Twierdzi, że Elbląg znalazł się na skraju bankructwa, sytuacja jest katastrofalna i dlatego zdecydował się kandydować na prezydenta miasta. Jest młody i choć nie ma doświadczenia w pracy w samorządzie deklaruje, że jest zdecydowany na podjęcie radykalnych kroków. Cięcia w administracji, likwidacja miejskich spółek, a także darmowe parkowanie i sprzedaż mieszkań za złotówkę. Z takim programem do wyborów idzie Adrian Meger z Kongresu Nowej Prawicy Janusza Korwin-Mikke.
Od kilku dni publikujemy cykl rozmów z kandydatami na prezydenta miasta. Aby jednak nikt nie posądził nas o stronniczność, przyjęliśmy, że wywiady będą ukazywały się w kolejności alfabetycznej. Zachęcamy do czytania, ale i oglądania, bo obie rzeczy nie nakładają się na siebie.
- Dlaczego chce Pan zostać prezydentem Elbląga?
Adrian Meger: - Elbląg potrzebuje radykalnej zmiany, zarówno pokoleniowej, jak i mentalnej na wszystkich szczeblach władzy samorządowej. Wieloletnie rządy socjalistów doprowadziły miasto do upadku. Mamy katastrofę demograficzną, katastrofę ekonomiczną, miasto jest na skraju bankructwa. Jako prezydent chciałbym tym negatywnym zjawiskom zapobiegać.
- Zarysował Pan sytuację dramatyczną. Naprawdę jest aż tak źle?
- Wydaje się, że jest źle. Elbląg jest wśród sześciu najbardziej zadłużonych miast powiatowych w Polsce. Mamy też jeden z najwyższych wskaźników bezrobocia, dlatego trzeba podjąć zdecydowane, radykalne kroki.
- Jakie?
- Uważam, że przede wszystkim powinniśmy skupić się na aktywnym poszukiwaniu inwestorów, na kompleksowym przygotowaniu terenów inwestycyjnych. Mam tu na myśli Terkawkę i Modrzewinę. Aby znaleźć inwestorów musimy mieć coś do zaproponowania. Dla tych terenów więc musi powstać miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego. Tereny muszą zostać uzbrojone, niezbędna jest też odpowiednia promocja gospodarcza miasta. Na pewno trzeba sukcesywnie obniżać wszelkie podatki i opłaty lokalne, począwszy od podatku od nieruchomości, a skończywszy na opłatach chociażby za ogródki piwne.
- Mówi Pan, że jest bardzo źle więc czy miasto stać na to, by obniżać wszystkie opłaty?
- Na pewno niezbędna będzie prywatyzacja części spółek komunalnych, w szczególności tych, które na dzień dzisiejszy generują straty. Na pewno będzie to MPO. Zakład Utylizacji Odpadów też generuje niewielkie straty, chociaż wynikają one głównie z amortyzacji. Trzeba się też przyglądać wynikom finansowym pozostałych spółek i na tej podstawie podjąć decyzję, które będziemy prywatyzować w następnej kolejności. Niezbędne będą też cięcia w samym Urzędzie Miejskim. Z pewnością pracuje tam zbyt wielu urzędników, o kilkanaście procent więcej niż w Urzędzie Miejskim w Olsztynie. Zwolnień więc nie unikniemy.
- Kongres Nowej Prawicy opowiada się zdecydowanie za likwidacją straży miejskiej. Taki ruch zapowiadał także obecnie urzędujący prezydent, po czym okazało się, że to nie zależy od niego, a od radnych.
- W dalszym ciągu uważam, że straż miejska nie jest potrzebna i powinna zostać jak najszybciej zlikwidowana. Żadna reorganizacja nic tu nie da, bo za tym musiałyby iść dodatkowe środki finansowe, na co nas nie stać. W tej chwili w straży pracuje ponad 20 osób, ok. 15 z nich to strażnicy. Nawet przy najlepszych chęciach nie będą oni w stanie rozwiązywać problemów elblążan. Jedynym rozwiązaniem jest likwidacja tej formacji. Część zaoszczędzonych w ten sposób środków przekazałbym na dodatkowe patrole policji, część być może na rozszerzenie monitoringu miejskiego.
