Zbliżająca się 101. rocznica odzyskania niepodległości skłoniła mnie do przypomnienia sobie, ile tak naprawdę mamy powodów do radości i jak wiele dobrego w naszym życiu, mieście, kraju w tym czasie się wydarzyło.
Mamy wolną Polskę i naprawdę, w pełni, należymy do europejskiej wspólnoty. Nasze dzieci i wnuki podróżują po świecie jak my, niegdyś, po powiecie. W sklepach pełne półki, a asortyment nie odbiega od tego, którym cieszą się największe miasta świata. Ba, często znacznie lepszy, a tańszy. Po powrocie z Gwadelupy, gdzie regularnie zakupy spożywcze robiliśmy w jednym z marketów francuskiej sieci dostępnej również w Polsce, mój mąż wrócił z naszego sklepu z dzikimi okrzykami radości. Wypakowywał torby uszczęśliwiony każąc mi oglądać, ile dobra przyniósł do domu. Te same rzeczy, w tej samej marce – cztero-, pięciokrotnie tańsze.
Drogi, miasta – coraz doskonalsze. Zagraniczni turyści chwalą Elbląg – że czysty, kolorowy, zadbany. Kiedyś zazdrościłam europejskich autostrad, ale przeszło mi, gdy ostatnio przemieszczałam się obwodnicami Paryża z lotniska de Gaulle-a na Orly. Budowane 40-50 lat temu są szare, zniszczone, betonowe. Okropne. Samochodów przemieszczających się po naszych drogach też już nie musimy się wstydzić i obawiać – Polska przestała być szrotem Europy.
Już kilka pokoleń wychowało się bez wojny. Bogacimy się, życie jest coraz łatwiejsze. Tylko od nas zależy, czy uszczęśliwi nas jedna puszka coli, czy też przygnębi brak siedmiu do wyboru. I wciąż mamy nadzieję, że będzie jeszcze lepiej. Przeciwnie niż Francuzi. Denis, z którym trzy lata temu żeglowaliśmy na Barbudę, twierdził, że we Francji dorosło pierwsze pokolenie, które ma świadomość, że będą gorzej żyli niż ich rodzice. Dlatego są sfrustrowani.
Mamy demokrację, ale narzekamy ciągle na polityków. Przecież sami ich wybieramy. Vox populi, vox Dei. Trzeba się pogodzić z tym, jacy są, albo wybierać innych, zamiast dawać się wciągać w ich osobiste anse. I zamiast przenosić kłótnie partyjne na rodzinne fora, patrzmy na to ze spokojem robiąc swoje. Prawdopodobnie wiele rzeczy można zrobić lepiej, ale pamiętajmy, że kiedyś było znacznie gorzej.
Na co dzień brakuje nam cierpliwości i zaufania. Wystarczy trochę dystansu, a może się okazać, że jest lepiej, niż myślimy. Kiedy ponosi mnie frustracja, przypominam sobie racjonalizm Indonezyjczyków. Utknęliśmy na wysepce Karimunjava na Morzu Jawajskim. Okazało się, że jedyny prom łączący wyspę z miastem Semarang na Jawie wyparował. Po długich dochodzeniach dowiedzieliśmy się, że rząd zabrał prom. Dlaczego? Widocznie był potrzebny – tłumaczyli miejscowi. A kiedy wróci? Jak przestanie być rządowi potrzebny – rozsądnie odpowiadali. Wyobrażam sobie święte oburzenie i medialne tytuły, gdyby u nas się to zdarzyło. Podobnie racjonalnie podchodzą do tworzenia prawa. Ponieważ tak jak my usiłują budować demokratyczne państwo, mają duży problem z budową ram prawnych zabezpieczających równość, sprawiedliwość, system obywatelski, ochronę najsłabszych. Miotają się od ściany do ściany. Ale wszelkie uwagi, że jakieś pomysły są niedobre, niesprawdzone zbywają jednym: wprowadzimy, zobaczymy. Jak nie zadziała – zmienimy. Nie ma się czym ekscytować.
Wreszcie samorządność – obszar w którym sami możemy decydować o naszych bieżących potrzebach. Naprawdę dobrze pomyślana, tylko realizacja chwilowo szwankuje z jednego powodu – upolitycznienia. I to najłatwiej zmienić – wystarczy przekonanie mieszkańców, że warto zakładać miejskie, niepolityczne komitety wyborcze i na nie głosować. Po to, by samorządy nie były polem walki politycznej, gdzie szable się liczy, tylko miejscem prawdziwej debaty nad problemami lokalnych społeczności, sposobami ich rozwiązywania oraz przyjmowania i konsekwentnego realizowania strategii rozwoju i zagospodarowania przestrzeni ku ich zadowoleniu. Ale to znacznie szerszy temat.
Pluskając się zatem w niepodległościowym, euforycznym stanie proszę grzecznie naszych radnych – odpuśćcie już sobie polityczne popisy - wybory za wami, a przed nami nasze życie, na które pozwalamy wam bezpośrednio wpływać. Pomyślcie o swoich wyborcach - waszych współmieszkańcach; pochylcie się dokładnie nad przyszłorocznym budżetem i inwestycyjnymi planami. I zróbcie to z myślą o elblążanach, a ich zadowolenie niech będzie waszym priorytetem w działaniach i myśleniu. Wiem, że to naiwne, ale trochę naiwności i wiary w ludzi też nie zaszkodzi. Wszak coś już drgnęło - przed nami niespodziewana debata o cieple, która – miejmy nadzieję – nie przerodzi się tylko w prezentację szabel. Zobaczymy…