Elblążanin Roman Derks został nowym prezesem Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego. Z byłym łyżwiarzem Olimpii Elbląg rozmawiamy o kondycji tej dyscypliny w naszym kraju i próbujemy odpowiedzieć na pytanie: kiedy wrócą czasy chwały elbląskich łyżew?
- Gratuluję objęcia stanowiska prezesa Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego. Co było przyczyną zmiany prezesa związku w trakcie kadencji?
- Było oczekiwanie w środowisku łyżwiarskim, żeby nastąpiła zmiana w zarządzie związku. Dotychczasowy prezes ustąpił i zgodnie ze statutem zarząd mnie wybrał na stanowisko nowego prezesa. Dokończę kadencję, która mija w 2018 roku.
- Jakie są najważniejsze plany na te dwa lata?
- Przede wszystkim eliminacje i udział w igrzyskach olimpijskich. Chcemy powtórzyć sukces z Soczi, gdzie zdobyliśmy trzy medale.
- Łyżwiarzy w mediach mało widać. Dla „kibica w kapciach” pojawiają się nagle na igrzyskach i potem tak samo nagle znikają.
- W ostatni weekend akurat było ich widać. Trzykrotnie reprezentanci Polski stawali na podium w Pucharze Świata w Heerenveen. Artur Waś był drugi na 500 m, drużyna kobiet zajęła trzecie miejsce, męska drużyna sprintu również usadowiła się na najniższym stopniu podium. [W skład męskiej drużyny wchodzi zawodnik Orła Elbląg Sebastian Kłosiński – przyp red]. Trzecie miejsce w Pucharze Świata w short tracku w Szanghaju dołożyła Natalia Maliszewska na 500m. Dla związku najważniejsze są w tej chwili mistrzostwa świata na dystansach, które odbędą się w przyszłym roku w Gangneung w Korei Płd.
- A jak na tym tle prezentują się elbląscy łyżwiarze?
- Dużo słyszymy o Sebastianie Kłosińskim. To jest taki typ wojownika, który w tej chwili ma postawiony za cel igrzyska. Jest bardzo zmotywowany, nie chcę powiedzieć, że to będzie „drugi Bródka”, ale coś w tym jest. Sebastian niemal w każdym swoim starcie bije życiówkę. W Heerenveen był trzynasty na 1000 metrów, a to nie jest najszybszy tor. Do tej pory rekordy życiowe miał z Calgary i Salt Lake City, gdzie są najszybsze tory na świecie.
- Jak przebiegają eliminacje do igrzysk w łyżwiarstwie szybkim?
- Zawodnicy kwalifikują się z Pucharu Świata w sezonie olimpijskim. W 2017 r. przed olimpiadą będą cztery zawody z tego cyklu. Połowę stawki zawodników na igrzyskach to łyżwiarze z czołówki PŚ. Drugą połowę tworzą zawodnicy spoza czołówki, którzy uzyskali najwyższe czasy na zawodach pucharowych. W sprincie może startować czterdziestu zawodników: dwudziestu najwyżej sklasyfikowanych po czterech turniejach Pucharu Świata i dwudziestu, którzy uzyskali najlepsze czasy na pojedynczych zawodach, ale sklasyfikowani w PŚ są poniżej dwudziestego miejsca. I analogicznie w pozostałych konkurencjach. W biegu na 1500 m startuje 28 zawodników, w biegu na 10 km – 16. Trzeba też pamiętać, że igrzyska to jest tylko kilka biegów i o zajętym miejscy decydują drobne niuanse. Nie zawsze faworyt musi wygrać.
- Największą przeszkodą w rozwoju tej dyscypliny sportu w Polsce jest brak infrastruktury.
- Tu muszę się z panem w 100 procentach zgodzić. Ale jest dobra wiadomość, w maju przyszłego roku jest planowane oddanie hali w Tomaszowie Mazowieckim. Będzie to pierwsza w Polsce hala długodystansowa spełniająca standardy światowe. Hale do jeżdżenia na krótkich dystansach już mamy, między innymi w Elblągu na lodowisku „Helena”. Tor niepełnowymiarowy o długości 333 metrów w Elblągu miał być oddany w tym roku, niestety jego budowa jest opóźniona.
- Jak już ten tor w Elblągu powstanie, to możemy liczyć, że jakieś zawody w naszym mieście się odbędą?
- Oczywiście, że tak. W maju w Warszawie odbywają się konferencje trenerskie, gdzie działacze mogą zgłaszać zawody do kalendarza imprez. Jest dla mnie niezrozumiałe, że później zawody są organizowane niejako „na siłę”; nikt nie wie, że to od działaczy i trenerów zależy zgłoszenie zawodów w maju.
