Zapisy dźwiękowe nie są oryginalne, zostały przeniesione na jedną płytę z innych nośników i poddane modyfikacji. Ręką reżysera. Tak słynne "taśmy Wilka" ocenił biegły z biura ekspertyz kryminalistycznych w Toruniu. Strona powodowa, czyli radna Maria Kosecka, ma zarzuty do tej opinii, zaś pełnomocnik prezydenta Elbląga jeszcze nie zajął stanowiska w tej sprawie. Sąd więc czeka.
Kością niezgodny między radną PO (byłej i poprzedniej kadencji) a prezydentem miasta jest nagranie, jakie trafiło do sieci przed drugą turą wyborów w Elblągu. Słychać na nim głos prezydenta Jerzego Wilka (wówczas jeszcze kandydata PiS na ten urząd), który w ostrych słowach wypowiada się na temat sytuacji w mieście. Mówi m.in. o Marii Koseckiej w sposób, który ją obraził. Radna skierowała więc sprawę do sądu domagając się przeprosin - początkowo na łamach lokalnych portali internetowych, później jej pełnomocnik zaproponował przeprosiny na forum Rady Miejskiej. Na to strona pozwana nie wyraziła zgody.
Mimo wszystko prowadzący sprawę sędzia Arkadiusz Fall stwierdził, że spór można załagodzić i wyznaczył mediatora, który miał spróbować pogodzić radną i prezydenta. Rozmowy trwały kilka tygodni, ale zakończyły się fiaskiem. Musi więc być proces. Do jego przeprowadzenia konieczne było przebadanie spornego nagrania pod kątem jego prawdziwości – wnosił o to pozwany. Zadania podjęło się biuro ekspertyz kryminalistycznych w Toruniu. Opinia końcowa w marcu trafiła do elbląskiego sądu.
- Biegły we wnioskach końcowych wskazuje, że przedstawiona do badań płyta CDR zawiera cztery pliki audiowizualne – wyjaśnia sędzia Dorota Zientara, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Elblągu. - Twierdzi, że te zapisy nie są zapisami oryginalnymi w tym sensie, że zostały przeniesione z innych nośników. Zdaniem biegłego, doszło do pewnych modyfikacji. Określił to jako ingerencję reżysera obrazu i dźwięku.
Odpisy opinii biegłego z Torunia zostały przekazane stronom sporu.
- I już strona powodowa zajęła stanowisko kwestionując tę opinie zarówno pod kątem merytorycznej treści, jak i kwalifikacji biegłego – dodaje sędzia Zientara. - Czekamy na drugie stanowisko. Sąd musi przeanalizować zarzuty strony powodowej. Jeśli uzna, że są zasadne, zapewne dopuści jako dowód opinię uzupełniającą. To standardowa procedura w postępowaniach cywilnych.
O wykonanie ekspertyzy wystąpił pozwany, czyli prezydent Elbląga. I on za nią zapłacił, w formie zaliczki. Ekspertyza kosztowała niespełna 1 150 zł. Ostatecznie o tym, kto pokryje ten wydatek zdecyduje sąd wydając wyrok.
- Koszt końcowy obciąża tę stronę, która przegra – dodaje sędzia Dorota Zientara.
Mimo wszystko prowadzący sprawę sędzia Arkadiusz Fall stwierdził, że spór można załagodzić i wyznaczył mediatora, który miał spróbować pogodzić radną i prezydenta. Rozmowy trwały kilka tygodni, ale zakończyły się fiaskiem. Musi więc być proces. Do jego przeprowadzenia konieczne było przebadanie spornego nagrania pod kątem jego prawdziwości – wnosił o to pozwany. Zadania podjęło się biuro ekspertyz kryminalistycznych w Toruniu. Opinia końcowa w marcu trafiła do elbląskiego sądu.
- Biegły we wnioskach końcowych wskazuje, że przedstawiona do badań płyta CDR zawiera cztery pliki audiowizualne – wyjaśnia sędzia Dorota Zientara, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Elblągu. - Twierdzi, że te zapisy nie są zapisami oryginalnymi w tym sensie, że zostały przeniesione z innych nośników. Zdaniem biegłego, doszło do pewnych modyfikacji. Określił to jako ingerencję reżysera obrazu i dźwięku.
Odpisy opinii biegłego z Torunia zostały przekazane stronom sporu.
- I już strona powodowa zajęła stanowisko kwestionując tę opinie zarówno pod kątem merytorycznej treści, jak i kwalifikacji biegłego – dodaje sędzia Zientara. - Czekamy na drugie stanowisko. Sąd musi przeanalizować zarzuty strony powodowej. Jeśli uzna, że są zasadne, zapewne dopuści jako dowód opinię uzupełniającą. To standardowa procedura w postępowaniach cywilnych.
O wykonanie ekspertyzy wystąpił pozwany, czyli prezydent Elbląga. I on za nią zapłacił, w formie zaliczki. Ekspertyza kosztowała niespełna 1 150 zł. Ostatecznie o tym, kto pokryje ten wydatek zdecyduje sąd wydając wyrok.
- Koszt końcowy obciąża tę stronę, która przegra – dodaje sędzia Dorota Zientara.
A