Skończył się rok szkolny, nastały wakacje - a wraz z nimi kolonie i obozy harcerskie - czytamy w Dzienniku Bałtyckim z 28 czerwca 1967 roku.
Poprzedziło je gorączkowe kompletowanie ekwipunku kolonijnego i obozowego. Jak piszą nasi czytelnicy z Elbląga - nie było to łatwą sprawą. Miejscowe sklepy nie przewidziały bowiem, że młodzież i dzieci wyjeżdżające na kolonie potrzebują zaopatrzyć się w odpowiedni - lekki i wygodny - strój.
A więc chodzi o niedrogie dresy, których w Elblągu w zasadzie nie ma, nie można też dostać w miejscowych sklepach lekkich i niedrogich tenisówek. Jest także duży popyt na letnie kretonowe koszulki chłopięce, a podaży w tym względzie nie ma prawie żadnej. Jednym słowem miejscowi zaopatrzeniowcy w tym roku nie dopisali.
A więc chodzi o niedrogie dresy, których w Elblągu w zasadzie nie ma, nie można też dostać w miejscowych sklepach lekkich i niedrogich tenisówek. Jest także duży popyt na letnie kretonowe koszulki chłopięce, a podaży w tym względzie nie ma prawie żadnej. Jednym słowem miejscowi zaopatrzeniowcy w tym roku nie dopisali.
(s)