Najpierw jeden nie przyszedł, teraz drugi jest chory. Proces "pachnących" biznesmenów nie może ruszyć
Prowadzili wspólnie "pachnący" biznes, teraz razem zasiadają na ławie oskarżonych. Razem, ale jednak osobno. W kwietniu w elbląskim sądzie stawił się Jakub G., a dziś (11 maja) Szymon I. Ramię w ramię jeszcze się nie udało. Czy to gra celowa, by proces w sprawie handlu dopalaczami nie mógł ruszyć? Obrońca zaprzecza i przedstawia ... zwolnienie lekarskie swojego klienta.
W całej Polsce walka z dopalaczami przypomina walkę z wiatrakami. Sanepid kontroluje "pachnące" sklepy, rekwiruje towar, nakłada kary, ale nic to nie daje. Za chwilę, jak grzyby po deszczu, wyrastają nowe sklepy, z nowym asortymentem i biznes kręci się dalej.
W Elblągu walkę z dopalaczami od lat prowadzi Marek Jarosz, Powiatowy Inspektor Sanitarny. To on w listopadzie 2013 r. złożył w Prokuraturze Rejonowej zawiadomienie o bezpośrednim narażeniu życia lub zdrowia klientów "pachnącego domku" poprzez sprzedaż produktów zawierających związki wyczerpujące pojęcie środek zastępczy tzw. dopalacze. Poprzez niewłaściwe zażywanie tych środków [jest bowiem na nich etykieta informująca, że są to środki nie do spożycia, a młodzi je palą, jedzą lub wąchają – red.] dochodziło do hospitalizacji, głównie młodych ludzi.
Karty choroby osób pokrzywdzonych zostały przekazane biegłym z zakresu medycyny sądowej i toksykologii Uniwersytetu Medycznego w Gdańsku. To oni mieli wypowiedzieć się na temat szkodliwości tych specyfików dla zdrowia. I zabrali decydujący głos. Na liście pokrzywdzonych jest 29 osób.
Prokuratura postawiła zarzuty dwóm mężczyznom: 28-letniemu Jakubowi G. i Szymonowi I. z Pabianic.
- Zarzuty wprowadzania do obroty środków, które mogły zagrażać życiu i zdrowiu wielu osób, co potwierdzają opinie biegłych z zakresu medycyny sądowej – uzupełnia Iwona Nienadowska z Prokuratury Rejonowej w Elblągu. - Będziemy chcieli wykazać, że do tego sklepu nie przychodziły osoby, które chciały kupić zapach do torebki czy do szafy, tylko po to, by kupić dopalacze w celu ich zażycia. Według biegłego chemika, jakiekolwiek spożycie tych środków powodowało rozstrój zdrowia.
Czy to gra na czas?
Proces miał ruszyć 1 kwietnia tego roku. Nie ruszył, bo w sądzie nie stawił się Szymon I. Sędzia Wojciech Furman wyznaczył więc termin posiedzenia w sprawie zastosowania wobec oskarżonego tymczasowego aresztowania. Poskutkowało, bo Szymon I. dziś (11 maja) w sądzie stawił się, ale tym razem zabrakło Jakuba G. Ten przysłał zwolnienie lekarskie. Proces więc ruszyć nie mógł.
- Sąd już po pierwszej rozprawie wyznaczył termin posiedzenia w przedmiocie zastosowania tymczasowego aresztowania wobec jednego z oskarżonych. Jak widać poskutkowało – zauważa prokurator Nienadowska. - Dziś jednak nie stawił się drugi z oskarżonych.
Czy to przewlekanie postępowania?
- Nie mogę dyskutować z opinią lekarską biegłego sądowego, być może jest to wyjątkowy zbieg okoliczności – mówi prokurator Iwona Nienadowska, ale przyznaje, że dotychczasowe działanie oskarżonych wskazuje na to, że będą chcieli postępowanie przedłużyć. - Tak to wygląda.
- Nieobecność Jakuba G. wynika z przyczyn losowych, których nie był on wstanie przewidzieć – zapewnia z kolei jego obrońca, adwokat Piotr Krystoń. Jaka to choroba? - chcieli wiedzieć dziennikarze. - Niezaplanowana, nagła, której nie mógł uniknąć – tajemniczo uciął adwokat.
Szczegółów na temat choroby oskarżonego jest też ciekaw sędzia Wojciech Furman. Na 8 czerwca zaplanował więc posiedzenie, na którym chce zapoznać się z opinią biegłych medyków. Tego samego dnia chce też rozpocząć proces, który dziś został zmuszony odroczyć.
Ważniejszy jest wyrok niż kara
Prokuratura podtrzymuje zarzuty wobec Jakuba G. I Szymona I., a inspektor sanitarny wskazuje, że dowody są mocne: - To informacje ze szpitali, w których fachowcy wypowiadają się na temat objawów, które wystąpiły w przypadku zatruć – wskazuje Marek Jarosz. - Są też wyniki badań toksykologicznych z opiniami na temat środków, które zatrzymaliśmy w tym sklepie. To środki szkodliwe – co zostało określone w ekspertyzach. Środki, które działają jak dopalacze, mają działanie psychoaktywne, wywołując stany ciężkie.
A co na to obrona?
- Naszym zdaniem stawianie zarzutu oskarżonym jest niedopuszczalne. I to nie tylko z tego przepisu, ale i jakiejkolwiek innej regulacji prawno-karnej do zachowania oskarżonych stosować nie można. Zdaniem obrony czyn, który im się zarzuca nie stanowi przestępstwa - twierdzi adwokat Piotr Krystoń.
