Poruszenie przeze mnie kwestii kwartalnika kulturalnego wywołało burzę, może nie medialną, ale internetową. Niektórzy chwalili, inni odsądzali od czci. Pisano: „zamachowiec przyjechał i będzie burzył życie kulturalne w mieście”. Nie zamierzam niczego burzyć, przeciwnie, dlatego chcę zaprosić do publicznej debaty na temat przyszłości kwartalnika kulturalnego w Elblągu – mówi Leszek Sarnowski, dyrektor Departamentu Kultury Urzędu Miasta. Debata odbędzie się dziś (18 lipca) o godz.. 18 w klubie Wulkan na starówce.
– Tytuł debaty: „Czy Elbląg potrzebuje kwartalnika kulturalnego?”, jest prowokujący...
Leszek Sarnowski: – Ja oczywiście znam tę odpowiedź, uważam, że potrzebuje. Wiemy wszyscy, że taki kwartalnik funkcjonuje na rynku elbląskim, jest to kwartalnik „Tygiel”, który istnieje dzięki determinacji grupy ludzi pod przewodnictwem Ryszarda Tomczyka. To osoba jednoznacznie identyfikowana z tym kwartalnikiem.
– W czym więc problem?
– Ano w tym, że „Tygiel” w Elblągu nie jest czytany albo jest czytany w bardzo znikomym procencie. Mam trochę danych i to są dane – powiem szczerze – zatrważające. Pozytywnym aspektem jest tu fakt, że „Tygiel” jest rozsyłany do wielu miejsc w Polsce i mam wrażenie, że w Polsce jest chętniej czytany niż w Elblągu.
– Czemu ma służyć dzisiejsza debata?
– Temu, żeby się zastanowić, czy Elbląg potrzebuje takiego kwartalnika, a jeśli potrzebuje, to dlaczego ten, który jest, nie spełnia oczekiwań. Być może „Tygiel” nie trafia w gusta i zainteresowani elblążan, być może nie ma promocji – jest parę kwestii, na które należałoby sobie odpowiedzieć. Dlatego zapraszam na dzisiejszą debatę.
– Czy będą na niej przedstawiciele „Tygla”?
– Tak, oczywiście, to jest wspólna decyzja. Spotkałem się kilkakrotnie z panem Tomczykiem, który jest otwarty na różne propozycje, bo bardzo mu zależy żeby ten kwartalnik funkcjonował.
– A jakie jest Pańskie stanowisko w tej sprawie?
– Ja też jestem przekonany, że to ten kwartalnik powinien funkcjonować, nie ma sensu wymyślać jakiejś innego tytułu. Chyba, że są jakieś inne, nieznane mi przeszkody, które uniemożliwiają realizację tego pomysłu. Dzisiejsze spotkanie jest tak naprawdę apelem o pomoc dla „Tygla”. Może wspólnie w takiej rozmowie z udziałem obecnej redakcji i innych osób zainteresowanych uda nam się wypracować taką formułę, żeby nasz, elbląski kwartalnik kulturalny mógł funkcjonować. Uważam, że jest w Elblągu spora grupa ludzi, którzy czytają i którzy chętnie czytaliby elbląski kwartalnik kulturalny, ale z jakichś powodów tego nie robią. Zastanówmy się, z jakich powodów. Wiemy, że istnieje „Tygiel”, wiem, że „Tygiel” jest gotowy na zmiany i otwarty na spotkanie z innymi autorami. Sprawdzimy dziś wiarygodność tych deklaracji, ale mam wrażenie, że pan Ryszard Tomczyk chce, żeby ratować „Tygiel”, ale nie ma siły, żeby go realizować, żeby tak mocno się w to angażować, jak do tej pory.
– „Tygiel” jest dotowany przez Miasto, jakie to są kwoty?
– To nie tajemnica. „Tygiel” jest finansowany w ramach zadań publicznych realizowanych przez stowarzyszenia, konkretnie – przez Stowarzyszenie Elbląski Klub Autorów SEKA. Z tego, co pamiętam, na ten rok otrzymał z budżetu miasta 17 tys. zł.
– To nie są duże pieniądze.
– Ale to są pieniądze podatników, czyli elblążan. To dzisiejsze spotkanie wynika nie z mojego „widzimisię”, ale właśnie z tego faktu. Jeśli chcemy, żeby taki kwartalnik funkcjonował – za takie albo większe czy mniejsze pieniądze – to musimy mieć na to wpływ. Będę rozliczał stowarzyszenia, które dostają od Miasta pieniądze. To jest też moje zadanie, obowiązek statutowy Departamentu Kultury Urzędu Miasta.
– Będzie Pan zadowolony z dzisiejszego spotkania, jeśli...?
– Jeśli uda się połączyć siły. To, moim zdaniem, byłoby najlepsze rozwiązanie. Powinna powstać silna grupa, która zajmie się wszystkim: logistycznie zapanuje nad tym przedsięwzięciem, opracuje biznesplan, będzie pozyskiwać środki – z Miasta, z Województwa, z Ministerstwa Kultury, od sponsorów; grupa ludzi, którzy będą pisać i grupa ludzi, którzy zajmą się promocją. Te rzeczy można oczywiście łączyć, bo nie spodziewam się, że znajdzie się aż tylu aktywnych ludzi. Ale takie przedsięwzięcia opierają się zwykle na dwóch-trzech osobach. Jeśli znajdziemy osoby, którym się chce, mam nadzieję, że uda nam się wyjść z tego spotkania z jakimś konstruktywnym wnioskiem. Spróbujmy się dogadać. I chciałbym podkreślić, że ten pomysł nie jest przeciwko nikomu – żeby to było jasne. Rynek wydawniczy jest trudny, a szczególnie trudny dla kwartalników kulturalnych, jednak innym się udaje. Najważniejsza jest determinacja.
