Tak wczorajszy mecz Olimpii Elbląg ze Stalą Stalowa Wola skomentował pomocnik gospodarzy Rafał Lisiecki. Żółto-biało-niebiescy zremisowali 2:2 i okupują środkową strefę tabeli II ligi.
Olimpijczycy od pierwszych minut rzucili się do ataków na bramkę Stali. Ale to goście pierwsi zdobyli bramkę. Zdaniem Adama Borosa w kontrowersyjnej sytuacji. - Pierwszy stały fragment gry to prezent ze strony sędziego. Nie pozwolił nie tyle na męską, ale zwyczajną grę bark w bark i podyktował rzut wolny – mówił trener Olimpii.
Rzut wolny skończył się utratą przez żółto-biało-niebieskich bramki. Piłkarze Olimpii nie ustawali jednak w atakach, które miały przynieść gola, a najlepiej kilka, a w konsekwencji trzy punkty. - W pierwszej połowie spotkania przeciwnik nie zdołał stworzyć sobie żadnej klarownej sytuacji do strzelenia bramki – oceniał Rafał Lisiecki, pomocnik Olimpii Elbląg.
Tym bardziej dziwi wynik, który widniał na tablicy do przerwy, czyli 2:1 dla Stali. - Przeciwnik strzelił dwie bramki ze stałych fragmentów gry. Przy pierwszej bramce popełniliśmy błąd w komunikacji. Przy drugiej bramce mało kto mógł coś zrobić, bo zawodnik gości wszedł chyba na trzecie piętro. I znów musieliśmy gonić wynik – tak o stracie dwóch goli mówił pomocnik żółto-biało-niebieskich.
To, że elbląska drużyna ma problem w obronie, przyznaje nawet jej trener. - Przy stałych fragmentach sobie nie radzimy. Zarówno w strefie jak i kryciu indywidualnym popełniamy błędy. Przeciwnik tak naprawdę grał to, co do tej pory – mówił Adam Boros.
Jeżeli coś radowało duszę kibica, to charakter drużyny. Żółto-biało-niebiescy do końca wierzyli, że są w stanie strzelić bramkę dającą remis. Walka trwała do ostatnich sekund spotkania. - Druga połowę graliśmy praktycznie na połowie rywala, w ataku pozycyjnym. Mieliśmy mało miejsca. Cieszę się, że skonstruowaliśmy taką akcję, gdzie bardzo fajnie indywidualnie to skończył Damian Szuprytowski. Była jeszcze sytuacja Mateusza Szmydta. Nie wiem, czy w tej sytuacji nie mógł zagrywać wzdłuż linii – mówił trener Olimpii.
Niewątpliwą ozdobą spotkania była też bramka Piotra Kurbiela na 1:1. Dzięki niej olimpijczycy „wrócili do gry”, a pozyskany w czasie przerwy letniej napastnik strzelił swoją pierwszą bramkę dla zespołu z Agrykola 8. - Liczę na to, że będzie strzelał więcej. Napastnik żyje z bramek. Ten zawodnik w poprzednim klubie dostawał mało czasu na grę. U nas gra coraz więcej. Takie momenty dodają pewności siebie, uskrzydlają. Piotr wnosi dużo agresji jako pierwszy zawodnik w pressingu. Liczę na to, że to będzie początek fajnego okresu – tak występy nowego napastnika Olimpii ocenił trener żółto-biało-niebieskich.
Po 90 minutach na tablicy wyników widniał remis 2:2. Na trybunach panowała z jednej strony radość z remisu, a z drugiej strony poczucie niedosytu. Dominacja Olimpii tym razem nie starczyła do odniesienia zwycięstwa. - Stare porzekadło mówi, że jeżeli meczu nie da się wygrać, a tego meczu nie dało się wygrać, to trzeba go zremisować. Każdy punkt jest cenny – podsumował Rafał Lisiecki.
- Po takim trudnym meczu z przeciwnikiem, który gra niewdzięczny futbol, z jednej strony jest niedosyt, z drugiej strony trzeba się cieszyć, że wywalczyliśmy jeden punkt – dodał Adam Boros.
Rzut wolny skończył się utratą przez żółto-biało-niebieskich bramki. Piłkarze Olimpii nie ustawali jednak w atakach, które miały przynieść gola, a najlepiej kilka, a w konsekwencji trzy punkty. - W pierwszej połowie spotkania przeciwnik nie zdołał stworzyć sobie żadnej klarownej sytuacji do strzelenia bramki – oceniał Rafał Lisiecki, pomocnik Olimpii Elbląg.
Tym bardziej dziwi wynik, który widniał na tablicy do przerwy, czyli 2:1 dla Stali. - Przeciwnik strzelił dwie bramki ze stałych fragmentów gry. Przy pierwszej bramce popełniliśmy błąd w komunikacji. Przy drugiej bramce mało kto mógł coś zrobić, bo zawodnik gości wszedł chyba na trzecie piętro. I znów musieliśmy gonić wynik – tak o stracie dwóch goli mówił pomocnik żółto-biało-niebieskich.
To, że elbląska drużyna ma problem w obronie, przyznaje nawet jej trener. - Przy stałych fragmentach sobie nie radzimy. Zarówno w strefie jak i kryciu indywidualnym popełniamy błędy. Przeciwnik tak naprawdę grał to, co do tej pory – mówił Adam Boros.
Jeżeli coś radowało duszę kibica, to charakter drużyny. Żółto-biało-niebiescy do końca wierzyli, że są w stanie strzelić bramkę dającą remis. Walka trwała do ostatnich sekund spotkania. - Druga połowę graliśmy praktycznie na połowie rywala, w ataku pozycyjnym. Mieliśmy mało miejsca. Cieszę się, że skonstruowaliśmy taką akcję, gdzie bardzo fajnie indywidualnie to skończył Damian Szuprytowski. Była jeszcze sytuacja Mateusza Szmydta. Nie wiem, czy w tej sytuacji nie mógł zagrywać wzdłuż linii – mówił trener Olimpii.
Niewątpliwą ozdobą spotkania była też bramka Piotra Kurbiela na 1:1. Dzięki niej olimpijczycy „wrócili do gry”, a pozyskany w czasie przerwy letniej napastnik strzelił swoją pierwszą bramkę dla zespołu z Agrykola 8. - Liczę na to, że będzie strzelał więcej. Napastnik żyje z bramek. Ten zawodnik w poprzednim klubie dostawał mało czasu na grę. U nas gra coraz więcej. Takie momenty dodają pewności siebie, uskrzydlają. Piotr wnosi dużo agresji jako pierwszy zawodnik w pressingu. Liczę na to, że to będzie początek fajnego okresu – tak występy nowego napastnika Olimpii ocenił trener żółto-biało-niebieskich.
Po 90 minutach na tablicy wyników widniał remis 2:2. Na trybunach panowała z jednej strony radość z remisu, a z drugiej strony poczucie niedosytu. Dominacja Olimpii tym razem nie starczyła do odniesienia zwycięstwa. - Stare porzekadło mówi, że jeżeli meczu nie da się wygrać, a tego meczu nie dało się wygrać, to trzeba go zremisować. Każdy punkt jest cenny – podsumował Rafał Lisiecki.
- Po takim trudnym meczu z przeciwnikiem, który gra niewdzięczny futbol, z jednej strony jest niedosyt, z drugiej strony trzeba się cieszyć, że wywalczyliśmy jeden punkt – dodał Adam Boros.
Elbląska Gazeta Internetowa portEl.pl jest patronem medialnym ZKS Olimpia Elbląg.
Sebastian Malicki