Roznosiciele ulotek spotykają się z różnymi reakcjami. - Są ludzie przychylni, ale zdarzają się także komentarze typu "znowu roznoszą te śmieci" - mówi jedna z dziewczyn. - A to przecież moja praca...
- Ulotki roznoszę od dwóch miesięcy - mówi Dorota. - Mam za sobą trzy lata studiów humanistycznych, znam język obcy, na karku prawie trzydziestka, jednak kryzys na rynku pracy sprawia, że trzeba chwytać się każdej możliwości zarobku.
- Zresztą jest to nawet ciekawe doświadczenie ? dodaje Dorota. - Dziennie odwiedzam blisko tysiąc mieszkań. Każdą ulotkę wieszam skrupulatnie na klamce.
Aśka ma 20 lat, ukończyła elbląskie liceum. Roznosi ulotki hipermarketu. O swojej pracy mówi:
- Dwa grosze od ulotki to nie dużo, jednak my kładziemy zwyczajnie gazetki reklamowe na wycieraczce, jest łatwiej niż bym miała każdą sztukę powiesić na klamce.
- Pracuje przy ulotkach na czarno, tak polityka Millera - śmieje się Ania. - Zatrudnia mnie wysportowany, krótko ostrzyżony osiłek, nie bardzo szanuje moja pracę. Daje mi co kilka, kilkanaście dni jak ochłap po 50 zł, choć jest mi winien przeważnie dwa razy tyle. Wie, że jest bieda, więc mnie wykorzystuje.
Kiedy Ania umawia się z nim po wypłatę, ten spóźnia się z godzinę, ale nie wygląda, by czuł się z tego powodu winny. Kiedy już sięga do kieszeni po pieniądze, wydaję się, że jest bardzo zmęczony...
Roznosiciele ulotek spotykają się z różnymi reakcjami mieszkańców:
- Jak w życiu. Są ludzie przychylni, sami biorą nieraz ulotki, gdy idą na najwyższe piętro. Zdarzają się także komentarze typu "znowu roznoszą te śmieci", niektórzy nie wpuszczają nawet przez domofon. A przecież to moja praca ? wyjaśnia jedna z dziewczyn.
Pracodawca może zawsze sprawdzić roznosiciela ulotek.
- Staram się uczciwie wykonywać tę pracę, jednak wiadomo, z tysiąca jakieś sto musowo ląduje w koszu... Zresztą jakbym miała traktować tę pracę jak szef mnie, to całość musiałaby wylądować w śmietniku - żartuje Dorota. - W taki sposób można stracić bezpowrotnie zarobek z kilku dni, nie opłaca się. Zdarza się bowiem, że szef objeżdża teren i sprawdza.
Teren terenowi nie równy. Najlepsze są wieżowce: im więcej mieszkań na piętrze, tym szybciej schodzą ulotki i jest mniej biegania po schodach. Czasami jednak zdarza się, że domy mają po kilka pięter, a mieszkań jest w nich bardzo mało.
Pytani o zarobki roznosiciele ulotek wyjaśniają: ?Dwa lub trzy grosze od sztuki, jak dobry teren to na tydzień stówkę można wyciągnąć?. Dorota po całym dniu biegania po piętrach czuje się wykończona i... brudna.
- Zresztą jest to nawet ciekawe doświadczenie ? dodaje Dorota. - Dziennie odwiedzam blisko tysiąc mieszkań. Każdą ulotkę wieszam skrupulatnie na klamce.
Aśka ma 20 lat, ukończyła elbląskie liceum. Roznosi ulotki hipermarketu. O swojej pracy mówi:
- Dwa grosze od ulotki to nie dużo, jednak my kładziemy zwyczajnie gazetki reklamowe na wycieraczce, jest łatwiej niż bym miała każdą sztukę powiesić na klamce.
- Pracuje przy ulotkach na czarno, tak polityka Millera - śmieje się Ania. - Zatrudnia mnie wysportowany, krótko ostrzyżony osiłek, nie bardzo szanuje moja pracę. Daje mi co kilka, kilkanaście dni jak ochłap po 50 zł, choć jest mi winien przeważnie dwa razy tyle. Wie, że jest bieda, więc mnie wykorzystuje.
Kiedy Ania umawia się z nim po wypłatę, ten spóźnia się z godzinę, ale nie wygląda, by czuł się z tego powodu winny. Kiedy już sięga do kieszeni po pieniądze, wydaję się, że jest bardzo zmęczony...
Roznosiciele ulotek spotykają się z różnymi reakcjami mieszkańców:
- Jak w życiu. Są ludzie przychylni, sami biorą nieraz ulotki, gdy idą na najwyższe piętro. Zdarzają się także komentarze typu "znowu roznoszą te śmieci", niektórzy nie wpuszczają nawet przez domofon. A przecież to moja praca ? wyjaśnia jedna z dziewczyn.
Pracodawca może zawsze sprawdzić roznosiciela ulotek.
- Staram się uczciwie wykonywać tę pracę, jednak wiadomo, z tysiąca jakieś sto musowo ląduje w koszu... Zresztą jakbym miała traktować tę pracę jak szef mnie, to całość musiałaby wylądować w śmietniku - żartuje Dorota. - W taki sposób można stracić bezpowrotnie zarobek z kilku dni, nie opłaca się. Zdarza się bowiem, że szef objeżdża teren i sprawdza.
Teren terenowi nie równy. Najlepsze są wieżowce: im więcej mieszkań na piętrze, tym szybciej schodzą ulotki i jest mniej biegania po schodach. Czasami jednak zdarza się, że domy mają po kilka pięter, a mieszkań jest w nich bardzo mało.
Pytani o zarobki roznosiciele ulotek wyjaśniają: ?Dwa lub trzy grosze od sztuki, jak dobry teren to na tydzień stówkę można wyciągnąć?. Dorota po całym dniu biegania po piętrach czuje się wykończona i... brudna.
Michał Weiss