Mamy pretensje i do działaczy Okręgowego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego w Elblągu, że nikt nie przyczynia się do organizacji imprez w mieście. Mamy piękną halę „Helena”, natomiast działacze nie zgłaszają żadnych zawodów do oficjalnego kalendarza PZŁS. Związek ma pieniądze na takie imprezy i może je sfinansować, wystarczy tylko zgłosić ich organizację. Do tej pory miałem wrażenie, że wszyscy są przeciwnikami organizacji zawodów w Elblągu. Z tutejszego okręgowego związku łyżwiarstwa słyszę, że oni nie będą organizować zawodów w Elblągu. To kuriozalne, że okręgowy związek nie ma nawet konta bankowego, mimo że istnieje od dziewięciu lat. Mam wrażenie, że związek w Elblągu istnieje tylko dlatego, aby ktoś mógł się nazywać prezesem. Przez dziewięć lat nie zostały zorganizowane żadne zawody, nie było inicjatywy skierowanej do miasta czy do Polskiego Związku, żeby propagować sport dziecięcy czy młodzieżowy.
- Trzeba zmienić ludzi?
- Oni się sami zmieniają. Robią to w taki sposób, że nawet władze miejskie Elbląga czyli władze nadzorcze o tym nie wiedzą. Zgodnie ze statutem okręgowego związku kadencja -władz trwa cztery lata, ostatnia trwała pięć lat i nikt nie zauważył, że już minęła. Nie wiem jak to racjonalnie wytłumaczyć.
- Jak ocenia Pan poziom łyżwiarstwa w Elblągu?
- Są trzy kluby: KS Orzeł Elbląg i dwa UKS-y działające przy SP 12: Viking i Prolube. W Orle trenują reprezentanci Polski na torze długim: Sebastian Kłosiński i Adrian Wielgat. Kamila Stormowska reprezentuje nasz kraj w short-tracku. Wcześniej reprezentantem Polski był też Marcin Bachanek z UKS Viking. Jeżeli powstanie już niepełnowymiarowy tor długi w Elblągu to na pewno stworzy to nowe możliwości w naborze dzieci do tej dyscypliny. Nie jest tajemnicą, że ośrodki, które mają taki tor, dominują w Polsce.
Elbląg kiedyś był potęgą łyżwiarską, dominowaliśmy w całej Polsce. W Olimpii trenowali m.in. Ewa Białkowska, Erwina Rysiówna, Piotr Krysiak. Ale to wiązało się z tym, że był tor i było na czym trenować. Na razie elbląscy łyżwiarze trenują na lodowisku „Helena”.
- Na lodowisku panuje jednak konkurencja. Więcej godzin chcieliby tu spędzać i hokeiści, i łyżwiarze.
Miasto jednak należy pochwalić. Lodowisko jest udostępniane łyżwiarzom z toru krótkiego, z UKS Viking i Orła Elbląg. Łyżwiarze toru długiego z Orła to głównie reprezentanci Polski – im treningi zapewnia Polski Związek. Oni jeżdżą i trenują po całym świecie.
- Mamy w Elblągu reprezentantów Polski, ale nie można ich na co dzień podziwiać w rodzinnym mieście.
- Bo nie ma bazy. Jeżeli będzie tor lodowy, to będzie można ich zobaczyć w czasie treningów lub zawodów. W tej chwili w czasie przerw pomiędzy zgrupowaniami przyjeżdżają na chwilę do Elbląga. Ale nie mają gdzie trenować, więc po jednym dwóch dniach uciekają do Zakopanego albo do Warszawy, żeby móc potrenować na torze długim.
- A Pan jak trafił do łyżwiarstwa?
- W sumie bardzo prozaicznie. W SP 12 w soboty były cztery godziny wychowania fizycznego. Dwie godziny mieliśmy z Heleną Pilejczyk. Chodziliśmy na basen na ul. Spacerowej, który był zalewany wodą i mrożony. Ponieważ dobrze jeździłem, Helena Pilejczyk zaproponowała mi treningi w Olimpii Elbląg. W podstawówce jeszcze wielkich wyników nie było. Potem trafiłem pod skrzydła Romana Ryckego, który dziś jest w Orle Elbląg. Zacząłem wygrywać zawody, byłem wielokrotnym mistrzem Spartakiady, później juniorów, seniorów, biłem rekordy Polski. Kiedy urodziło mi się drugie dziecko, stwierdziłem, że już czas na sportową emeryturę.
- A po zakończeniu kariery sportowej?
