
W sali kameralnej kina Światowid odbyła sie kolejna debata w ramach Forum Debaty Publicznej. Spotkanie z posłami PO - Krzysztofem Liskiem i Tadeuszem Naguszewskim zdominowała dyskusja na temat przekopu przez Mierzeję Wiślaną. Sprawa ta od czasu obiecanek złożonych przez Jarosława Kaczyńskiego podczas słynnej konferencji prasowej na statku na rzece Elbląg, elektryzuje wielu elblążan, którym leży na sercu rozwój naszego regionu. Przekop jawi się entuzjastom tego pomysłu jako coś w rodzaju cudownego środka, który zapewni wokół Zalewu Wiślanego nieograniczone możliwości rozwoju gospodarczego. Czy rzeczywiście? Dzisiaj pierwsza część artykułu poświęcona turystycznym aspektom tego zagadnienia.
Uczestniczący w spotkaniu posłowie Lisek i Naguszewski podkreślali, bez wątpienia słusznie, że decyzję o kopaniu powinna poprzedzić rzetelna analiza ekonomiczna. Zaraz jednak, jakby wyczuwając nastroje panujące na sali, dodawali jednym tchem, że ich serca są za przekopem. Serce to ważna rzecz, ale ta inwestycja musiałaby być finansowana z naszych podatków, dlatego zanim wydamy setki milionów złotych na budowę i kolejne dziesiątki na jego utrzymanie, należy odrzucić emocje i poważnie zastanowić się nad jej sensem. Rzeczowych argumentów "za" pada w dyskusjach o przekopie bardzo mało, przeważają hurraoptymistyczne pokrzykiwania.
Wśród licznych entuzjastów tego projektu powszechne jest przekonanie, że jachty na całym Bałtyku, a może i Morzu Północnym czekają już w blokach, aby wystartować do pływania po Zalewie. Jeśli tak nawet jest, to pierwsi żeglarze, którzy tu wpłyną, szybko roześlą do kolegów krótkie SMS-y - zawracajcie! Na śmiałków, którzy w swoich pełnomorskich jachtach przepłyną przez piękny, nowy przekop, czekać będą trudne, bo płytkie, nie do końca czyste i usiane rybackimi sieciami wody. Jeszcze większe rozczarowanie czeka ich po wpłynięciu do któregokolwiek z portów. Na całym akwenie nie ma ani jednej mariny z prawdziwego zdarzenia. Zatankowanie paliwa lub słodkiej wody, podładowanie akumulatorów, opróżnienie toalety chemicznej, załatwienie podstawowych potrzeb fizjologicznych i higienicznych w portach nad Zalewem jest nie lada wyzwaniem. Tych niedogodności nie jest w stanie osłodzić miejscowa kuchnia, o której litościwie milczą światowe przewodniki. Fląderka na przepalonym oleju, ale za to droższa niż w portach nad Adriatykiem, nie zachęci nikogo do ponownej wizyty. Nie można się oszukiwać - ten król jest nagi. Nikt, lub prawie nikt tu nie przypłynie, no bo i po co? W Europie jest wiele równie ciekawych, ale zapewniających znacznie atrakcyjniejsze warunki do uprawiania żeglarstwa akwenów.
Zacznijmy od budowy, za znacznie mniejsze pieniądze, infrastruktury turystycznej. Wymaga to, niestety, wielu lat - pod warunkiem stworzenia specjalnych warunków dla biznesu. Mam tu na myśli spójny program, na który będą składać się zwolnienia podatkowe, dotacje i przede wszystkim uproszczenia wszystkich procedur administracyjnych dla przedsiębiorców, którzy chcieliby zainwestować w prowadzenie wokół Zalewu placówek gastronomicznych, pensjonatów oraz uzbrajanie małych portów we wszystkie udogodnienia - od rzadkich teraz toalet do nieistniejących w ogóle gniazdek z prądem przy każdym stanowisku do cumowania. Urząd Morski powinien skupić się na zapewnieniu jak najbardziej komfortowych warunków pływania po Zalewie i inwestycjach w infrastrukturę dużych portów, których nie udźwigną prywatni przedsiębiorcy. Budowa kolejnych oczyszczalni ścieków przez lokalne samorządy to w dzisiejszych czasach "oczywista oczywistość".
