
- Jest Pani fanką piłki nożnej?
- Nawet wielką! Byłam na dwóch meczach we Francji – w Nicei i w Paryżu, na meczu z Niemcami.
- Były emocje?
- Straszne. W Paryżu spotkałam Zbigniewa Bońka i mówię do niego: Wiesz jaka jestem spocona ze strachu? A on na to, że już od rana jest spocony (śmiech). Rozumiem jego stres, bo jest szefem PZPN, ale był też piłkarzem więc te emocje ma jeszcze większe. Piłka nożna w ogóle wywołuje ogromne emocje.
- A inne dyscypliny sportu?
- Ja uprawiam tenis ziemny, codziennie. Hobbystycznie, ale staram się coraz lepiej grać, dlatego robię to pod okiem trenera.
- Kiedyś sama Pani trenowała.
- Lekkoatletykę, później był AWF. Mam ducha sportowego również na scenie.
- W 1974 r. podczas ceremonii otwarcia Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej zaśpiewała Pani „Futbol”. Czy również dziś zaśpiewałaby Pani dla naszej reprezentacji nośny hymn?
- Pewnie, że tak. Nie jest jednak tak łatwo stworzyć utwór, który będzie przebojowy, który będzie zagrzewał kibiców. Są konkursy, nawet sama brałam w nich udział - na piosenkę na Euro. Także wtedy, gdy wygrało „Kokokoko euro spoko” (uśmiech).
- Pozostają w tematyce „sport”. Ma Pani słabość do sportowych aut, a szczególną miłością darzy Pani markę Porsche. Dlaczego?
- Od dwóch lat jeżdżę Rangeroverem, wielka bryką, ale tęsknię do Porsche. Dlaczego? Bo ma sportową sylwetkę, niesamowite osiągi, przyspieszenie i charakterystyczną opływową linię. To kultowy samochód.
- A jaki był Pani pierwszy samochód?
- Żółty Fiat 850 sport. Strasznie mi się podobał, bo przypominał trochę Porsche. Dostałam go w prezencie od narzeczonego, ale gdy się z nim rozstałam to zabrał mi wszystko, także samochód.
- Znana jest Pani od wielu lat z barwnego, ciekawego wizerunku scenicznego. Szczególnie ciekawe były Pani kreacje z lat 70. Wyglądała Pani w szarej rzeczywistości jak barwny ptak, hipiska. Skąd brały się te kreacje?
- Wtedy się tworzyło tkaninę. Malowało się materiały albo się je zszywało z kawałków. Pamiętam 1980 r. Miałam przyjaciółkę, która byłą po ASP i miała maszynę do szycia. Chciałam mieć bluzkę zebrę, czyli taką biało-czarną i ona ją stworzyła.
- Trudne czasy wymuszały kreatywność.
- Zdecydowanie.
Czy Pani wizerunek sceniczny różnił się/różni od tego, co nosi Pani prywatnie?
- Widzi Pani, to jest moja spódnica (zamaszysta i długa), moje buty (sandały z frędzlami), w których przyjechałam, no i moja torba (również z frędzlami). Duch hipisowski jest mi nadal bardzo bliski i dobrze się w tym czuję.
- Jest Pani tytułowana królową polskiej sceny muzycznej.
- Królowych jest wiele.
- Ale nie ma w Polsce osoby, która by nie znała choćby jednej Pani piosenki.
- A to akurat chyba prawda. Nawet w Paryżu, gdzie były dziesiątki tysięcy polskich kibiców, którzy, gdy spotykali mnie na ulicy, oczywiście się ze mną fotografowali. W ogóle mi to nie przeszkadza, nie denerwuje, nie stresuje.
- A nie męczy Pani śpiewanie starszych hitów? Nie ma bowiem koncertu bez „Małgośki”, „Kolorowych jarmarków”...
- Nie, skąd. To mój żelazny repertuar. Ludzie wykrzykują „Małgośka” i inne tytuły i ja to wszystko śpiewam. Na każdym koncercie staram się wzbudzić w sobie ciekawość, by to nie było nudne. Jestem muzykiem, mam dobrych muzyków, którzy też dają mi kopa.
- Wielokrotnie była Pani na koncertach w Elblągu. Coś Panią u nas urzekło, zaciekawiło?
- Będąc przejazdem widziałam starówkę nocą. Zrobiła na mnie wrażenie. Byłam zdumiona, że tak pięknie jest ona zrobiona. Niestety, koncertując w różnych miastach mój pobyt ogranicza się do garderoby i hotelu, a potem wyjazd. Może kiedyś przyjadę na dłużej.
- Dziękuję za rozmowę i zapraszam ponownie do Elbląga.
- Dziękuję.
Wywiad został przeprowadzony 25 czerwca podczas Dni Elbląga. Publikujemy go dopiero dziś z uwagi na długi czas autoryzacji.
- Oczywiście, nawet specjalnie ułożyłam sobie plan podróży. Przyleciałam samolotem do Gdańska, dalej prosto do hotelu w Sopocie, gdzie już tłum ludzi czekał na transmisję. Obejrzałam cały mecz, ale jak się okazało, że będzie dogrywka i karne to, niestety, musiałam wsiąść w samochód i jechać do Elbląga. Muszę być bowiem na miejscu zawsze trzy godziny przed koncertem, by się rozśpiewać, umalować, przebrać.
