W zwykłe, zimowe dni na lodowisku Helena przy ul. Karowej trudno spotkać klauna, nie ma też kolorowych świateł niczym z dyskoteki. Jednak impreza karnawałowa rządzi się swoimi prawami, a już zwłaszcza ta, która odbywa się na koniec ferii. Zobaczcie, co działo się podczas niedzielnego (5 lutego) Karnawału na lodzie. Zobacz fotoreportaż.
- To forma rekreacji zarówno dla dzieci, jak i ich rodziców. Myślę, że to "taka wisienka na torcie", mini show, wieńczące ferie – tak o imprezie, która odbyła się na lodowisku przy ul. Karowej, mówił Paweł Głowacki z Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji.
Jak oszacowali organizatorzy w to niedzielne popołudnie na tafli lodowiska pojawiło się około 300 osób. Nie zabrakło konkursów, gier i zabaw, a także papierowych czapeczek czy masek, w końcu to karnawał. Puszczano również bańki, grała muzyka, w tym ta pochodząca z bajek, a kolorowe światła migały jak w dyskotece. Zabawę poprowadziły dwa klauny: Ruphert i Rico.
- To super zabawa, na pewno lepsza dla dzieciaków, niż siedzenie przed komputerem albo gra. Nie musiałam córki namawiać na przyjście, ona lubi łyżwy – mówiła pani Ania, która przyszła razem z córką Julią.
Ci, którym szło nieco słabiej mogli liczyć na pomoc pracowników, którzy krążyli po lodowisku w pomarańczowych kamizelkach.
- Pracownicy MOSiRu sprawdzali również, czy wszystkie osoby, które wchodzą mają dobrze zapięte łyżwy i kaski, jeśli zdecydowały się je założyć. Zapewniliśmy również opiekę medyczną – wyjaśniał Paweł Głowacki. - Dobra zabawa to dobra zabawa, ale musi być bezpiecznie.
Jak oszacowali organizatorzy w to niedzielne popołudnie na tafli lodowiska pojawiło się około 300 osób. Nie zabrakło konkursów, gier i zabaw, a także papierowych czapeczek czy masek, w końcu to karnawał. Puszczano również bańki, grała muzyka, w tym ta pochodząca z bajek, a kolorowe światła migały jak w dyskotece. Zabawę poprowadziły dwa klauny: Ruphert i Rico.
- To super zabawa, na pewno lepsza dla dzieciaków, niż siedzenie przed komputerem albo gra. Nie musiałam córki namawiać na przyjście, ona lubi łyżwy – mówiła pani Ania, która przyszła razem z córką Julią.
Ci, którym szło nieco słabiej mogli liczyć na pomoc pracowników, którzy krążyli po lodowisku w pomarańczowych kamizelkach.
- Pracownicy MOSiRu sprawdzali również, czy wszystkie osoby, które wchodzą mają dobrze zapięte łyżwy i kaski, jeśli zdecydowały się je założyć. Zapewniliśmy również opiekę medyczną – wyjaśniał Paweł Głowacki. - Dobra zabawa to dobra zabawa, ale musi być bezpiecznie.
mw