Listonosze nadal strajkują. Do protestu przyłączają się kolejne miasta. Rozmowy związkowców z zarządem Poczty Polskiej nie przyniosły na razie żadnych rozwiązań. W Elblągu listonosze oflagowali się i siedzą na poczcie. Nie przystąpią do pracy, póki nie osiągną porozumienia w sprawie podwyżek i zmiany systemu pracy.
Elbląscy listonosze nie chcą oficjalnie spotykać się z dziennikarzami. Twierdzą, że otrzymali od przełożonych zakaz udzielania informacji mediom. Boją się, że stracą pracę. Ale protestują, bo nie zgadzają się na marne płace i pracę ponad siły. Młody listonosz zarabia tysiąc złotych, jego starszy kolega z nastoletnim stażem pracy o 500 złotych więcej. Brutto oczywiście.
W poniedziałki listonosze zapełniają torby pięć-siedem razy. W zwykły dzień dwa lub trzy. Za każdym razem wkładają tam średnio 15 kg korespondencji i druków reklamowych. Bywa, że torba listonosza waży nawet 20 kilogramów. To wszystko tego samego dnia ma trafić do odbiorców. Listonosz musi chodzić do skutku, nawet do późnego wieczora. Rozliczany jest nie z czasu, a z efektów pracy. Jeśli nie wywiąże się z zadań, podlega specjalnemu systemowi kontroli i jest karany.
Czego chcą listonosze? Powiedzieli, że godnych warunków pracy i płacy. I żeby roznoszeniem ulotek, biuletynów i reklam zajmowali się inni. Oni są przecież pracownikami Poczty Polskiej, a nie firm reklamowych.
Choć problem dotyczy niewielkiej grupy zawodowej, to budzi wiele kontrowersji. Widać to choćby po komentarzach napisanych przez czytelników portEla. Skądinąd słuszne na zdrowy rozum postulaty listonoszy, np. te dotyczące określenia czasu pracy i dopuszczalnych ciężarów, jakie mogą dźwigać, nie powinny przecież dziwić nikogo. Gdzie zatem nasza solidarność?
W poniedziałki listonosze zapełniają torby pięć-siedem razy. W zwykły dzień dwa lub trzy. Za każdym razem wkładają tam średnio 15 kg korespondencji i druków reklamowych. Bywa, że torba listonosza waży nawet 20 kilogramów. To wszystko tego samego dnia ma trafić do odbiorców. Listonosz musi chodzić do skutku, nawet do późnego wieczora. Rozliczany jest nie z czasu, a z efektów pracy. Jeśli nie wywiąże się z zadań, podlega specjalnemu systemowi kontroli i jest karany.
Czego chcą listonosze? Powiedzieli, że godnych warunków pracy i płacy. I żeby roznoszeniem ulotek, biuletynów i reklam zajmowali się inni. Oni są przecież pracownikami Poczty Polskiej, a nie firm reklamowych.
Choć problem dotyczy niewielkiej grupy zawodowej, to budzi wiele kontrowersji. Widać to choćby po komentarzach napisanych przez czytelników portEla. Skądinąd słuszne na zdrowy rozum postulaty listonoszy, np. te dotyczące określenia czasu pracy i dopuszczalnych ciężarów, jakie mogą dźwigać, nie powinny przecież dziwić nikogo. Gdzie zatem nasza solidarność?
Mira Stankiewicz - Telewizja Elbląska