UWAGA!

Stąpanie wśród kłamstw, prawd i półprawd

 Elbląg, Tomasz Gliniecki od blisko 20 lat prowadzi dziennikarskie śledztwo w związku ze sprawą elbląską
Tomasz Gliniecki od blisko 20 lat prowadzi dziennikarskie śledztwo w związku ze sprawą elbląską (fot. AD)

W nocy z 16 na 17 lipca 1949 roku spłonęła hala nr 20 Zakładów Mechanicznych im. Gen. Karola Świerczewskiego w Elblągu. W poszukiwaniu winnych (tezy o wypadku nikt nie brał przecież pod uwagę) aresztowano kilkaset osób, głównie pracowników zakładu i w szczególności reemigrantów z Francji. Zarzucano im sabotaż, działanie na szkodę odradzającej się, socjalistycznej Polski. Biciem zmuszano do podpisania absurdalnych zeznań, aż wreszcie doprowadzono do skazania. Sprawę elbląską przez wiele lat badał Tomasz Gliniecki, elbląski dziennikarz, a dziś pracownik Muzeum Archeologiczno-Historycznego.

Zdobyte materiały przedstawił podczas dzisiejszego (14 grudnia) spotkania w Kawiarence Historycznej "Clio".
       - Sprawa elbląska sama przyszła do mnie, gdy byłem dziennikarzem radiowym (1992-93r.) - mówi Tomasz Gliniecki. – To jedna z tajemnic Elbląga, która nie została wyjaśniona. Nikt tej rękawicy nie podniósł. Zgłosił się do mnie poszukiwacz tajemnic Marian Dąbrowski. To on wyszukiwał ofiary tamtej sprawy, ja nagrywałem ich wspomnienia, relacje sprzed lat.
       - Znałem ofiary, zacząłem więc szukać katów – dodaje. - Zacząłem szukać faktów. Okazało się, że sprawa elbląska stała obok nurtu głównego stosunków polsko-francuskich. W zasadzie pojawia się w nich sporadycznie. Jest dużo innych spraw, dużo bardziej znanych w Polsce. Sprawa Elbląska nie jest też znana w naszym mieście – przekonuje dziennikarz. - Wpisując w wyszukiwarkę internetową pojawiają się dwa lub trzy krótkie artykuły.
       Przez lata Tomasz Gliniecki szperał, wyszukiwał, odwiedzał archiwa sądowe, wojskowe, nagrywał rozmowy ze świadkami wydarzeń sprzed lat. Podczas dzisiejszego spotkania zaprezentował fragmenty taśm prawdy. Słychać na nich głosy Stanisława Wójcickiego (komendanta straży zakładowej), Edwarda Dawidowicza (strażnika) oraz Bolesława Bubulisa, pracownika stalowni, a także reemigranta z Francji. Wszyscy trzej spędzili w więzieniu kilka lat. Byli przetrzymywani w Elblągu, w Gdańsku i w Warszawie. Za co? Za nic, przecież byli niewinni. W ogóle nie wiedzieli, dlaczego zostali zatrzymani. Jednak biciem, dręczeniem, upodleniem funkcjonariusze stalinowskiego reżimu wymusili na nich odpowiednie zeznania.
       - Jak bili podpisywałem, co chcieli. Jak nie bili – odwoływałem. I tak w kółko – przyznał Edward Dawidowicz. – Mówili, że niby ja, jako strażnik, na swojej zmianie wpuściłem na teren hali francuską grupę dywersyjną, która dokonała podpalenia. Myślałem wtedy o żonie i dzieciach. W końcu zapadł wyrok i to było dla mnie najważniejsze. To był koniec cierpienia.
       W wyniku przesłuchań Bolesław Bubulis nawet narysował bombę, którą rzekomo podłożył na terenie zakładu.
       - Kopali i bili po nerkach. Mówili: możesz się nie przyznawać, a i tak będziesz cierpiał. Będziesz umierał w więzieniu – płynął z taśmy głos Bubulisa.