Zająłem się pracą. Udzielałem się jako kibic. Świetnie znałem całe środowisko łyżwiarskie, wszystkich trenerów. Dwa lata temu zostałem poproszony, żebym kandydował do władz związku. I życie się tak potoczyło, że zostałem prezesem Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego. Jest to wyzwanie...
- Było oczekiwanie w środowisku łyżwiarskim, żeby nastąpiła zmiana w zarządzie związku. Dotychczasowy prezes ustąpił i zgodnie ze statutem zarząd mnie wybrał na stanowisko nowego prezesa. Dokończę kadencję, która mija w 2018 roku.
- Jakie są najważniejsze plany na te dwa lata?
- Przede wszystkim eliminacje i udział w igrzyskach olimpijskich. Chcemy powtórzyć sukces z Soczi, gdzie zdobyliśmy trzy medale.
- Łyżwiarzy w mediach mało widać. Dla „kibica w kapciach” pojawiają się nagle na igrzyskach i potem tak samo nagle znikają.
- W ostatni weekend akurat było ich widać. Trzykrotnie reprezentanci Polski stawali na podium w Pucharze Świata w Heerenveen. Artur Waś był drugi na 500 m, drużyna kobiet zajęła trzecie miejsce, męska drużyna sprintu również usadowiła się na najniższym stopniu podium. [W skład męskiej drużyny wchodzi zawodnik Orła Elbląg Sebastian Kłosiński – przyp red]. Trzecie miejsce w Pucharze Świata w short tracku w Szanghaju dołożyła Natalia Maliszewska na 500m. Dla związku najważniejsze są w tej chwili mistrzostwa świata na dystansach, które odbędą się w przyszłym roku w Gangneung w Korei Płd.
- A jak na tym tle prezentują się elbląscy łyżwiarze?
- Dużo słyszymy o Sebastianie Kłosińskim. To jest taki typ wojownika, który w tej chwili ma postawiony za cel igrzyska. Jest bardzo zmotywowany, nie chcę powiedzieć, że to będzie „drugi Bródka”, ale coś w tym jest. Sebastian niemal w każdym swoim starcie bije życiówkę. W Heerenveen był trzynasty na 1000 metrów, a to nie jest najszybszy tor. Do tej pory rekordy życiowe miał z Calgary i Salt Lake City, gdzie są najszybsze tory na świecie.
- Jak przebiegają eliminacje do igrzysk w łyżwiarstwie szybkim?
- Zawodnicy kwalifikują się z Pucharu Świata w sezonie olimpijskim. W 2017 r. przed olimpiadą będą cztery zawody z tego cyklu. Połowę stawki zawodników na igrzyskach to łyżwiarze z czołówki PŚ. Drugą połowę tworzą zawodnicy spoza czołówki, którzy uzyskali najwyższe czasy na zawodach pucharowych. W sprincie może startować czterdziestu zawodników: dwudziestu najwyżej sklasyfikowanych po czterech turniejach Pucharu Świata i dwudziestu, którzy uzyskali najlepsze czasy na pojedynczych zawodach, ale sklasyfikowani w PŚ są poniżej dwudziestego miejsca. I analogicznie w pozostałych konkurencjach. W biegu na 1500 m startuje 28 zawodników, w biegu na 10 km – 16. Trzeba też pamiętać, że igrzyska to jest tylko kilka biegów i o zajętym miejscy decydują drobne niuanse. Nie zawsze faworyt musi wygrać.
- Największą przeszkodą w rozwoju tej dyscypliny sportu w Polsce jest brak infrastruktury.
- Tu muszę się z panem w 100 procentach zgodzić. Ale jest dobra wiadomość, w maju przyszłego roku jest planowane oddanie hali w Tomaszowie Mazowieckim. Będzie to pierwsza w Polsce hala długodystansowa spełniająca standardy światowe. Hale do jeżdżenia na krótkich dystansach już mamy, między innymi w Elblągu na lodowisku „Helena”. Tor niepełnowymiarowy o długości 333 metrów w Elblągu miał być oddany w tym roku, niestety jego budowa jest opóźniona.
- Jak już ten tor w Elblągu powstanie, to możemy liczyć, że jakieś zawody w naszym mieście się odbędą?
- Oczywiście, że tak. W maju w Warszawie odbywają się konferencje trenerskie, gdzie działacze mogą zgłaszać zawody do kalendarza imprez. Jest dla mnie niezrozumiałe, że później zawody są organizowane niejako „na siłę”; nikt nie wie, że to od działaczy i trenerów zależy zgłoszenie zawodów w maju.
