Nie tak dawno rządzący, mimo dużej skali niezadowolenia społecznego, skazali sześcioletnie dzieci na przedwczesne pójście do nieprzygotowanych na ich przyjęcie szkół. Doświadczenia również elbląskich szkół pokazują, że brakuje m.in. odpowiedniej wielkości i odpowiednio wyposażonych świetlic oraz co najważniejsze spełniających standardy placów zabaw. Obecnie jednak zaczyna się już coś, co w przyszłości może się wymknąć spod kontroli.
Doniesienia ostatnich dni związane z pracami w Sejmie nad nowelizacją ustawy o systemie oświaty mogą rodzić obawę, że nauczyciele to kolejna grupa zawodowa, która w wyniku decyzji rządzących będzie musiała domagać się poszanowania swoich praw. Pomysłowość sięgnęła zenitu, a nazywa się „asystent nauczyciela”.
Ma to być w zamyśle zapewne „produkt” gwarantujący poprawę stanu finansowego polskiej oświaty i podobno bez pogorszenia poziomu edukacji. Nie wiadomo, jak znaczny będzie zakres obowiązków takich osób, a jednocześnie ich kwalifikacje nie mogą odbiegać od kwalifikacji nauczycieli. Podstawą ich zatrudnienia będzie już jednak kodeks pracy, czyli najwyraźniej system 40 godzinnego tygodnia pracy. Czyli to ma być chyba taki niby nauczyciel, którego wprowadzenie do systemu oświaty w efekcie może sprawić duże kłopoty. Co w przyszłości stanie się z obecną kadrą?
Tego typu zabiegi mogą sprawić, że szkoły staną się poligonem przekształcania całego systemu edukacji, ale nie mylmy tego z rzetelną reformą. Karta Nauczyciela powoli będzie przybierać formę zbioru martwych przepisów, a do szkół wejdzie jak nigdy dotąd kryterium ekonomiczne.
Nie można oprzeć się wrażeniu, że do polskiej szkoły wkracza powoli poczucie tymczasowości i brak bezpieczeństwa. Chodzi jednak o to, że mylnie kojarzy się ów brak bezpieczeństwa z losem rzeszy pedagogów. Tu chodzi o nasze dzieci w szkole przyszłości – czyli w jakiej szkole?
Ma to być w zamyśle zapewne „produkt” gwarantujący poprawę stanu finansowego polskiej oświaty i podobno bez pogorszenia poziomu edukacji. Nie wiadomo, jak znaczny będzie zakres obowiązków takich osób, a jednocześnie ich kwalifikacje nie mogą odbiegać od kwalifikacji nauczycieli. Podstawą ich zatrudnienia będzie już jednak kodeks pracy, czyli najwyraźniej system 40 godzinnego tygodnia pracy. Czyli to ma być chyba taki niby nauczyciel, którego wprowadzenie do systemu oświaty w efekcie może sprawić duże kłopoty. Co w przyszłości stanie się z obecną kadrą?
Tego typu zabiegi mogą sprawić, że szkoły staną się poligonem przekształcania całego systemu edukacji, ale nie mylmy tego z rzetelną reformą. Karta Nauczyciela powoli będzie przybierać formę zbioru martwych przepisów, a do szkół wejdzie jak nigdy dotąd kryterium ekonomiczne.
Nie można oprzeć się wrażeniu, że do polskiej szkoły wkracza powoli poczucie tymczasowości i brak bezpieczeństwa. Chodzi jednak o to, że mylnie kojarzy się ów brak bezpieczeństwa z losem rzeszy pedagogów. Tu chodzi o nasze dzieci w szkole przyszłości – czyli w jakiej szkole?
Małgorzata Adamowicz, Paweł Fedorczyk, radni PiS