- Dla mnie najważniejsze jest to, by wysoki sąd orzekł, że stanowi to przestępstwo – ripostuje Marek Jarosz. - Że wprowadzenie do obrotu, sprzedawanie tego świństwa młodym ludziom, nieświadomym tego, co robią jest czynem nagannym i podlega to sankcjom. Wymiar kary jest sprawą drugorzędną.
W Elblągu walkę z dopalaczami od lat prowadzi Marek Jarosz, Powiatowy Inspektor Sanitarny. To on w listopadzie 2013 r. złożył w Prokuraturze Rejonowej zawiadomienie o bezpośrednim narażeniu życia lub zdrowia klientów "pachnącego domku" poprzez sprzedaż produktów zawierających związki wyczerpujące pojęcie środek zastępczy tzw. dopalacze. Poprzez niewłaściwe zażywanie tych środków [jest bowiem na nich etykieta informująca, że są to środki nie do spożycia, a młodzi je palą, jedzą lub wąchają – red.] dochodziło do hospitalizacji, głównie młodych ludzi.
Karty choroby osób pokrzywdzonych zostały przekazane biegłym z zakresu medycyny sądowej i toksykologii Uniwersytetu Medycznego w Gdańsku. To oni mieli wypowiedzieć się na temat szkodliwości tych specyfików dla zdrowia. I zabrali decydujący głos. Na liście pokrzywdzonych jest 29 osób.
Prokuratura postawiła zarzuty dwóm mężczyznom: 28-letniemu Jakubowi G. i Szymonowi I. z Pabianic.
- Zarzuty wprowadzania do obroty środków, które mogły zagrażać życiu i zdrowiu wielu osób, co potwierdzają opinie biegłych z zakresu medycyny sądowej – uzupełnia Iwona Nienadowska z Prokuratury Rejonowej w Elblągu. - Będziemy chcieli wykazać, że do tego sklepu nie przychodziły osoby, które chciały kupić zapach do torebki czy do szafy, tylko po to, by kupić dopalacze w celu ich zażycia. Według biegłego chemika, jakiekolwiek spożycie tych środków powodowało rozstrój zdrowia.
Czy to gra na czas?
Proces miał ruszyć 1 kwietnia tego roku. Nie ruszył, bo w sądzie nie stawił się Szymon I. Sędzia Wojciech Furman wyznaczył więc termin posiedzenia w sprawie zastosowania wobec oskarżonego tymczasowego aresztowania. Poskutkowało, bo Szymon I. dziś (11 maja) w sądzie stawił się, ale tym razem zabrakło Jakuba G. Ten przysłał zwolnienie lekarskie. Proces więc ruszyć nie mógł.
- Sąd już po pierwszej rozprawie wyznaczył termin posiedzenia w przedmiocie zastosowania tymczasowego aresztowania wobec jednego z oskarżonych. Jak widać poskutkowało – zauważa prokurator Nienadowska. - Dziś jednak nie stawił się drugi z oskarżonych.
Czy to przewlekanie postępowania?
- Nie mogę dyskutować z opinią lekarską biegłego sądowego, być może jest to wyjątkowy zbieg okoliczności – mówi prokurator Iwona Nienadowska, ale przyznaje, że dotychczasowe działanie oskarżonych wskazuje na to, że będą chcieli postępowanie przedłużyć. - Tak to wygląda.
- Nieobecność Jakuba G. wynika z przyczyn losowych, których nie był on wstanie przewidzieć – zapewnia z kolei jego obrońca, adwokat Piotr Krystoń. Jaka to choroba? - chcieli wiedzieć dziennikarze. - Niezaplanowana, nagła, której nie mógł uniknąć – tajemniczo uciął adwokat.
Szczegółów na temat choroby oskarżonego jest też ciekaw sędzia Wojciech Furman. Na 8 czerwca zaplanował więc posiedzenie, na którym chce zapoznać się z opinią biegłych medyków. Tego samego dnia chce też rozpocząć proces, który dziś został zmuszony odroczyć.
Ważniejszy jest wyrok niż kara
Prokuratura podtrzymuje zarzuty wobec Jakuba G. I Szymona I., a inspektor sanitarny wskazuje, że dowody są mocne: - To informacje ze szpitali, w których fachowcy wypowiadają się na temat objawów, które wystąpiły w przypadku zatruć – wskazuje Marek Jarosz. - Są też wyniki badań toksykologicznych z opiniami na temat środków, które zatrzymaliśmy w tym sklepie. To środki szkodliwe – co zostało określone w ekspertyzach. Środki, które działają jak dopalacze, mają działanie psychoaktywne, wywołując stany ciężkie.
A co na to obrona?
- Naszym zdaniem stawianie zarzutu oskarżonym jest niedopuszczalne. I to nie tylko z tego przepisu, ale i jakiejkolwiek innej regulacji prawno-karnej do zachowania oskarżonych stosować nie można. Zdaniem obrony czyn, który im się zarzuca nie stanowi przestępstwa - twierdzi adwokat Piotr Krystoń.
- Dla mnie najważniejsze jest to, by wysoki sąd orzekł, że stanowi to przestępstwo – ripostuje Marek Jarosz. - Że wprowadzenie do obrotu, sprzedawanie tego świństwa młodym ludziom, nieświadomym tego, co robią jest czynem nagannym i podlega to sankcjom. Wymiar kary jest sprawą drugorzędną.
A