„Ach, ta dzisiejsza młodzież” - częstokroć zdarzało mi się słyszeć takie oto słowa z ust starszych ludzi, podczas różnorakich rozmów, które w natłoku dnia codziennego dobiegają mnie z różnych stron. Zazwyczaj „podsłuchuję” w środkach komunikacji miejskiej, z której jestem zmuszony korzystać.
Choć sam, będąc młodym chłopcem a później nastolatkiem, nigdy nie spotkałem się z uwagą skierowaną do mnie, odnośnie braku kultury, to nie raz widziałem obrazki, gdy starsza osoba upominała małolata, zarzucając im przy tym brak kultury. Zazwyczaj dotyczyło to ustąpienia miejsca siedzącego seniorce albo używania soczystego języka wyrazów zakazanych, które nie mieszczą się w kanon poprawnej polszczyzny.
Akurat trudno się nie zgodzić i nie przyznać racji takim „ulicznym adwokatom”, którzy mają odwagę zwrócić komuś uwagę. Nie mylić z nachalnymi „społeczniakami”. Faktem jest, że nikt nie rodzi się z ukształtowaną kulturą osobistą. Jest to rzecz nabyta, którą zdobywamy od lat najmłodszych, idąc ścieżką zwaną życiem. Do dziś pamiętam przedszkole i mój mały elemantarzyk, gdzie tłustym drukiem napisane trzy magiczne słowa: proszę, przepraszam, dziękuję... Zatem edukacja przedszkolna jak i szkolna ma spory wpływ na kształtowanie kultury, jednak najważniejszym środkiem szkoleniowo-wychowawczym jest dom. Rodzice mają największy wpływ na formowanie „nieukształtowanej materii”, jaką jest nowe życie; a więc mają częściowo wpływ na późniejszy charakter, posiadany system wartości a także kulturę osobistą. Ale tego chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć. Dość! Przechodzę do sedna sprawy.
Jak wyżej wspomniałem, widziałem obrazki niekulturalnych małolatów upominanych przez osoby starsze. Dowodzi to tego, że mamy z kulturą pewne problemy. Oczywiście nie można generalizować i mówić, że cała polska młodzież idzie ku najgorszemu, ponieważ są to zazwyczaj skrajne przypadki. A ja chciałbym spytać: Czy brak kultury dotyczy tylko ludzi młodych?! Otaczający mnie świat sam odpowiada mi na to pytanie.
Wspomniałem już, że jestem uzależniony od środków komunikacji miejskiej, które to (zwyczajnie mówiąc, tramwaje i autobusy) pozwalają mi się sprawnie przemieszczać po mieście. I w tych to środkach komunikacji doświadczam rzeczy niebywałych.
Wtorek. Poranek. Jak w dzień święty, udają się do ziemi im obiecanej. Ze wszystkich stron świata zjeżdżają się do „Mekki elbląskiego handlu”. Z siatami wypełnionymi po brzegi, których niejednokrotnie waga przewyższa masę ciała właściciela siat. (Z pewnością naukowcy powinni zbadać to zjawisko) I jak te mrówki, jedna za drugą, niestrudzone maszyny do dźwigania, rozchodzą się do autobusów i tramwajów. Ja wsiadam wcześniej i nigdy nie zajmuję miejsca siedzącego, bo wiem, że i tak będę musiał zaraz ustąpić miejsce starszej pani. I wcale nie mam za złe potencjalnej osobie zajmującej me miejsce. Jednak to nie jest ważne! Psss.
Otwierają się drzwi, a w nich widok sporej grupy ludzi, która i tak nie zmieści się w całości, a próbuje na siłę się upchać. Najpierw dostaję w tylną nogę, lekko uderzony siatką z której kapie coś, co pachnie jak kiszona kapusta. Zaciskam zęby. Pewien pan przejeżdża mi kołkiem swojego mini-wózka po świeżo pastowanym bucie. Bóg kazał wybaczać. Więc uśmiecham się miło do pani obok, która natychmiast odpowiada mi poirytowanym wyrazem twarzy, dając do zrozumienia, że niepotrzebnie się uśmiecham.
Coś śmierdzi. Powiedziałbym, że pachnie, jednak to nie zapach, a smród, który uświadamia mnie, że ktoś jakby zapomniał, co to higiena. Oddycham więc ustami, łudząc się, że to pomoże. Zastygam na chwile w pozie modela przyciśniętego do metalowej rurki. Rozmyślam o skutkach kryzysu na rynkach finansowych, by nie słuchać rozmów o tych złodziejach z PO, o komuchach itp. Zdarzają się także ekonomiści, którzy niczym analitycy rynkowi porównują ceny szczypiorku z rynku do tego z supermarketu. Nie słuchać - serce mi podpowiada, a umysł słucha bo głupi i młody...
