UWAGA!

Byliśmy świetnym, zgranym zespołem

 Elbląg, Byliśmy  świetnym, zgranym zespołem
fot. arch. prywatne

Ona nie marzyła o tym, by zostać tancerką. On lubił tańczyć do muzyki Michaela Jacksona. Oboje dziś już nie zajmują się tańcem, ale okres spędzony na parkiecie w ich rodzinnym Elblągu zmienił ich życie na zawsze. Z sentymentem powracają do dawnych czasów na chwilę przed 20. rocznicą wywalczenia przez formację Lotos Jantar mistrzostwa świata.

Dominika Kiejdo: Jak się zaczęła Pani przygoda z tańcem?

Olga Korbolewska: Prawda jest taka, że Antoni Czyżyk jest moim wujkiem. Gdy byłam mała, spotkał mnie kiedyś bawiącą się na podwórku. Szedł właśnie do Światowida, gdzie miał prowadzić kurs tańca i powiedział do mnie: "Olga, tak biegasz po podwórku. Może byś przyszła na kurs tańca?". Po powrocie do domu powiedziałam mamie, że chciałabym spróbować i wtedy mama za moją namową zgłosiła mnie i mojego brata na kurs tańca. W tamtych czasach nie było zbyt wielu opcji zajęć dodatkowych. Pamiętam, że do wyboru był taniec ludowy i piłka ręczna. Ja wybrałam taniec towarzyski.

 

- A jak to było w Pana przypadku?

Kamil Luberecki: Kiedy miałem 7 lat, chciałem tańczyć jak Michael Jackson w teledyskach, więc mama zaprowadziła mnie na tańce. Dopiero po kilku latach zorientowałem się, że w tańcu towarzyskim nie będzie za wiele ruchów Michaela, ale spodobało mi się tańczenie z dziewczynami, więc tak już zostało.

  Elbląg, Byliśmy  świetnym, zgranym zespołem
fot. arch. prywatne

 

- Jakim trenerem był Antoni Czyżyk?

OK: Podczas treningów nie mogłam mówić do niego "wujku". Zawsze zwracałam się do niego "trenerze" i zwracam się tak do niego do dnia dzisiejszego. Nie chciałam, żeby inni odczuli, że jestem w jakiś sposób faworyzowana. Ja niesamowicie podziwiam Antoniego. Jest moją inspiracją. Pochodzimy z małego miasteczka, a on osiągnął tak wiele i konsekwentnie dążył do założonego celu mimo różnych kłód pod nogami. Elbląg jest małym miastem a on sprawił, że zasłynęliśmy na świecie. Poza naszymi umiejętnościami oraz wysokim poziomem tanecznym wszystkich par z formacji była to właśnie ogromna zasługa Antoniego. Oczywiście przy współpracy z Arianą Schiessler, niesamowitą trenerką, do której również mam ogromny szacunek. Antoni nie tylko nas uczył, ale też nas wychował. Był taki okres, w którym więcej czasu spędzałam z Antonim niż z własnym tatą ponieważ mój czas był wypełniony przez zajęcia w szkole, treningi oraz obozy taneczne.

 

- A jak Pan wspomina Antoniego Czyżyka. Był wymagającym nauczycielem?

KL: Antoni był oczywiście wymagający, ale przede wszystkim był bardzo motywujący i świetnie "zarządzał zespołem", którym w tym wypadku była formacja. Bardzo trudno jest zmobilizować tyle osób do wspólnych treningów i wyjazdów przez wiele lat i idealnego zgrania na parkiecie, pomimo tego, że każdy prywatnie ma trochę inne priorytety, ambicje czy po prostu temperamenty. Antoni robi to po mistrzowsku, czego z resztą dowodzą duże sukcesy różnych prowadzonych przez niego formacji przez ponad 20 lat.

 

- 20 lat temu Lotos Jantar zdobył mistrzostwo świata. Musieliście tworzyć zgrany zespół. Bez tego trudno o taki sukces.

OK: Tworzyliśmy świetny zespół, który wydaje mi się, był najdłużej działającym składem. Spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu. Trwało to wiele lat, od małego po wiek dorosły. Ten zespół był jak prawdziwa rodzina. Do dziś z niektórymi osobami jestem w stałym kontakcie i w świetnych relacjach. Najlepszy kontakt mam z Olą Lazarowską i Kasią Torłop. Każda z nas jest obecnie mamą dwójki dzieci i regularnie rozmawiamy ze sobą przez internet, a jak jesteśmy w Polsce, to staramy się ze sobą spotkać.

 

- Jak wspomina Pan dzień, w którym zdobyliście mistrzostwo świata jako formacja?

KL: Fajne uczucie zrealizowania celu, który wcześniej wydawał się prawie niemożliwy. Polecam wszystkim dążenie do tego, chociaż może być oczywiście w dowolnej dyscyplinie.

