UWAGA!

Ubiera ciało i duszę. Z miłością

 Elbląg, Aleksandra Sawicka ubiera ciało i duszę
Aleksandra Sawicka ubiera ciało i duszę (fot. Anna Dembińska)

W dresie czujemy się swobodnie, luźno i wygodnie. Czy tak samo może poczuć się panna młoda w eleganckiej sukni ślubnej? Aleksandra Sawicka przekonuje, że tak. Sama projektuje, szyje i ozdabia takie wyjątkowe kreacje: - Gdy panna młoda przez 5 minut ogląda suknię, delikatnie dotyka materiału, a łzy płyną jej po policzkach to dla mnie jest jak balsam na serducho – przyznaje równie wzruszona artystka-krawcowa, która ubiera ciało i duszę. Z miłością. Zobacz zdjęcia.

- Szyld „Dresowe Love” przy drzwiach Pani firmy/atelier nawiązuje do dresu, jako luźnego, sportowego stroju? A może to wskazanie na sukienkę, czyli z angielskiego „dress”?
       Aleksandra Sawicka:
- Zaczęło się faktycznie od dresu, ale chciałam, by nazwa była trochę przewrotna (śmiech).
      
       - Pierwszy dres uszyła Pani dla?
       - … syna, choć szyję i maluję od urodzenia – własnego (śmiech). Jednak ponad 3 lata temu wymyśliłam, że będę robiła dresy. Zdjęcia swoich projektów wrzucałam na facebooka i okazało się, że te dresy podobają się nie tylko mi. Ludzie chcieli mieć to samo, co nosił mój syn. Zadziało się. W końcu przyszedł moment, gdy tę działalność należało zalegalizować. Taki był właśnie mój start biznesowy.
       Pomyślałam, że chcę stworzyć pracownię krawiecko-artystyczną. Miejsce, do którego będą przychodzić ludzie, siadać na kanapie i rozmawiać. Nawet jeśli przyjdzie ktoś bez pomysłu to ja stworzę coś, w czym będzie czuł się dobrze, bo to zawsze było dla mnie najważniejsze.
      
       - Czyli w nazwie dres, ale chodzi o przekonanie, że luźne samopoczucie można zachować i w sportowym, i wieczorowym stroju?
      
– Tak, by wychodząc na elegancki bal czuła się pani tak komfortowo, jak w dresie i w kapciach. A jednak wyglądała inaczej.
      
       - Jak milion dolarów?
      
- Właśnie.
      
       - Pracuje Pani sama, ale w atelier jest ruch.
      
- Pracuję sama, ale nagle przyjeżdża koleżanka, bo mówi, że potrzebuje coś przeszyć na overlocku. Oczywiście, nie ma sprawy. Albo inna koleżanka dzwoni: „Chciałabym coś uszyć dla swoich dziewczyn pod twoim okiem”. Zapraszam.
       Nie jestem panią krawcową, do której się przyjeżdża i można od niej coś kupić. Ja nawet nie mogę powiedzieć o moich klientkach „klientki”, bo zwyczajnie się zaprzyjaźniamy. Na początku, oczywiście, to klientka, ale po kilku spotkaniach dochodzimy do etapu przeżywania. Bo jest sobota, godzina 17 i wiem, że moja Ania bierze ślub. I już jestem w stresie czy wszystko będzie ok.
      
       - Szyje Pani suknie ślubne?
      
- Też. Tworząc logo firmy zastanawiałam się czy nie powinna tam znaleźć się złota rybka, bo nie ma rzeczy niemożliwych (śmiech). Zaczęłam od podstawowych rzeczy, jak czapki dla dzieci czy kominy z ręcznie malowanymi wzorami. A to ktoś wymyślił, że chce podobiznę swojego pupila, owczarka niemieckiego na czapce. A to dziewczynki chciały na bluzach umieścić swoją świnkę morską i chomika. Były to rzeczy mocno spersonalizowane. Generalnie trafiają do mnie ludzie, którzy chcą czegoś, co może ich wyróżnić. Chcą czegoś, czego nie ma w sieciówkach. Otrzymują więc ubrania wyjątkowe. Nawet suknie ślubne, w których panna młoda będzie czuć się swobodnie. Po prostu, przychodzi do mnie, wkłada ręce, a suknia wpada na nią i się do niej dopasowuje. Wiadomo, takie rzeczy nie powstają szybko. To długie godziny mojej pracy, 150-200 elementów naszywanych ręcznie, każdy kawałek koronki jest dopasowany do sylwetki.
      