- Jakiego rzędu byłyby to oszczędności?
- Budżet straży miejskiej to ok. 1 mln 200 tys zł. Połowę tej kwoty przekazałbym policji, a druga połowa mogłaby zasilić budżet miasta.
- A strażnicy zasilą szeregi bezrobotnych.
- Poradzą sobie. Jeśli są fachowcami w swojej dziedzinie to bez problemu znajdą zatrudnienie czy to w policji, czy to w agencjach ochrony.
- Chce Pan również likwidacji Strefy Płatnego Parkowania.
- Uważam, że SPP powinna zostać zlikwidowana, bo to nie rozwiązuje problemu z miejscami parkingowymi, a wręcz go pogłębia. Kierowcy zaczynają szerokim łukiem omijać tę strefę i poszukują bezpłatnych miejsc, co w konsekwencji sprawia, że tych miejsc zaczyna brakować na osiedlach. I dalej – wymusza kosztowny montaż szlabanów, za co muszą płacić mieszkańcy.
Na starówce przedsiębiorcy też odczuli wprowadzenie tej strefy. To jeden z elementów, który ma wpływ na ich dochody.
- Planujecie wprowadzić do Rady Miejskiej swoich kandydatów, jednak listy KNP nie są pełne. Nie było chętnych?
- Chętnych byśmy mogli znaleźć, ale nie chcieliśmy, by byli to ludzie z tzw. łapanki, ale sprawdzeni, konkretni, którzy będą chcieli aktywnie się włączyć w naszą kampanię. Mam doświadczenie z ubiegłorocznych wyborów, gdy startowałem w koalicji z PJN i SD. Mieliśmy zapełnione listy, ale nie przełożyło się to na wynik wyborczy.
- Jak Pan prognozuje, ilu kandydatów KNP po wyborach zasiądzie w Radzie Miejskiej?
- Zakładając realistycznie wejdą 3-4 osoby. Być może będziemy w ten sposób języczkiem uwagi i będzie szansa na realizację naszego programu wyborczego. Nie planuję zawiązania żadnej koalicji, ale jeśli pojawiają się dobre projekty będziemy je popierać, niezależnie od tego, kto je zgłosi.
- Zapowiada Pan cięcia w administracji, co oznacza zwolnienia urzędników miejskich. Ilu zatem planuje Pan mieć zastępców? A może doradcę?
- Ograniczyłbym się do jednego wiceprezydenta. Dwóch czy trzech to liczba za wysoka i niepotrzebny wzrost kosztów. Jedna osoba, jako mój zastępca podołałaby zadaniu.
- O jaki elektorat walczycie?
- Z pewnością o ludzi młodych, którzy są dziś zmuszeni do emigracji z miasta. Kolejną grupą są byli wyborcy PO, którzy po okresie rządów pana Grzegorza Nowaczyka zniechęcili się do tej partii i nie mają teraz na kogo głosować. Na Platformę nie głosuje się po to, aby do władzy nie doszedł pan Wilk czy jego partia PiS. Chcemy być alternatywą dla tych wyborców. Walczymy też o głosy bezpartyjnych elblążan, którzy oczekują radykalnych zmian. Jesteśmy jedynym ugrupowaniem, który ma mocny program i może przynieść zmiany.
- Jesteście ugrupowaniem radykalnym, którego lider budzi, delikatnie mówiąc, kontrowersje. Czy należy się was bać?
- Nie uważam, by należało nas się bać, natomiast na pewno pewne grupy interesów mogą stracić swoje przywileje. Nie zgadzamy się na rozdawnictwo pieniędzy podatników - czy to na gazetkę samorządową czy dotacje np. dla organizacji pozarządowych, które wydawane są - w dużej części - nieefektywnie.
- Oznacza to "nie" dla organizacji pozarządowych?