- Jest Pani fanką piłki nożnej?
- Nawet wielką! Byłam na dwóch meczach we Francji – w Nicei i w Paryżu, na meczu z Niemcami.
- Były emocje?
- Straszne. W Paryżu spotkałam Zbigniewa Bońka i mówię do niego: Wiesz jaka jestem spocona ze strachu? A on na to, że już od rana jest spocony (śmiech). Rozumiem jego stres, bo jest szefem PZPN, ale był też piłkarzem więc te emocje ma jeszcze większe. Piłka nożna w ogóle wywołuje ogromne emocje.
- A inne dyscypliny sportu?
- Ja uprawiam tenis ziemny, codziennie. Hobbystycznie, ale staram się coraz lepiej grać, dlatego robię to pod okiem trenera.
- Kiedyś sama Pani trenowała.
- Lekkoatletykę, później był AWF. Mam ducha sportowego również na scenie.
- W 1974 r. podczas ceremonii otwarcia Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej zaśpiewała Pani „Futbol”. Czy również dziś zaśpiewałaby Pani dla naszej reprezentacji nośny hymn?
- Pewnie, że tak. Nie jest jednak tak łatwo stworzyć utwór, który będzie przebojowy, który będzie zagrzewał kibiców. Są konkursy, nawet sama brałam w nich udział - na piosenkę na Euro. Także wtedy, gdy wygrało „Kokokoko euro spoko” (uśmiech).
- Pozostają w tematyce „sport”. Ma Pani słabość do sportowych aut, a szczególną miłością darzy Pani markę Porsche. Dlaczego?
- Od dwóch lat jeżdżę Rangeroverem, wielka bryką, ale tęsknię do Porsche. Dlaczego? Bo ma sportową sylwetkę, niesamowite osiągi, przyspieszenie i charakterystyczną opływową linię. To kultowy samochód.
- A jaki był Pani pierwszy samochód?
- Żółty Fiat 850 sport. Strasznie mi się podobał, bo przypominał trochę Porsche. Dostałam go w prezencie od narzeczonego, ale gdy się z nim rozstałam to zabrał mi wszystko, także samochód.
- Znana jest Pani od wielu lat z barwnego, ciekawego wizerunku scenicznego. Szczególnie ciekawe były Pani kreacje z lat 70. Wyglądała Pani w szarej rzeczywistości jak barwny ptak, hipiska. Skąd brały się te kreacje?
- Wtedy się tworzyło tkaninę. Malowało się materiały albo się je zszywało z kawałków. Pamiętam 1980 r. Miałam przyjaciółkę, która byłą po ASP i miała maszynę do szycia. Chciałam mieć bluzkę zebrę, czyli taką biało-czarną i ona ją stworzyła.
- Trudne czasy wymuszały kreatywność.
- Zdecydowanie.
Czy Pani wizerunek sceniczny różnił się/różni od tego, co nosi Pani prywatnie?
- Widzi Pani, to jest moja spódnica (zamaszysta i długa), moje buty (sandały z frędzlami), w których przyjechałam, no i moja torba (również z frędzlami). Duch hipisowski jest mi nadal bardzo bliski i dobrze się w tym czuję.
- Jest Pani tytułowana królową polskiej sceny muzycznej.
- Królowych jest wiele.
- Ale nie ma w Polsce osoby, która by nie znała choćby jednej Pani piosenki.
- A to akurat chyba prawda. Nawet w Paryżu, gdzie były dziesiątki tysięcy polskich kibiców, którzy, gdy spotykali mnie na ulicy, oczywiście się ze mną fotografowali. W ogóle mi to nie przeszkadza, nie denerwuje, nie stresuje.
- A nie męczy Pani śpiewanie starszych hitów? Nie ma bowiem koncertu bez „Małgośki”, „Kolorowych jarmarków”...
- Nie, skąd. To mój żelazny repertuar. Ludzie wykrzykują „Małgośka” i inne tytuły i ja to wszystko śpiewam. Na każdym koncercie staram się wzbudzić w sobie ciekawość, by to nie było nudne. Jestem muzykiem, mam dobrych muzyków, którzy też dają mi kopa.
- Wielokrotnie była Pani na koncertach w Elblągu. Coś Panią u nas urzekło, zaciekawiło?
- Będąc przejazdem widziałam starówkę nocą. Zrobiła na mnie wrażenie. Byłam zdumiona, że tak pięknie jest ona zrobiona. Niestety, koncertując w różnych miastach mój pobyt ogranicza się do garderoby i hotelu, a potem wyjazd. Może kiedyś przyjadę na dłużej.
- Dziękuję za rozmowę i zapraszam ponownie do Elbląga.
- Dziękuję.
Wywiad został przeprowadzony 25 czerwca podczas Dni Elbląga. Publikujemy go dopiero dziś z uwagi na długi czas autoryzacji.
rozmawiała Agata Janik