Niestety praktykujacy katolik to w 80% obludnik. W kosciele rozmodlowny krzyzem przed proboszczem lezy i 20zl na tace zawsze wrzuci, a wraca do domu to morde drze na zone i dzieciaki, siedzi na dupie, gdzies ma co robia dzieci, jakie maja problemy, zonie "kocham Cie" od 20 lat nie mowil, na ulic jak komus trzeba pomoc to glowe odwraca, a na glodnego bezdomnego pluje i przegonic potrafi zamiast bulke dac. Oczywiscie jest to stereotyp, ale kazdy w jakims stopniu w tym sens dostrzeze, bo znam to z wlasnej autopsji a raczej z obserwacji rodzicow. Matka zapie***la od rana do wieczora mala firme stara sie w kupie trzymac, przy tym duzo swojej fizycznej pracy wklada, ojciec lezy i sport oglada od rana do wieczora, bo go "cos tam boli" i pomoc jej nie moze (i tak od 15 lat), a rozaniec tlucze i do kosciola na kazde mozliwe swieto chodzi, komunia raz w tygodniu i raz w miesiacu do spowiedzi, bo taki on wierzacy wielce. Tylko do domu wraca to w dreski sie przebrac i reszta mnie nic nie obchodzi. Gowno prawda. Moim zdaniem zbawionym bedzie ten co czynami swoimi pokazuje dobro, a nie przed ksiezmi w kosciele, albo Pania Jadzia z pierwszej lawki.