- Chcemy z nimi współpracować, natomiast środki z dotacji muszą być wydawane efektywnie. Nie na szkolenia, z których nic nie wynika. Chcielibyśmy, by organizacje pozarządowe wspomogły samorząd w realizacji zadań ustawowych. Tam, gdzie jest to tańsze, efektywne tam widziałbym współpracę z nimi, zamiast zlecać te zadania urzędnikom UM.
- Dziękuję za rozmowę.
- Dlaczego chce Pan zostać prezydentem Elbląga?
Adrian Meger: - Elbląg potrzebuje radykalnej zmiany, zarówno pokoleniowej, jak i mentalnej na wszystkich szczeblach władzy samorządowej. Wieloletnie rządy socjalistów doprowadziły miasto do upadku. Mamy katastrofę demograficzną, katastrofę ekonomiczną, miasto jest na skraju bankructwa. Jako prezydent chciałbym tym negatywnym zjawiskom zapobiegać.
- Zarysował Pan sytuację dramatyczną. Naprawdę jest aż tak źle?
- Wydaje się, że jest źle. Elbląg jest wśród sześciu najbardziej zadłużonych miast powiatowych w Polsce. Mamy też jeden z najwyższych wskaźników bezrobocia, dlatego trzeba podjąć zdecydowane, radykalne kroki.
- Jakie?
- Uważam, że przede wszystkim powinniśmy skupić się na aktywnym poszukiwaniu inwestorów, na kompleksowym przygotowaniu terenów inwestycyjnych. Mam tu na myśli Terkawkę i Modrzewinę. Aby znaleźć inwestorów musimy mieć coś do zaproponowania. Dla tych terenów więc musi powstać miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego. Tereny muszą zostać uzbrojone, niezbędna jest też odpowiednia promocja gospodarcza miasta. Na pewno trzeba sukcesywnie obniżać wszelkie podatki i opłaty lokalne, począwszy od podatku od nieruchomości, a skończywszy na opłatach chociażby za ogródki piwne.
- Mówi Pan, że jest bardzo źle więc czy miasto stać na to, by obniżać wszystkie opłaty?
- Na pewno niezbędna będzie prywatyzacja części spółek komunalnych, w szczególności tych, które na dzień dzisiejszy generują straty. Na pewno będzie to MPO. Zakład Utylizacji Odpadów też generuje niewielkie straty, chociaż wynikają one głównie z amortyzacji. Trzeba się też przyglądać wynikom finansowym pozostałych spółek i na tej podstawie podjąć decyzję, które będziemy prywatyzować w następnej kolejności. Niezbędne będą też cięcia w samym Urzędzie Miejskim. Z pewnością pracuje tam zbyt wielu urzędników, o kilkanaście procent więcej niż w Urzędzie Miejskim w Olsztynie. Zwolnień więc nie unikniemy.
- Kongres Nowej Prawicy opowiada się zdecydowanie za likwidacją straży miejskiej. Taki ruch zapowiadał także obecnie urzędujący prezydent, po czym okazało się, że to nie zależy od niego, a od radnych.
- W dalszym ciągu uważam, że straż miejska nie jest potrzebna i powinna zostać jak najszybciej zlikwidowana. Żadna reorganizacja nic tu nie da, bo za tym musiałyby iść dodatkowe środki finansowe, na co nas nie stać. W tej chwili w straży pracuje ponad 20 osób, ok. 15 z nich to strażnicy. Nawet przy najlepszych chęciach nie będą oni w stanie rozwiązywać problemów elblążan. Jedynym rozwiązaniem jest likwidacja tej formacji. Część zaoszczędzonych w ten sposób środków przekazałbym na dodatkowe patrole policji, część być może na rozszerzenie monitoringu miejskiego.
- Jakiego rzędu byłyby to oszczędności?
- Budżet straży miejskiej to ok. 1 mln 200 tys zł. Połowę tej kwoty przekazałbym policji, a druga połowa mogłaby zasilić budżet miasta.