Temu wszystkiemu musi towarzyszyć profesjonalna promocja regionu. Trzeba też pamietać, wzorem małej Iławy, o cyklicznym organizowaniu imprez kulturalnych - koncertów i festiwali. Wtedy żeglarze przypłyną tu nawet po asfalcie zatłoczonej „siódemki”, tak jak znajdują jakoś drogę do mazurskich jezior. Dopiero jak stworzymy modę na Zalew, a na Kanale Jagiellońskim zaczną tworzyć się korki jachtów płynących do nas z Zatoki Gdańskiej, można pomyśleć o przekopie.
No chyba, że Rosjanie podpiszą nową umowę i zgodnie z oczekiwaniami panów posłów otworzą Cieśninę Piławską dla jednostek pływających ze wszystkich krajów Unii. Dla Duńczyków czy Niemców opłynięcie bazy Floty Bałtyckiej w Bałtijsku może być tylko dodatkową zachętą do odwiedzenia Zalewu Wiślanego.
Jutro ciąg dalszy artykułu poświęcony wpływowi przekopu na funkcjonowanie elbląskiego portu.
Wśród licznych entuzjastów tego projektu powszechne jest przekonanie, że jachty na całym Bałtyku, a może i Morzu Północnym czekają już w blokach, aby wystartować do pływania po Zalewie. Jeśli tak nawet jest, to pierwsi żeglarze, którzy tu wpłyną, szybko roześlą do kolegów krótkie SMS-y - zawracajcie! Na śmiałków, którzy w swoich pełnomorskich jachtach przepłyną przez piękny, nowy przekop, czekać będą trudne, bo płytkie, nie do końca czyste i usiane rybackimi sieciami wody. Jeszcze większe rozczarowanie czeka ich po wpłynięciu do któregokolwiek z portów. Na całym akwenie nie ma ani jednej mariny z prawdziwego zdarzenia. Zatankowanie paliwa lub słodkiej wody, podładowanie akumulatorów, opróżnienie toalety chemicznej, załatwienie podstawowych potrzeb fizjologicznych i higienicznych w portach nad Zalewem jest nie lada wyzwaniem. Tych niedogodności nie jest w stanie osłodzić miejscowa kuchnia, o której litościwie milczą światowe przewodniki. Fląderka na przepalonym oleju, ale za to droższa niż w portach nad Adriatykiem, nie zachęci nikogo do ponownej wizyty. Nie można się oszukiwać - ten król jest nagi. Nikt, lub prawie nikt tu nie przypłynie, no bo i po co? W Europie jest wiele równie ciekawych, ale zapewniających znacznie atrakcyjniejsze warunki do uprawiania żeglarstwa akwenów.
Zacznijmy od budowy, za znacznie mniejsze pieniądze, infrastruktury turystycznej. Wymaga to, niestety, wielu lat - pod warunkiem stworzenia specjalnych warunków dla biznesu. Mam tu na myśli spójny program, na który będą składać się zwolnienia podatkowe, dotacje i przede wszystkim uproszczenia wszystkich procedur administracyjnych dla przedsiębiorców, którzy chcieliby zainwestować w prowadzenie wokół Zalewu placówek gastronomicznych, pensjonatów oraz uzbrajanie małych portów we wszystkie udogodnienia - od rzadkich teraz toalet do nieistniejących w ogóle gniazdek z prądem przy każdym stanowisku do cumowania. Urząd Morski powinien skupić się na zapewnieniu jak najbardziej komfortowych warunków pływania po Zalewie i inwestycjach w infrastrukturę dużych portów, których nie udźwigną prywatni przedsiębiorcy. Budowa kolejnych oczyszczalni ścieków przez lokalne samorządy to w dzisiejszych czasach "oczywista oczywistość".
Temu wszystkiemu musi towarzyszyć profesjonalna promocja regionu. Trzeba też pamietać, wzorem małej Iławy, o cyklicznym organizowaniu imprez kulturalnych - koncertów i festiwali. Wtedy żeglarze przypłyną tu nawet po asfalcie zatłoczonej „siódemki”, tak jak znajdują jakoś drogę do mazurskich jezior. Dopiero jak stworzymy modę na Zalew, a na Kanale Jagiellońskim zaczną tworzyć się korki jachtów płynących do nas z Zatoki Gdańskiej, można pomyśleć o przekopie.
No chyba, że Rosjanie podpiszą nową umowę i zgodnie z oczekiwaniami panów posłów otworzą Cieśninę Piławską dla jednostek pływających ze wszystkich krajów Unii. Dla Duńczyków czy Niemców opłynięcie bazy Floty Bałtyckiej w Bałtijsku może być tylko dodatkową zachętą do odwiedzenia Zalewu Wiślanego.
Jutro ciąg dalszy artykułu poświęcony wpływowi przekopu na funkcjonowanie elbląskiego portu.