 

- Ma Pan kontakt z tancerzami w formacji? Spotykacie się? Wspominacie stare dobre czasy?

KL: Oczywiście, to zawsze była mocna ekipa i tak zostało do dzisiaj. M. in. w kilka osób jeździmy co roku na kilka dni do Iławy w odwiedziny do Antoniego na letnie obozy taneczne klubu Jantar. Czasem w przypływie euforii uda się nawet wejść na treningowy parkiet i pokazać młodzieży jak to się robiło za naszych czasów. Raz na jakiś czas widujemy się w większym gronie (jak np. tydzień temu po Baltic Cup) i wtedy rzeczywiście wracają formacyjne wspomnienia, a "śmiechom nie ma końca". Tylko z rana trochę boli głowa (śmiech).

 

- Tańczyła Pani z Markiem Kucharczykiem. Jaką tworzyliście parę?

OK: Taniec z Markiem to była czysta przyjemność. Przyznam szczerze, że zawsze się wspieraliśmy jako partnerzy. Nie pamiętam nawet, czy kiedykolwiek się pokłóciliśmy, co jest normalne przy tylu godzinach treningów. Inaczej było z moim bratem, z którym też tańczyłam. Duet rodzeństwa nie za bardzo się sprawdził, bo dochodziło między nami do sprzeczek. Mój brat ostatecznie zrezygnował z treningów. To był tylko epizod w jego życiu, ja przetańczyłam łącznie 16 lat.

 

- Podczas jubileuszowej edycji Baltic Cup Wasz zespół miał okazję spotkać się po latach. Pani niestety nie mogła być na tym spotkaniu...

OK: Dwa miesiące temu urodziłam drugą córeczkę i niestety nie udało mi się dotrzeć do Elbląga. Było mi bardzo przykro z tego powodu.

 

- Mieszka Pani w Londynie. Jak często odwiedza Pani rodzinne strony?

OK: Do Elbląga przyjeżdżam najczęściej z okazji świąt i w wakacje. Gdy urodziła się moja pierwsza córeczka, która teraz ma 3,5 roku, bywaliśmy tu częściej, zależało mi na tym, by często widziała dziadków i miała z nimi kontakt. Staramy się być w Polsce 3-4 razy do roku.

 

- A Pan często wraca w rodzinne strony?

KL: Tak, dosyć często, z tym większą przyjemnością, kiedy widzę, jak bardzo Elbląg się stale rozwija. Moja czteroletnia córka też zresztą urodziła się w Elblągu, ale to już dłuższa historia...

 

- Co zmieniło się w Pana życiu przez te 20 lat? Co robi Pan dziś?

KL: Na studia przeniosłem się do Warszawy. Tamtejsze kluby tańca towarzyskiego nie miały już dla mnie takiego klimatu jak elbląski Jantar, ale przez kilka lat tańczyłem jeszcze w komercyjnych grupach tańca nowoczesnego (głównie żeby dorobić do studiów). Potem przez wiele lat pracowałem w jednej z warszawskich "korporacji", a ostatecznie założyłem kilka własnych firm w różnych branżach (jedna z nich jest zresztą w gronie sponsorów turnieju Baltic Cup od kilku ostatnich edycji). Moją nową pasją sportową stał się wakeboard - pływanie na desce na wyciągu z przeszkodami do różnych akrobacji. Tutaj też pomaga nabyte w tańcu poczucie równowagi, koordynacja ruchów i obrotów np. podczas dalekich skoków z rotacjami. Mam nadzieję, że kiedyś taki Wake Park powstanie na elbląskim basenie odkrytym, bo jest to idealne wręcz miejsce i przysporzyłoby Elblągowi sporo popularności.

 

- A co działo się w Pani życiu, po tym jak odeszła Pani z zespołu. Czy taniec nadal był obecny w Pani życiu?

OK: Rozpoczęłam studia na AWF w Gdańsku. Podczas studiów nadal brałam udział w treningach. Potem uczyłam tańca, a następnie wybrałam się na kolejne studia, studia fizjoterapeutyczne. Po studiach przeprowadziłam się do Warszawy i zaczęłam pracować w zawodzie fizjoterapeuty. Pracowałam w klinice ortopedycznej, najlepszej w tamtym czasie w Polsce. Bardzo dużo wymagano tam od pracowników. Spędzałam więc w pracy całe dnie, po pracy czytałam artykuły naukowe, musiałam przygotowywać różne prezentacje. Współtworzyłam też laboratorium biomechaniczne i wtedy całkowicie odpuściłam taniec, jednak w ramach laboratorium robiłam badania na tancerkach baletowych. Badania dotyczyły licznych aspektów biomechanicznych tj. koordynacja, analiza siły mięśniowej oraz analiza ruchu wybranych figur baletowych. Do mojego laboratorium trafiały najlepsi tancerze baletowi. Wszystkie pacjentki, które były związane z różnymi formami tańca, zawsze trafiały do mnie. Z tymi badaniami występowałam też na konferencjach naukowych w tym poświęconych medycynie tańca. W Warszawie poznałam swojego obecnego partnera i z czasem wyemigrowałam do Londynu.