- A strażnicy zasilą szeregi bezrobotnych.
- Poradzą sobie. Jeśli są fachowcami w swojej dziedzinie to bez problemu znajdą zatrudnienie czy to w policji, czy to w agencjach ochrony.
- Chce Pan również likwidacji Strefy Płatnego Parkowania.
- Uważam, że SPP powinna zostać zlikwidowana, bo to nie rozwiązuje problemu z miejscami parkingowymi, a wręcz go pogłębia. Kierowcy zaczynają szerokim łukiem omijać tę strefę i poszukują bezpłatnych miejsc, co w konsekwencji sprawia, że tych miejsc zaczyna brakować na osiedlach. I dalej – wymusza kosztowny montaż szlabanów, za co muszą płacić mieszkańcy.
Na starówce przedsiębiorcy też odczuli wprowadzenie tej strefy. To jeden z elementów, który ma wpływ na ich dochody.
- Planujecie wprowadzić do Rady Miejskiej swoich kandydatów, jednak listy KNP nie są pełne. Nie było chętnych?
- Chętnych byśmy mogli znaleźć, ale nie chcieliśmy, by byli to ludzie z tzw. łapanki, ale sprawdzeni, konkretni, którzy będą chcieli aktywnie się włączyć w naszą kampanię. Mam doświadczenie z ubiegłorocznych wyborów, gdy startowałem w koalicji z PJN i SD. Mieliśmy zapełnione listy, ale nie przełożyło się to na wynik wyborczy.
- Jak Pan prognozuje, ilu kandydatów KNP po wyborach zasiądzie w Radzie Miejskiej?
- Zakładając realistycznie wejdą 3-4 osoby. Być może będziemy w ten sposób języczkiem uwagi i będzie szansa na realizację naszego programu wyborczego. Nie planuję zawiązania żadnej koalicji, ale jeśli pojawiają się dobre projekty będziemy je popierać, niezależnie od tego, kto je zgłosi.
- Zapowiada Pan cięcia w administracji, co oznacza zwolnienia urzędników miejskich. Ilu zatem planuje Pan mieć zastępców? A może doradcę?
- Ograniczyłbym się do jednego wiceprezydenta. Dwóch czy trzech to liczba za wysoka i niepotrzebny wzrost kosztów. Jedna osoba, jako mój zastępca podołałaby zadaniu.
- O jaki elektorat walczycie?
- Z pewnością o ludzi młodych, którzy są dziś zmuszeni do emigracji z miasta. Kolejną grupą są byli wyborcy PO, którzy po okresie rządów pana Grzegorza Nowaczyka zniechęcili się do tej partii i nie mają teraz na kogo głosować. Na Platformę nie głosuje się po to, aby do władzy nie doszedł pan Wilk czy jego partia PiS. Chcemy być alternatywą dla tych wyborców. Walczymy też o głosy bezpartyjnych elblążan, którzy oczekują radykalnych zmian. Jesteśmy jedynym ugrupowaniem, który ma mocny program i może przynieść zmiany.
- Jesteście ugrupowaniem radykalnym, którego lider budzi, delikatnie mówiąc, kontrowersje. Czy należy się was bać?
- Nie uważam, by należało nas się bać, natomiast na pewno pewne grupy interesów mogą stracić swoje przywileje. Nie zgadzamy się na rozdawnictwo pieniędzy podatników - czy to na gazetkę samorządową czy dotacje np. dla organizacji pozarządowych, które wydawane są - w dużej części - nieefektywnie.
- Oznacza to "nie" dla organizacji pozarządowych?
- Chcemy z nimi współpracować, natomiast środki z dotacji muszą być wydawane efektywnie. Nie na szkolenia, z których nic nie wynika. Chcielibyśmy, by organizacje pozarządowe wspomogły samorząd w realizacji zadań ustawowych. Tam, gdzie jest to tańsze, efektywne tam widziałbym współpracę z nimi, zamiast zlecać te zadania urzędnikom UM.
- Dziękuję za rozmowę.
rozmawiała Agata Janik