Leszek Sarnowski: – Ja oczywiście znam tę odpowiedź, uważam, że potrzebuje. Wiemy wszyscy, że taki kwartalnik funkcjonuje na rynku elbląskim, jest to kwartalnik „Tygiel”, który istnieje dzięki determinacji grupy ludzi pod przewodnictwem Ryszarda Tomczyka. To osoba jednoznacznie identyfikowana z tym kwartalnikiem.
– W czym więc problem?
– Ano w tym, że „Tygiel” w Elblągu nie jest czytany albo jest czytany w bardzo znikomym procencie. Mam trochę danych i to są dane – powiem szczerze – zatrważające. Pozytywnym aspektem jest tu fakt, że „Tygiel” jest rozsyłany do wielu miejsc w Polsce i mam wrażenie, że w Polsce jest chętniej czytany niż w Elblągu.
– Czemu ma służyć dzisiejsza debata?
– Temu, żeby się zastanowić, czy Elbląg potrzebuje takiego kwartalnika, a jeśli potrzebuje, to dlaczego ten, który jest, nie spełnia oczekiwań. Być może „Tygiel” nie trafia w gusta i zainteresowani elblążan, być może nie ma promocji – jest parę kwestii, na które należałoby sobie odpowiedzieć. Dlatego zapraszam na dzisiejszą debatę.
– Czy będą na niej przedstawiciele „Tygla”?
– Tak, oczywiście, to jest wspólna decyzja. Spotkałem się kilkakrotnie z panem Tomczykiem, który jest otwarty na różne propozycje, bo bardzo mu zależy żeby ten kwartalnik funkcjonował.
– A jakie jest Pańskie stanowisko w tej sprawie?
– Ja też jestem przekonany, że to ten kwartalnik powinien funkcjonować, nie ma sensu wymyślać jakiejś innego tytułu. Chyba, że są jakieś inne, nieznane mi przeszkody, które uniemożliwiają realizację tego pomysłu. Dzisiejsze spotkanie jest tak naprawdę apelem o pomoc dla „Tygla”. Może wspólnie w takiej rozmowie z udziałem obecnej redakcji i innych osób zainteresowanych uda nam się wypracować taką formułę, żeby nasz, elbląski kwartalnik kulturalny mógł funkcjonować. Uważam, że jest w Elblągu spora grupa ludzi, którzy czytają i którzy chętnie czytaliby elbląski kwartalnik kulturalny, ale z jakichś powodów tego nie robią. Zastanówmy się, z jakich powodów. Wiemy, że istnieje „Tygiel”, wiem, że „Tygiel” jest gotowy na zmiany i otwarty na spotkanie z innymi autorami. Sprawdzimy dziś wiarygodność tych deklaracji, ale mam wrażenie, że pan Ryszard Tomczyk chce, żeby ratować „Tygiel”, ale nie ma siły, żeby go realizować, żeby tak mocno się w to angażować, jak do tej pory.
– „Tygiel” jest dotowany przez Miasto, jakie to są kwoty?
– To nie tajemnica. „Tygiel” jest finansowany w ramach zadań publicznych realizowanych przez stowarzyszenia, konkretnie – przez Stowarzyszenie Elbląski Klub Autorów SEKA. Z tego, co pamiętam, na ten rok otrzymał z budżetu miasta 17 tys. zł.
– To nie są duże pieniądze.
– Ale to są pieniądze podatników, czyli elblążan. To dzisiejsze spotkanie wynika nie z mojego „widzimisię”, ale właśnie z tego faktu. Jeśli chcemy, żeby taki kwartalnik funkcjonował – za takie albo większe czy mniejsze pieniądze – to musimy mieć na to wpływ. Będę rozliczał stowarzyszenia, które dostają od Miasta pieniądze. To jest też moje zadanie, obowiązek statutowy Departamentu Kultury Urzędu Miasta.
– Będzie Pan zadowolony z dzisiejszego spotkania, jeśli...?
– Jeśli uda się połączyć siły. To, moim zdaniem, byłoby najlepsze rozwiązanie. Powinna powstać silna grupa, która zajmie się wszystkim: logistycznie zapanuje nad tym przedsięwzięciem, opracuje biznesplan, będzie pozyskiwać środki – z Miasta, z Województwa, z Ministerstwa Kultury, od sponsorów; grupa ludzi, którzy będą pisać i grupa ludzi, którzy zajmą się promocją. Te rzeczy można oczywiście łączyć, bo nie spodziewam się, że znajdzie się aż tylu aktywnych ludzi. Ale takie przedsięwzięcia opierają się zwykle na dwóch-trzech osobach. Jeśli znajdziemy osoby, którym się chce, mam nadzieję, że uda nam się wyjść z tego spotkania z jakimś konstruktywnym wnioskiem. Spróbujmy się dogadać. I chciałbym podkreślić, że ten pomysł nie jest przeciwko nikomu – żeby to było jasne. Rynek wydawniczy jest trudny, a szczególnie trudny dla kwartalników kulturalnych, jednak innym się udaje. Najważniejsza jest determinacja.
Piotr Derlukiewicz