Coś albo ktoś mnie popycha. Czuję na plecach czyjąś dłoń, która próbuję, niczym buldożer, zmieść mnie ze swojej drogi. Odwracam się, by zobaczyć swojego oprawcę. Jakiś niewysoki staruszek, z napuszonymi policzkami i podbródkiem nieco zapadniętym, mówi wprost: - Wychodzisz czy będzie stał na przejściu? Błyskotliwe pytanie, wręcz wbija mnie w ziemię. Odpowiadam błyskotliwie: - TAK, proszę pana, wysiadam na tym przystanku. Nie pomaga. Przeciska się, próbując znaleźć się jak najbliżej drzwi, prawie jak pole-postion, jednak prawie robi różnicę. Wtedy to już tylko sobie wyobrażam, jak moja głowa zostaje przytrzaśnięta między drzwiami, a twarz mi dziobią sępy. Koniec marzeń! Wysiadam i udaję się do sklepu.
Kupuję sobie małe piwo, by odreagować. Podstawowe produkty: masło, chleb, wędlina, pomidor tak dla zdrowego żywienia - równowaga dla piwa. Stojąc w kolejce, widzę wzrok starszej pani na moich plecach. Czuję, jak coraz to uderza we mnie, coraz to uderza w mój koszyk. Z pogardą patrzy na młodego człowieka, który mimo eleganckiego stroju, pije piwo - jestem dla niej młodą zarazą. Dwadzieścia kilka złotych, płacę kartą. W jej oczach teraz widzę niesmak, że marnuję czas drogiej pani, ponieważ używam tych szatańskich wytworów, ludzi ze świata „postępu cywilizacyjnego”. Uśmiechem i krótkim: dziękuję ślicznie, żegnam się z kasjerką. Wychodząc, słyszę jak pani, która stała za mną, mówi: „Da mi pani jeszcze te Carmeny mentolowe”. A mogłaby poprosić o Carmeny mentolowe...
Z tej krótkiej przygody, która jest jedną z wielu, jakie mnie spotkały, wynika jasno, że nie zwracamy uwagi na naszą kulturę osobistą. Dlaczego starsi ludzie nie mogą powiedzieć przepraszam, gdy chcą się przecisnąć w autobusie? Dlaczego nie mogą powiedzieć proszę podczas zakupów. I więcej uśmiechu, a mniej nienawiści, która aż kipi w tym wieku.
Może to ich odpowiedź na ciężkie życie?! Na pewno nie. Jednak chciałbym, żeby takim ludziom też zwracać uwagę, jak małym dzieciom, które jeszcze nie potrafią się zachować. Wiek nie uprawnia do arogancji, nie zwalnia też z zasad taktu. Bo jeśli to próg lat osiemnastu uprawnia człowieka do czynnego korzystania z życia publicznego, to może warto określić i górny próg, np. wiek sześćdziesiąt lat. A może i posunąć się dalej i stworzyć przedszkola dla ludzi starszych, gdzie się nauczą magicznych trzech słów, albo sobie je po prostu przypomną...
Oczywiście nie można generalizować. Jeden chamski staruszek wiosny nie czyni. Jednak pamiętać trzeba, że to tylko ludzie i można im zwrócić uwagę, gdy przekraczają normy dobrego zachowania. Bo i stary człowiek może być, a i powinien być przykładem dla młodych, takich jak ja.
Akurat trudno się nie zgodzić i nie przyznać racji takim „ulicznym adwokatom”, którzy mają odwagę zwrócić komuś uwagę. Nie mylić z nachalnymi „społeczniakami”. Faktem jest, że nikt nie rodzi się z ukształtowaną kulturą osobistą. Jest to rzecz nabyta, którą zdobywamy od lat najmłodszych, idąc ścieżką zwaną życiem. Do dziś pamiętam przedszkole i mój mały elemantarzyk, gdzie tłustym drukiem napisane trzy magiczne słowa: proszę, przepraszam, dziękuję... Zatem edukacja przedszkolna jak i szkolna ma spory wpływ na kształtowanie kultury, jednak najważniejszym środkiem szkoleniowo-wychowawczym jest dom. Rodzice mają największy wpływ na formowanie „nieukształtowanej materii”, jaką jest nowe życie; a więc mają częściowo wpływ na późniejszy charakter, posiadany system wartości a także kulturę osobistą. Ale tego chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć. Dość! Przechodzę do sedna sprawy.
Jak wyżej wspomniałem, widziałem obrazki niekulturalnych małolatów upominanych przez osoby starsze. Dowodzi to tego, że mamy z kulturą pewne problemy. Oczywiście nie można generalizować i mówić, że cała polska młodzież idzie ku najgorszemu, ponieważ są to zazwyczaj skrajne przypadki. A ja chciałbym spytać: Czy brak kultury dotyczy tylko ludzi młodych?! Otaczający mnie świat sam odpowiada mi na to pytanie.
Wspomniałem już, że jestem uzależniony od środków komunikacji miejskiej, które to (zwyczajnie mówiąc, tramwaje i autobusy) pozwalają mi się sprawnie przemieszczać po mieście. I w tych to środkach komunikacji doświadczam rzeczy niebywałych.