       - A niestandardowe zlecenia?
      
- Aaa! Jubiler nie ma paluszków do obróbki biżuterii! No to robimy 400 paluszków (śmiech).
      
       - Ważny dzień?
      
- 7 października 2016 r. Wówczas moja dawna szkoła [Zespół Szkół Gospodarczych – red.] poprosiła mnie o przygotowanie pokazu mody sygnowanego elbląskimi restauracjami. To było dla mnie ogromne wyróżnienie, tym bardziej, że mogłam stanąć ramię w ramię z Anią Pisarczyk - moim guru z tej szkoły. Wyróżnienie także dlatego, że pośród tylu absolwentów to ja zostałam poproszona o ten pokaz. To było przeżycie, które zostanie głęboko w moim serduchu.
      
       - Wróćmy do pracy. Ile czasu i serca potrzeba, by powstała jedna suknia?
      
- Bywa różnie. Nie wiem czy jestem bardziej artystką czy krawcową, ale nie odejdę od stołu dopóki suknia nie jest skończona. Przynajmniej w zarysie końcowym. Klientka nie przychodzi do mnie na 10 przymiarek, ale na ewentualnie dwie. Widzę więc czy moja praca wywołuje zachwyt czy może trzeba jeszcze coś poprawić. Często umawiamy się na zakupy w sklepie z tkaninami. Staram się bowiem kupować je stacjonarnie, by klientka, która do mnie przychodzi miała możliwość dotknięcia faktury, dopasowania koloru do karnacji, do oczu. Zdarza się, że efekt końcowy jest inny niż zakładałyśmy, bo np. przychodzi Basia, która marzy o różowej sukience z tutu na dole, a wychodzi z szaro-wrzosową sukienką, z naszywaną koronką i cyrkoniami swarovskiego. I jest zadowolona.
       Fajne jest też to, że te rzeczy do mnie wracają. Przeszły już dwie czy trzy imprezy, ale są na tyle fajne, że właścicielka nie chce się z nimi rozstawać. Trochę więc zmieniamy, przerabiamy, modyfikujemy dół, coś odpruwamy (śmiech).
      
       - Ręcznie wykonana sukienka musi chyba słono kosztować?
      
- Myślę, że nie. Pracuję na polskich produktach, opieram się na pracy ręcznej, ale w porównaniu przygotowanym przez marketingowców mieszczę się na średniej półce. Za sukienkę wizytową wychodzi ok. 300 zł. To dużo? A jest to sukienka indywidualna, nie ma możliwości, by się powtórzyła.
       Mocno zżywam się z osobami, które mnie odwiedzają i trudno mi jest wycenić później moją pracę (śmiech).
      
       - Chętnie dzieli się Pani swoją wiedzą i warsztatem nawet z najmłodszymi.
      
- Chcę zarażać innych swoją pasją. Pokazać, że nie wszystko trzeba kupić, że można samemu stworzyć coś fajnego. Właśnie dlatego prowadzę warsztaty np. dla przedszkolaków. Dzieci robią poduszki, same barwią materiały, wypychają je piłką sylikonową. Jest wielka radość, gdy nacisną guzik w hafciarce i obrazek sam się maluje (śmiech). W ten sam sposób dużo pracuję i ze swoim dzieckiem. Razem tworzymy maskotki.
       Prowadziłam także warsztaty dla kadry przedszkolnej, bo panie chciały zobaczyć jak to jest z tym szyciem. Robiły torby na zakupy, malowały farbami i naszywały różne elementy. Przekonały się, że bawić można się nie tylko podczas spotkania w restauracji czy w klubie. To dobra integracja.
      
       - Jakich cech wymaga praca krawcowej (z artystyczną duszą)? Cierpliwości?
      
- Najbardziej pożądana jest kreatywność. Cierpliwość kształtuje się przy samej pracy, bo każdy kolejny – ze 150 – element koronki, który trzeba przyszyć wycisza (śmiech).
      
       - Palce nie bolą?
      
