Patron czekistów wszelkiej maści, którego zdjęcia do dzisiaj zdobią komisariaty milicji za naszą wschodnią granicą, musi zacierać w grobie ręce z radości, patrząc na ostatnie wydarzenia w swojej ojczyźnie.
Stworzona przez Dzierżynskiego „czerezwyczajka” oraz wszystkie jej późniejsze mutacje, w tym UB i SB, za jedno z najważniejszych zadań stawiały sobie walkę z kościołem. Księża byli poddawani licznym represjom - więzieni, zsyłani do łagrów a czasami po prostu w okrutny sposób mordowani. Cała armia czekistów przez dziesiątki lat, dniem i nocą ciężko pracowała, żeby zniszczyć kościół lub chociaż osłabić jego rolę w polskim społeczeństwie. Paradoksalnie, im silniejszy był nacisk służb, tym bardziej kościół rósł w siłę i umacniał swój autorytet. Trudno dzisiaj przecenić jego rolę w utrzymaniu naszej tożsamości i tradycji narodowej, kultywowaniu chrześcijańskich wartości, które są obecnie fundamentem naszej państwowości i przesądzają o przynależności do europejskiej cywilizacji.
Wydawałoby się, że następcy Feliksa Edmundowicza ponieśli totalną klęskę, a ich wieloletnie działania prowadzone ogromnym nakładem sił i środków spełzły na niczym. Niestety!
Trzydzieści lat temu jakiś pułkownik SB huknął głośniej na pewnego młodego księdza, a może i nie huknął, bo kto wie, jak było naprawdę, i ten ksiądz podpisał haniebne zobowiązanie do współpracy. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że ten ksiądz został arcybiskupem i miał dziś dostąpić zaszczytu uroczystego przejęcia urzędu metropolity warszawskiego. Nie wiadomo, czy szczegóły współpracy młodego, ambitnego księdza wyjdą kiedykolwiek na jaw. O wiele bardziej istotne jest powszechne zgorszenie, jakie wywołał w ostatnich dniach swoimi żałosnymi kłamstwami i krętactwami, niegodnymi osoby pretendującej do stanowiska duchowego przywódcy kościoła katolickiego w Polsce. Przyznanie do współpracy w obliczu niepodważalnych dowodów i wyrażenie skruchy nie przywraca mu, niestety, wiarygodności, a chęć odbycia pokuty na tym najbardziej eksponowanym w hierarchii kościelnej stanowisku wydaje się być nieporozumieniem.
Polski kościół stanął w obliczu ogromnego kryzysu, a straty spowodowane chorobliwą ambicją jednego człowieka mogą okazać się znacznie większe niż w najśmielszych oczekiwaniach Feliksa Dzierżyńskiego.
Podjęte przez Watykan w ostatniej chwili decyzje nie rozwiązują, niestety, problemu. Głębokie podziały w polskim kościele powstałe na tle tej sprawy stały się faktem. Pozostaje wyrazić nadzieję, że zbiorowa mądrość kościoła rozumianego przede wszystkim jako wspólnota wiernych, a nie areopag starców oczekujących bezkrytycznej adoracji, poradzi sobie z tym kryzysem. Trudno bowiem sobie wyobrazić Polskę w tych trudnych, pokręconych czasach bez autorytetu silnego i prawego kościoła.
Wydawałoby się, że następcy Feliksa Edmundowicza ponieśli totalną klęskę, a ich wieloletnie działania prowadzone ogromnym nakładem sił i środków spełzły na niczym. Niestety!
Trzydzieści lat temu jakiś pułkownik SB huknął głośniej na pewnego młodego księdza, a może i nie huknął, bo kto wie, jak było naprawdę, i ten ksiądz podpisał haniebne zobowiązanie do współpracy. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że ten ksiądz został arcybiskupem i miał dziś dostąpić zaszczytu uroczystego przejęcia urzędu metropolity warszawskiego. Nie wiadomo, czy szczegóły współpracy młodego, ambitnego księdza wyjdą kiedykolwiek na jaw. O wiele bardziej istotne jest powszechne zgorszenie, jakie wywołał w ostatnich dniach swoimi żałosnymi kłamstwami i krętactwami, niegodnymi osoby pretendującej do stanowiska duchowego przywódcy kościoła katolickiego w Polsce. Przyznanie do współpracy w obliczu niepodważalnych dowodów i wyrażenie skruchy nie przywraca mu, niestety, wiarygodności, a chęć odbycia pokuty na tym najbardziej eksponowanym w hierarchii kościelnej stanowisku wydaje się być nieporozumieniem.
Polski kościół stanął w obliczu ogromnego kryzysu, a straty spowodowane chorobliwą ambicją jednego człowieka mogą okazać się znacznie większe niż w najśmielszych oczekiwaniach Feliksa Dzierżyńskiego.
Podjęte przez Watykan w ostatniej chwili decyzje nie rozwiązują, niestety, problemu. Głębokie podziały w polskim kościele powstałe na tle tej sprawy stały się faktem. Pozostaje wyrazić nadzieję, że zbiorowa mądrość kościoła rozumianego przede wszystkim jako wspólnota wiernych, a nie areopag starców oczekujących bezkrytycznej adoracji, poradzi sobie z tym kryzysem. Trudno bowiem sobie wyobrazić Polskę w tych trudnych, pokręconych czasach bez autorytetu silnego i prawego kościoła.