Gerard Kwiatkowski, założyciel Galerii EL, twórca Biennale Form Przestrzennych przebywał przez kilkanaście godzin w Elblągu. Spotkał się z gronem przyjaciół i odwiedził miejsce, które dzięki niemu stało się centrum sztuk plastycznych. Z Gerardem Kwiatkowskim rozmawiał Andrzej Minkiewicz.
Andrzej Minkiewicz: Przyjechałeś do miejsca, gdzie przeżyłeś lata swojej młodości. Tu w Galerii pozostał trwały ślad twojej pracy, część zrealizowanych marzeń. Jak wspominasz dzisiaj tamte czasy?
Gerard Kwiatkowski: Żyję teraźniejszością, te obecne chwile mają pierwszeństwo i honoruję to, co dzisiaj się tu dzieje. Galerię odwiedziłem po latach. Gdzieś tam, mentalnie, kleję się do niej. Tu miałem wielu przyjaciół, z którymi wspólnie działaliśmy. Była to praca kolektywu. Nigdy nie uważałem, że ja jestem wyłącznym twórcą.
Gdybyś miał możliwość powrotu do tamtych odległych lat, czy podjąłbyś się ponownie trudu przystosowania tego miejsca na Galerię EL?
Ja niczego nie żałuję. Uważam, że wszystko jest na miarę czasów, w których się żyje. Dzisiaj mamy inną sytuację, więc na pewno zaczęłoby się to wszystko od innej strony. Dzisiaj są inne motywacje naszego współuczestniczenia w społeczeństwie, tak że te warunki zawsze dyktuje rzeczywistość.
Wspominasz zapewne czas realizacji rewolucyjnego w latach sześćdziesiątych projektu, jakim było I Biennale Form Przestrzennych. W ocenie socjologów ten projekt sprawił przysłowiowe pospolite ruszenie wśród elblążan.
Wspomnienia z tamtego okresu trwają do dzisiaj. Pracownicy Zamechu, inżynierowie i wszyscy, którzy byli wtedy odpowiedzialni za kulturę w Elblągu, zgodnie współdziałali. Począwszy od prezydenta miasta do sekretarza komitetu, bo to była nasza wspólna sprawa. Bez tej wspólnoty, która była wtedy wyróżniającą się na skalę ówczesnej Polski, nie byłoby biennale. To były przepiękne czasy.
Powstały wtedy formy przestrzenne, które wrosły w pejzaż miasta. Dziś mamy wiek XXI, a w nim inne, rewolucyjne wydarzenia w sztuce…
Te formy to ślad tamtego myślenia. Bo to było wyzwolenie twórczości z zamkniętych pracowni. Pierwsza na taką skalę prezentacja na zewnątrz twórców, którzy mogli połączyć swoje pomysły z konkretną przestrzenią. To biennale różniło się od innych sympozjów rzeźbiarskich tym, że stawiało się abstrakcyjne rzeźby byle gdzie, a tu artysta wybierał sobie miejsce i do tego miejsca projektował formę. Faktem jest, że nie zawsze artyści byli wtedy przygotowani na taką ideę, ale to były początki. W ślad za tym nastąpił rozwój i dzisiaj postrzega się to zupełnie inaczej. W przyszłym roku wspólnie z Galerią EL będę przygotowywał w Elblągu wystawę pod nazwą „Procesy inteligibilne”, która przedstawi dzisiejszy tok myśli artystów plastyków tworzących w Europie. Będzie okazja na przedstawienie nowych trendów w sztuce.
Gerard Kwiatkowski: Żyję teraźniejszością, te obecne chwile mają pierwszeństwo i honoruję to, co dzisiaj się tu dzieje. Galerię odwiedziłem po latach. Gdzieś tam, mentalnie, kleję się do niej. Tu miałem wielu przyjaciół, z którymi wspólnie działaliśmy. Była to praca kolektywu. Nigdy nie uważałem, że ja jestem wyłącznym twórcą.
Gdybyś miał możliwość powrotu do tamtych odległych lat, czy podjąłbyś się ponownie trudu przystosowania tego miejsca na Galerię EL?
Ja niczego nie żałuję. Uważam, że wszystko jest na miarę czasów, w których się żyje. Dzisiaj mamy inną sytuację, więc na pewno zaczęłoby się to wszystko od innej strony. Dzisiaj są inne motywacje naszego współuczestniczenia w społeczeństwie, tak że te warunki zawsze dyktuje rzeczywistość.
Wspominasz zapewne czas realizacji rewolucyjnego w latach sześćdziesiątych projektu, jakim było I Biennale Form Przestrzennych. W ocenie socjologów ten projekt sprawił przysłowiowe pospolite ruszenie wśród elblążan.
Wspomnienia z tamtego okresu trwają do dzisiaj. Pracownicy Zamechu, inżynierowie i wszyscy, którzy byli wtedy odpowiedzialni za kulturę w Elblągu, zgodnie współdziałali. Począwszy od prezydenta miasta do sekretarza komitetu, bo to była nasza wspólna sprawa. Bez tej wspólnoty, która była wtedy wyróżniającą się na skalę ówczesnej Polski, nie byłoby biennale. To były przepiękne czasy.
Powstały wtedy formy przestrzenne, które wrosły w pejzaż miasta. Dziś mamy wiek XXI, a w nim inne, rewolucyjne wydarzenia w sztuce…
Te formy to ślad tamtego myślenia. Bo to było wyzwolenie twórczości z zamkniętych pracowni. Pierwsza na taką skalę prezentacja na zewnątrz twórców, którzy mogli połączyć swoje pomysły z konkretną przestrzenią. To biennale różniło się od innych sympozjów rzeźbiarskich tym, że stawiało się abstrakcyjne rzeźby byle gdzie, a tu artysta wybierał sobie miejsce i do tego miejsca projektował formę. Faktem jest, że nie zawsze artyści byli wtedy przygotowani na taką ideę, ale to były początki. W ślad za tym nastąpił rozwój i dzisiaj postrzega się to zupełnie inaczej. W przyszłym roku wspólnie z Galerią EL będę przygotowywał w Elblągu wystawę pod nazwą „Procesy inteligibilne”, która przedstawi dzisiejszy tok myśli artystów plastyków tworzących w Europie. Będzie okazja na przedstawienie nowych trendów w sztuce.
Andrzej Minkiewicz - Telewizja Elbląska