- Trochę bolą. Mojej pannie młodej często składam życzenia, by była przynajmniej tak szczęśliwa, ile razy ja ukłułam się w palec (śmiech).
       Z kolei malowanie to dla mnie forma terapii, oderwania się od rzeczywistości. A gdy potrzebuję być wśród ludzi to mam taką możliwość i szczęście. Nasz drogi z klientkami nie rozchodzą się, zaprzyjaźniamy się i one później mnie odwiedzają nawet tylko po to, by pogadać.
      
       - Stąd „love”.
      
- Chyba tak. Kocham robić to, co robię i kocham ludzi, z którymi pracuję. Mam ogromne szczęście, bo moja pasja jest sposobem na życie.
      
       - Jednak pracuje Pani sama.
      
- Firma jednoosobowa, ale nie oznacza to, że nie chciałabym kogoś do pomocy. Jednak trudno jest znaleźć odpowiednią osobę. Nie chodzi bowiem tylko o rzemieślnika, ważna jest też osobowość. Ja nie idę ślepo za trendami, robię coś indywidualnego. Mam zasadę – nie podszywam, czyli nie kopiuję cudzych wzorów. Jeśli ktoś nad czymś myślał i coś stworzył, tak jak i ja myślę, i tworzę, to szanuję jego pracę.
      
       - A czy szyje Pani dla siebie?
      
- Zdarza się, ale z braku czasu szewc bez butów chodzi (śmiech). Jednak z dumą noszę swoje rzeczy.
      
       - Jakich strojów najwięcej wyszło spod Pani igły?
      
- Zauważalna jest sezonowość. Okresy weselno-komunijne to czas na rzeczy wizytowe, zaś jesień-zima to czas przedszkolnych rzeczy dla dzieci. W pierwszym roku mojej działalności na Boże Narodzenie bardzo mocno akcentowana była moda mama-córka i wtedy wyszło spod mojej igły 50 takich zestawów. I później, stojąc przy swoim wigilijnym stole, zdałam sobie sprawę, ile osób stoi w tym samym czasie w moich rzeczach. To mocno mi uświadomiło, jak fajne jest to, co robię. Na kolejne Boże Narodzenie byłam pod choinką, byłam też Zajączkiem Wielkanocnym (śmiech). Fajnie jest móc zrobić komuś przyjemność. Jak widzę, gdy przychodzi klientka - na dwa dni przed swoim ślubem - i przez 5 minut ogląda suknię, delikatnie dotyka tkaniny, a łzy płyną jej po policzkach to dla mnie jest to balsam na serducho. Ludzie są szczęśliwi, gdy ode mnie wychodzą.
      
rozmawiała Agata Janik

Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem...
  • BARDZO POZYTYWNA OSOBA!!! Zarażająca swoim optymizmem i otwartością do ludzi! Życzymy pani OLI wytrwałości i utrzymania się na rynku branżowym! Powodzenia zaprzyjaźnione PRZEDSZKOLE.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    5
    0
    izaakaa(2017-10-16)
  • Ola jest cudowną osobą! Zaraża swoją pozytywną energią, a po każdej wizycie u niej wychodzę pełna pomysłów i natchniona. Super, że jesteś
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    4
    0
    TwojaFotograf(2017-10-16)
  • Miałam przyjemność u Oli zamawiać różne kreacje. Długo by opowiadać o tym jak wspaniale nam się razem spędzało ten czas. O efekcie końcowym nie muszę już chyba wspominać. Wszystkie jej prace są piękne fantazji, wyjątkowe, niecodzienne... każdemu polecam współpracę z Olą.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    KanzashiWoman (2017-10-17)
  • Miałam przyjemność u Oli zamawiać różne kreacje. Długo by opowiadać o tym jak wspaniale nam się razem spędzało ten czas. O efekcie końcowym nie muszę już chyba wspominać. Wszystkie jej prace są pełne fantazji, wyjątkowe, niecodzienne... każdemu polecam współpracę z Olą.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    2
    0
    KanzashiWoman (2017-10-17)
  • Cudowna osoba, niezwykła kreatywność i talent :-) Ola nie szyje ot tak po prostu. .. Ola tworzy dzieła sztuki. Brawo!
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    1
    0
    BeadingLady(2017-10-18)
Reklama