Mamy pretensje i do działaczy Okręgowego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego w Elblągu, że nikt nie przyczynia się do organizacji imprez w mieście. Mamy piękną halę „Helena”, natomiast działacze nie zgłaszają żadnych zawodów do oficjalnego kalendarza PZŁS. Związek ma pieniądze na takie imprezy i może je sfinansować, wystarczy tylko zgłosić ich organizację. Do tej pory miałem wrażenie, że wszyscy są przeciwnikami organizacji zawodów w Elblągu. Z tutejszego okręgowego związku łyżwiarstwa słyszę, że oni nie będą organizować zawodów w Elblągu. To kuriozalne, że okręgowy związek nie ma nawet konta bankowego, mimo że istnieje od dziewięciu lat. Mam wrażenie, że związek w Elblągu istnieje tylko dlatego, aby ktoś mógł się nazywać prezesem. Przez dziewięć lat nie zostały zorganizowane żadne zawody, nie było inicjatywy skierowanej do miasta czy do Polskiego Związku, żeby propagować sport dziecięcy czy młodzieżowy.
- Trzeba zmienić ludzi?
- Oni się sami zmieniają. Robią to w taki sposób, że nawet władze miejskie Elbląga czyli władze nadzorcze o tym nie wiedzą. Zgodnie ze statutem okręgowego związku kadencja -władz trwa cztery lata, ostatnia trwała pięć lat i nikt nie zauważył, że już minęła. Nie wiem jak to racjonalnie wytłumaczyć.
- Jak ocenia Pan poziom łyżwiarstwa w Elblągu?
- Są trzy kluby: KS Orzeł Elbląg i dwa UKS-y działające przy SP 12: Viking i Prolube. W Orle trenują reprezentanci Polski na torze długim: Sebastian Kłosiński i Adrian Wielgat. Kamila Stormowska reprezentuje nasz kraj w short-tracku. Wcześniej reprezentantem Polski był też Marcin Bachanek z UKS Viking. Jeżeli powstanie już niepełnowymiarowy tor długi w Elblągu to na pewno stworzy to nowe możliwości w naborze dzieci do tej dyscypliny. Nie jest tajemnicą, że ośrodki, które mają taki tor, dominują w Polsce.
Elbląg kiedyś był potęgą łyżwiarską, dominowaliśmy w całej Polsce. W Olimpii trenowali m.in. Ewa Białkowska, Erwina Rysiówna, Piotr Krysiak. Ale to wiązało się z tym, że był tor i było na czym trenować. Na razie elbląscy łyżwiarze trenują na lodowisku „Helena”.
- Na lodowisku panuje jednak konkurencja. Więcej godzin chcieliby tu spędzać i hokeiści, i łyżwiarze.
Miasto jednak należy pochwalić. Lodowisko jest udostępniane łyżwiarzom z toru krótkiego, z UKS Viking i Orła Elbląg. Łyżwiarze toru długiego z Orła to głównie reprezentanci Polski – im treningi zapewnia Polski Związek. Oni jeżdżą i trenują po całym świecie.
- Mamy w Elblągu reprezentantów Polski, ale nie można ich na co dzień podziwiać w rodzinnym mieście.
- Bo nie ma bazy. Jeżeli będzie tor lodowy, to będzie można ich zobaczyć w czasie treningów lub zawodów. W tej chwili w czasie przerw pomiędzy zgrupowaniami przyjeżdżają na chwilę do Elbląga. Ale nie mają gdzie trenować, więc po jednym dwóch dniach uciekają do Zakopanego albo do Warszawy, żeby móc potrenować na torze długim.
- A Pan jak trafił do łyżwiarstwa?
- W sumie bardzo prozaicznie. W SP 12 w soboty były cztery godziny wychowania fizycznego. Dwie godziny mieliśmy z Heleną Pilejczyk. Chodziliśmy na basen na ul. Spacerowej, który był zalewany wodą i mrożony. Ponieważ dobrze jeździłem, Helena Pilejczyk zaproponowała mi treningi w Olimpii Elbląg. W podstawówce jeszcze wielkich wyników nie było. Potem trafiłem pod skrzydła Romana Ryckego, który dziś jest w Orle Elbląg. Zacząłem wygrywać zawody, byłem wielokrotnym mistrzem Spartakiady, później juniorów, seniorów, biłem rekordy Polski. Kiedy urodziło mi się drugie dziecko, stwierdziłem, że już czas na sportową emeryturę.
- A po zakończeniu kariery sportowej?
Zająłem się pracą. Udzielałem się jako kibic. Świetnie znałem całe środowisko łyżwiarskie, wszystkich trenerów. Dwa lata temu zostałem poproszony, żebym kandydował do władz związku. I życie się tak potoczyło, że zostałem prezesem Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego. Jest to wyzwanie...
Sebastian Malicki