Na strzeżonym kąpielisku przy ul. Spacerowej w Elblągu utonął młody chłopiec. Do tragedii doszło w sobotę 8 lipca po południu, kiedy na terenie odkrytego basenu przebywało około tysiąca osób.
Chłopiec kąpał się wraz z kolegami na strzeżonym przez ośmiu ratowników basenie. Gdy zaczął nagle tonąć na głębokiej wodzie, ratownicy wskoczyli mu na ratunek. Niestety, pomimo reanimacji chłopca nie udało się uratować.
- Z przeprowadzonych do tej pory czynności wynika, że ratownicy kąpieliska byli trzeźwi. I w tej chwili będzie prowadzone postępowanie prokuratury, czy nie doszło do jakichś zaniedbań ze strony właściciela kąpieliska - mówi komisarz Tomasz Piaskowski, naczelnik sekcji patrolowo-interwencyjnej Komendy Miejskiej Policji w Elblągu
Ratownicy nie chcieli rozmawiać o tym, co się stało. Wciąż przeżywają tragedię, jakiej nie było tutaj od lat. - Pracuję już jedenasty rok na basenie. Trafiały się przytopienia, pijani plażowicze, ale śmiertelnego wypadku jeszcze nie było - mówi Łucjan Jaroszyński, gospodarz basenu.
Zgodnie z przepisami, na kąpielisku powinno być tylu ratowników, by każdy z nich pilnował bezpieczeństwa kąpiących się na odcinku 25 metrów. Ze wstępnych ustaleń wynika, że przepisy były w Elblągu przestrzegane, ale i tak doszło do tragedii. Pozostaje pytanie: czy nie należy zmienić przepisów tak, by liczba ratowników zależała od liczby kąpiących się osób?
- No nie, myślę, że liczba ratowników na basenie powinna zależeć od ilości metrów wyznaczonych na kąpielisku. Bo trudno ocenić: w jednym dniu będzie 1000 osób w wodzie, w innym pięć. A, niestety, zatrudnienie ratownika też kosztuje i to sporo - mówi Bożena Ruszkowska, szef elbląskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
15-letni Łukasz zapłacił najwyższą cenę. Cenę życia.
- Z przeprowadzonych do tej pory czynności wynika, że ratownicy kąpieliska byli trzeźwi. I w tej chwili będzie prowadzone postępowanie prokuratury, czy nie doszło do jakichś zaniedbań ze strony właściciela kąpieliska - mówi komisarz Tomasz Piaskowski, naczelnik sekcji patrolowo-interwencyjnej Komendy Miejskiej Policji w Elblągu
Ratownicy nie chcieli rozmawiać o tym, co się stało. Wciąż przeżywają tragedię, jakiej nie było tutaj od lat. - Pracuję już jedenasty rok na basenie. Trafiały się przytopienia, pijani plażowicze, ale śmiertelnego wypadku jeszcze nie było - mówi Łucjan Jaroszyński, gospodarz basenu.
Zgodnie z przepisami, na kąpielisku powinno być tylu ratowników, by każdy z nich pilnował bezpieczeństwa kąpiących się na odcinku 25 metrów. Ze wstępnych ustaleń wynika, że przepisy były w Elblągu przestrzegane, ale i tak doszło do tragedii. Pozostaje pytanie: czy nie należy zmienić przepisów tak, by liczba ratowników zależała od liczby kąpiących się osób?
- No nie, myślę, że liczba ratowników na basenie powinna zależeć od ilości metrów wyznaczonych na kąpielisku. Bo trudno ocenić: w jednym dniu będzie 1000 osób w wodzie, w innym pięć. A, niestety, zatrudnienie ratownika też kosztuje i to sporo - mówi Bożena Ruszkowska, szef elbląskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
15-letni Łukasz zapłacił najwyższą cenę. Cenę życia.
JK