       Procesy w tzw. sprawie elbląskie ruszyły w roku 1952. Skazano kilkadziesiąt osób, w tym trzy na karę śmierci. Tych wyroków nie wykonano. Prasa pisała o nich: „kryminaliści, degeneraci, oślizgłe gady, szpiedzy, podpalacze, pobratymcy neohitlerowców”.
       - W 1956 r. prawie wszyscy wyszli – wskazuje Tomasz Gliniecki.
       Jednak to, co zastali po opuszczeniu więziennych murów było ruiną życia. Sekretarka kierownika hali nr 20 przeżyła szok. Okazało się, że jej mąż nie chciał być „mężem sabotażystki” więc się z nią rozwiódł. Następnie ożenił powtórnie i doczekał potomstwa. Jej dzieci trafiły do domu dziecka. Ona sama przez dłuższy czas nie mogła znaleźć pracy, bo gdy dochodziła do „byłam skazana” odmawiano jej zatrudnienia.
       Sprawa elbląska to wiele złamanych życiorysów, wiele cierpienia i krzywdy ludzkiej. Posłużyła do lokalnego rozprawienia się z „niepraworządnymi” elementami w mieście. Epoka pionierskiego Elbląga, pełnego entuzjazmu pomimo nowego systemu, została zamknięta. W wymiarze krajowym natomiast stała się tzw. straszakiem.
       - Ofiary po latach ubiegały się o dodatki do rent, o dokumenty kombatanckie, ale nie mogły ich dostać – mówi Tomasz Gliniecki. – Większość z tych ludzi nie podlega pod ustawę, nie walczyli bowiem o niepodległy byt Państwa Polskiego. Bo nic nie zrobili. No, a co mieli robić? Byli niewinni i trafili do więzienia.
       No właśnie, a czy udało się wyjaśnić, jak doszło do pożaru hali nr 20?
       - To jest rzecz, której już nie szukam, bo i chyba nie uzyskam odpowiedzi na pytanie, co się tak naprawdę wtedy stało – przyznaje Tomasz Gliniecki. - Czy hala była podpalona czy nie? Wszystko wygląda na to, że to był przypadek. Duże prawdopodobieństwo jest takie, że zaczęło się od zwarcia instalacji elektrycznej.
       Czy zatem śledztwo dziennikarskie już się zakończyło?
       - To stąpanie wśród kłamstw, prawd i półprawd – mówi Tomasz Gliniecki. - Nie wiem czy to śledztwo kiedykolwiek się zakończy. Umiejętność czytania tych prawd będzie oceną. Każdy następny po mnie będzie miał inną. Skoro jednak po kilkunastu latach dysponuję wiedzą, dokumentami, nagraniami wspomnień ofiar, jest szansa na rozpowszechnianie tego. Przygotowuję cykl edukacyjny dla młodzieży o Elblągu. Sprawa elbląska jest jedną z tych, które chciałby im przypomnieć. Jednak w sposób interesujący, by była to „żywa” historia.
       Cykl miałby obejmować historię naszego miasta w XX wieku: od Schichaua, przez I i II wojnę światową, czas pionierski, Grudzień ’70, czas „Solidarności”.
      
       ***
       Ofiary Sprawy Elbląskiej upamiętnia Skwer i tablica z napisem:
       „Nocą z 16 na 17 lipca 1949 roku spłonęła hala nr 20 Zakładów Mechanicznych. Pod zarzutem sabotażu i działania na rzecz obcego wywiadu aresztowano wielu elblążan. W sfabrykowanym przez Urząd Bezpieczeństwa Publicznego śledztwie najbardziej ucierpieli osiedleni w Elblągu reemigranci z Francji, którym zarzucono stworzenie siatki szpiegowskiej. Skazano kilkadziesiąt osób, w tym trzy na karę śmierci. Był to najsilniejszy cios, jaki zadano mieszkańcom Elbląga w czasach stalinowskich.”
      

Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem... (od najstarszych opinii)
  • Cios który zadała Elblągowi 3RP po 89r likwidując skutecznie elbląski przemysł, był znacznie bardziej dotkliwy. A Stalin to już 50 lat temu umarł.
  • Brawo poprzednik. Niech pan Tomasz zbada jak w ciągu kilku miesięcy wywieziono z Elbląga 40 letni dorobek pracowników ZAMECHU. Gdzie podziały się maszyny i obrabiarki najnowszej generacji. Jak i kto uwłaszczył zakład w którym pracowało 8 tysięcy ludzi. To dopiero będzie kryminał.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    @wczerwonym(2010-12-15)
  • Pamiec, pamiecia ale z ta upolityczniona historia jeszcze koleje 50 lat PiS z PO i SLD beda sobie geby wycierac. Bo nie ma jednej historii. Kazda wyglada inaczej w kazdej z tych partii. A ja sie pytam wciaz to jak bylo wkoncu naprawde?????Jedna Polska, jeden kraj, jeden narod a historii watkow dziesiatki.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    Uszatek(2010-12-15)
  • @wczerwonym: lepiej zajmij się "ZPO Truso", tam są znacznie ciekawsze watki, ale niewygodne. Dla Indian.
  • Weź się lecz @wczerwonym. Jakie najnowocześniejsze maszyny? Do czego? Do lodów, do szycia, czy do miecha?:))) Pracuję w tym zakładzie już trochę i wiem jakimi maszynami dysponował ZAMECH, jakimi warsztaty szkolne szkoły zamechowskiej. Prakrykę mieliśmy na standardowych obrabiarkach konwencjonalnych. Kilka pamiętało Schichaua. O numeryku mogliśmy pomarzyć.
  • Zawsze przy okazji artykułów o komunie i całym tym syfie znajdą się jakieś oszołomy jak ci z pierwszych komentarzy, którzy stwierdzą, że za komuny było cacy a wuja Stalin to wogóle był fajny i o niczym nie wiedział bo go jego urzędnicy oszukiwali a on chciał przecież dobrze. .. .
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    mgr historii(2010-12-15)
  • Od 6 lat z pasja maniaka obserwuje rozwój kariery jego mościa. Wciąż mnie zdumiewa. W iluż gazetach to juz pisał i proszę teraz jest pracownikiem muzeum. Czyli jest dziennikarzem, historykiem, czy archeologiem?
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    zdumiony(2010-12-15)
  • mało tego Pan Gliniecki był również niedawno dyrektorem Elbląskiej Orkiestry Kameralnej! Człowiek który nie ma pojęcia o muzyce. .. ale za to ma chyba znajomości i układy! Na szczęście już Słonina ze swoją świtą nie będzie stawiał na stołkach dyrektorskich każdego analfabete jaki mu się nawinie. Pan Glniniecki nie sprawdział się w orkiestrze to szybko go wsadzili do muzeum i stał się archeologiem:) Mam nadzieję że nowy prezydent będzie patrzył na kompetencje i wykształcenie przy zatrudnianiu pracowników. ..
  • Pracowałem z kilkoma ludźmi w Zamechu, którzy przeszli to piekło. Przy mrozie takim jak mamy dziś za oknem byli nago wystawiani na balkon by skruszeli i się przyznali. Szkoda, że ich już wśród nas nie ma, bo by mogli w telewizji opowiedzieć jak to było.
  • Ciekawe komu ten Gliniecki na odcisk nadepnał że za nim tak psy ujadają ?
  • szkoda że tak póżno o tym się pisze wiele osób nieżyje. Mojej koleżanki tatuś był komendantem milicji w owym czasie został aresztowany wywieziony do w-wy na rakowiecką jak wrócil pożył kilka miesięcy miał rodzinę we Francji Szkoda że tak pózno tych ludzi już nie ma
  • Mojej koleżanki tatuś był w owym czsie komendantem milicji. Został aresztowany wyieziony do W-wy trzymany na rakowieckiej a po powrocie do domu zmarł. a to tylko dlatego że mieli rodzine w Francji. Szkoda ludzi którzy wycierpieli przez prowokacje
Reklama