 

- Odnalazła się Pani w tak ogromnym i wielokulturowym mieście?

OK: Londyn jest dość specyficzny i mimo że jestem otwarta na inne kultury, długo nie mogłam się tu odnaleźć. Całe szczęście nie mieszkamy w centrum Londynu, a na jego obrzeżach. Do centrum Londynu jadę może trzy, cztery razy w roku. Robię to z przyjemnością, ale po powrocie zawsze jestem wykończona zgiełkiem i ogromną ilością turystów. Jeździmy tam z reguły, jak przyjeżdżają do nas jacyś goście. W listopadzie minie 5 lat, odkąd tu jestem i mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że od półtora roku czuję się tutaj dobrze.

 

- Tęskni Pani za tańcem?

OK: Zawsze miałam w sercu pasję do tańca, ale przez te wszystkie lata nie poszłam na żaden kurs tańca. Nie kontynuowałam tej pasji, jednak jak zaszłam w ciążę, zaczęłam się zastanawiać, czy jest coś, co sprawiałoby mi wielką przyjemność i poszłam na kurs latino dancing. Chodziłam na te zajęcia bardzo długo, nawet jak byłam już w zaawansowanej ciąży. Uczestniczki kursu patrzyły na mnie z przerażeniem, że ja jeszcze uczestniczę w tych zajęciach i tak tańczę. Sprawiało mi to ogromną przyjemność.

 

- Jak wspomina Pan czas przygotowań do sławnego Titanica, bo to właśnie ten układ przyniósł Wam mistrzostwo dwie dekady temu?

KL: Było dużo śmiechu i zabawnych sytuacji, ale też oczywiście wiele morderczych treningów w Polsce i na wyjazdach zagranicznych. Jednak najbardziej zostało mi chyba w pamięci wielokrotne oglądanie w autokarze nakręconego dwa lata wcześniej filmu Titanic z Leonadro DiCaprio, żeby poza samym sportowym zaangażowaniem dodatkowo "wczuć się w klimat". Nie przesadzę, jeżeli powiem, że znaliśmy go na pamięć.

 

- Wychowuje Pani dwie córeczki. A czym zajmuje się Pani zawodowo w tym wielkim Londynie?

OK: Kiedyś Antoni powiedział nam, że jesteśmy stworzeni do ważnych celów. Ja całe życie byłam kobietą bardzo ambitną i wiele rzeczy w życiu mi wyszło, konsekwentnie dążyłam do celów, które sobie stawiałam. Gdy urodziłam pierwsze dziecko, całkowicie się mu poświęciłam i cieszyłam się, że miałam taką możliwość. Gdy córeczka trochę podrosła, zaczęłam odbudowywać siebie jako osobę, jako kobietę, która też ma się spełniać. Przy drugim dziecku podchodzę do tego zupełnie inaczej. Poza tym, że wychowuję teraz Laurę i Oliwię, inwestuję w nieruchomości. Chcę łączyć te dwie rzeczy, aktywnie uczestniczyć w wychowaniu dziecka i jednocześnie spełniać się jako inwestorka. Z jednej strony chcę mieć czas na przekazanie dzieciom wiele wartości, którym sama jestem wierna, a z drugiej strony chcę się spełniać jako kobieta. Odnalazłam się więc w inwestowaniu w nieruchomości na terenie Wielkiej Brytanii, stworzyłam projekt "Mama wychowuje i inwestuje". Taka praca pozwala mi łączyć wychowywanie z pracą zawodową.

 

- Szczęśliwa matka, bizneswoman. Można Pani pozazdrościć.

OK: Oprócz tego, że uwielbiam swoją pracę, że się w tym spełniam, ważną rzeczą jest to, że mam czas dla dzieci. Nie muszę iść do pracy od 8 do 16, od poniedziałku do piątku. Sama sobie ustalam, kiedy mogę zająć się pracą. W środę dostałam na przykład telefon, że jest nieruchomość do kupienia, a w sobotę zabrałam dzieci, zapakowałam w samochód i pojechałam w daleką podróż, by zobaczyć dwie nieruchomości. Zdarza się, że muszę podjąć decyzję bardzo szybko, ale potem to sobie odbijam i mam dni wolne i czas na dzieci. Spacerujemy sobie, chodzimy na różne zajęcia lub po prostu cieszymy się sobą. Jest to elastyczna i fajna praca.


Polub portEl.pl
A moim zdaniem...

Najnowsze artykuły w dziale Sport

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
Reklama