Wtorek. Poranek. Jak w dzień święty, udają się do ziemi im obiecanej. Ze wszystkich stron świata zjeżdżają się do „Mekki elbląskiego handlu”. Z siatami wypełnionymi po brzegi, których niejednokrotnie waga przewyższa masę ciała właściciela siat. (Z pewnością naukowcy powinni zbadać to zjawisko) I jak te mrówki, jedna za drugą, niestrudzone maszyny do dźwigania, rozchodzą się do autobusów i tramwajów. Ja wsiadam wcześniej i nigdy nie zajmuję miejsca siedzącego, bo wiem, że i tak będę musiał zaraz ustąpić miejsce starszej pani. I wcale nie mam za złe potencjalnej osobie zajmującej me miejsce. Jednak to nie jest ważne! Psss.
Otwierają się drzwi, a w nich widok sporej grupy ludzi, która i tak nie zmieści się w całości, a próbuje na siłę się upchać. Najpierw dostaję w tylną nogę, lekko uderzony siatką z której kapie coś, co pachnie jak kiszona kapusta. Zaciskam zęby. Pewien pan przejeżdża mi kołkiem swojego mini-wózka po świeżo pastowanym bucie. Bóg kazał wybaczać. Więc uśmiecham się miło do pani obok, która natychmiast odpowiada mi poirytowanym wyrazem twarzy, dając do zrozumienia, że niepotrzebnie się uśmiecham.
Coś śmierdzi. Powiedziałbym, że pachnie, jednak to nie zapach, a smród, który uświadamia mnie, że ktoś jakby zapomniał, co to higiena. Oddycham więc ustami, łudząc się, że to pomoże. Zastygam na chwile w pozie modela przyciśniętego do metalowej rurki. Rozmyślam o skutkach kryzysu na rynkach finansowych, by nie słuchać rozmów o tych złodziejach z PO, o komuchach itp. Zdarzają się także ekonomiści, którzy niczym analitycy rynkowi porównują ceny szczypiorku z rynku do tego z supermarketu. Nie słuchać - serce mi podpowiada, a umysł słucha bo głupi i młody...
Coś albo ktoś mnie popycha. Czuję na plecach czyjąś dłoń, która próbuję, niczym buldożer, zmieść mnie ze swojej drogi. Odwracam się, by zobaczyć swojego oprawcę. Jakiś niewysoki staruszek, z napuszonymi policzkami i podbródkiem nieco zapadniętym, mówi wprost: - Wychodzisz czy będzie stał na przejściu? Błyskotliwe pytanie, wręcz wbija mnie w ziemię. Odpowiadam błyskotliwie: - TAK, proszę pana, wysiadam na tym przystanku. Nie pomaga. Przeciska się, próbując znaleźć się jak najbliżej drzwi, prawie jak pole-postion, jednak prawie robi różnicę. Wtedy to już tylko sobie wyobrażam, jak moja głowa zostaje przytrzaśnięta między drzwiami, a twarz mi dziobią sępy. Koniec marzeń! Wysiadam i udaję się do sklepu.
Kupuję sobie małe piwo, by odreagować. Podstawowe produkty: masło, chleb, wędlina, pomidor tak dla zdrowego żywienia - równowaga dla piwa. Stojąc w kolejce, widzę wzrok starszej pani na moich plecach. Czuję, jak coraz to uderza we mnie, coraz to uderza w mój koszyk. Z pogardą patrzy na młodego człowieka, który mimo eleganckiego stroju, pije piwo - jestem dla niej młodą zarazą. Dwadzieścia kilka złotych, płacę kartą. W jej oczach teraz widzę niesmak, że marnuję czas drogiej pani, ponieważ używam tych szatańskich wytworów, ludzi ze świata „postępu cywilizacyjnego”. Uśmiechem i krótkim: dziękuję ślicznie, żegnam się z kasjerką. Wychodząc, słyszę jak pani, która stała za mną, mówi: „Da mi pani jeszcze te Carmeny mentolowe”. A mogłaby poprosić o Carmeny mentolowe...
Z tej krótkiej przygody, która jest jedną z wielu, jakie mnie spotkały, wynika jasno, że nie zwracamy uwagi na naszą kulturę osobistą. Dlaczego starsi ludzie nie mogą powiedzieć przepraszam, gdy chcą się przecisnąć w autobusie? Dlaczego nie mogą powiedzieć proszę podczas zakupów. I więcej uśmiechu, a mniej nienawiści, która aż kipi w tym wieku.
Może to ich odpowiedź na ciężkie życie?! Na pewno nie. Jednak chciałbym, żeby takim ludziom też zwracać uwagę, jak małym dzieciom, które jeszcze nie potrafią się zachować. Wiek nie uprawnia do arogancji, nie zwalnia też z zasad taktu. Bo jeśli to próg lat osiemnastu uprawnia człowieka do czynnego korzystania z życia publicznego, to może warto określić i górny próg, np. wiek sześćdziesiąt lat. A może i posunąć się dalej i stworzyć przedszkola dla ludzi starszych, gdzie się nauczą magicznych trzech słów, albo sobie je po prostu przypomną...
Oczywiście nie można generalizować. Jeden chamski staruszek wiosny nie czyni. Jednak pamiętać trzeba, że to tylko ludzie i można im zwrócić uwagę, gdy przekraczają normy dobrego zachowania. Bo i stary człowiek może być, a i powinien być przykładem dla młodych, takich jak ja.