Do takich wniosków doszłam po jednym z incydentów... Zaczęło się niewinnie - od obrzęku i zasinienia nogi. Mąż dostał leki, które, wskutek nietrafionej diagnozy, tylko pogorszyły jego stan. Nie mógł się samodzielnie poruszać...
Podpierając na karku 120-kilogramowego męża, udałam się z nim do ośrodka zdrowia. Postanowiono nas przyjąć, jak tylko przyjdzie pani doktor. Owa pani przyszła do pracy z 50-minutowym opóźnieniem... i uśmiechem na ustach. W trybie pilnym kazano nam się udać do szpitala, do chirurga.
Udaliśmy się tam następnego ranka. Chirurg, który miał się zjawić w pracy o godz. 9, zjawił się 65 minut później. Wysłał nas ze skierowaniem na wyniki z czerwonym napisem „Pilne”. Gdy w laboratorium po godzinnym oczekiwaniu pod okienkiem zapytałam o wyniki, pani odburknęła, że wszystkie wyniki robi po kolei i mamy sobie jeszcze z pół godzinki pochodzić. Pochodzić z człowiekiem, który ledwo stoi na nogach.
Wiedząc, że za pół godziny lekarz będzie miał przerwę w przyjmowaniu pacjentów, z wynikami „pognaliśmy” z do niego, a tu niespodzianka - pan doktor wyszedł wcześniej i wróci za dwie godziny. Wróciliśmy o godz. 13 - tak, jak kazano. Okazało się, że pan doktor był, a że nikogo nie było, poszedł sobie. Wykonano telefon i doktor wrócił.
Półtorej godziny później dostaliśmy skierowanie na oddział reumatologiczny - w trybie natychmiastowym. Pan doktor powiedział, że przyjmie nas, jak tylko skończy rozmawiać przez telefon. Skończył - niemal po godzinie. Okazało się, że mąż wymaga hospitalizacji, ale... oddział będzie remontowany, więc, niestety, nie mogą przyjąć męża.
Ze stertą recept i mężem na karku wróciłam do domu.
Drodzy Państwo, jedyna rzecz, jaka mi przychodzi do głowy, to życzyć Wam duuuuuuuuuuużo zdrowia, bo z takim podejściem naszych lekarzy będzie Wam ono bardzo potrzebne.
Udaliśmy się tam następnego ranka. Chirurg, który miał się zjawić w pracy o godz. 9, zjawił się 65 minut później. Wysłał nas ze skierowaniem na wyniki z czerwonym napisem „Pilne”. Gdy w laboratorium po godzinnym oczekiwaniu pod okienkiem zapytałam o wyniki, pani odburknęła, że wszystkie wyniki robi po kolei i mamy sobie jeszcze z pół godzinki pochodzić. Pochodzić z człowiekiem, który ledwo stoi na nogach.
Wiedząc, że za pół godziny lekarz będzie miał przerwę w przyjmowaniu pacjentów, z wynikami „pognaliśmy” z do niego, a tu niespodzianka - pan doktor wyszedł wcześniej i wróci za dwie godziny. Wróciliśmy o godz. 13 - tak, jak kazano. Okazało się, że pan doktor był, a że nikogo nie było, poszedł sobie. Wykonano telefon i doktor wrócił.
Półtorej godziny później dostaliśmy skierowanie na oddział reumatologiczny - w trybie natychmiastowym. Pan doktor powiedział, że przyjmie nas, jak tylko skończy rozmawiać przez telefon. Skończył - niemal po godzinie. Okazało się, że mąż wymaga hospitalizacji, ale... oddział będzie remontowany, więc, niestety, nie mogą przyjąć męża.
Ze stertą recept i mężem na karku wróciłam do domu.
Drodzy Państwo, jedyna rzecz, jaka mi przychodzi do głowy, to życzyć Wam duuuuuuuuuuużo zdrowia, bo z takim podejściem naszych lekarzy będzie Wam ono bardzo potrzebne.