Do poważnego wypadku doszło dzisiaj rano przy ul. Topolowej. Kominiarz, który dokonywał przeglądu kominów, spadł z dachu jednego z budynku. Trafił do szpitala przy ul. Żeromskiego. O sprawie poinformował nas jeden z czytelników.
- Szedłem akurat z dzieckiem do szkoły, gdy wydarzył się ten wypadek. Kominiarz szedł po dachu, musiał stanąć na jakiś uszkodzony fragment, bo nagle stracił równowagę i runął w dół – opowiada jeden z czytelników, który zadzwonił do naszej redakcji. - Szybko na miejsce przyjechała karetka, ale najgorsze jest to, że nie mogła do tego poszkodowanego dojechać, bo jakiś idiota wmurował słupki, blokując dojazd do budynku. W sytuacji gdy liczy się każda minuta, załoga karetki musiała krążyć, zanim dojechała na miejsce.
Do wypadku doszło w budynku przy ul. Topolowej 44. Przeglądów instalacji kominowych dokonywał pracownik spółdzielni kominiarskiej z ul. Brzeskiej. - Wiemy, że nasz kolega jest w szpitalu, trwają badania. Proszę dzwonić jutro, gdy będzie kierownik – dowiedzieliśmy się w spółdzielni.
Mężczyzna trafił do szpitala miejskiego przy ul. Żeromskiego, który dzisiaj pełni ostry dyżur. - Poszkodowany pacjent został przyjęty na oddział, prowadzona jest w tej chwili diagnostyka, jest zakwalifikowany do operacji - dowiedzieliśmy się w Szpitalu Miejskim. Lekarze, zasłaniając się tajemnicą lekarską, nie podają informacji o stanie zdrowia kominiarza.
Budynkiem, w którym doszło do wypadku, administruje prywatny zarządca. Na razie nie udało nam się z nim skontaktować.
Aktualizacja: Sprawą wypadku przy ul. Topolowej zajęła się Państwowa Inspekcja Pracy. - Dzisiaj (w środę - red.) udało nam się przeprowadzić postępowanie wyjaśniające. Kierownik spółdzielni kominiarskiej tłumaczył, że nie zgłosił wypadku, bo jak twierdził nie wyglądał on początkowo na ciężki. A tylko ciężkie wypadki lub wypadki zbiorowe należy nam natychmiast zgłaszać - mówi Eugeniusz Dąbrowski, kierownik Państwowej Inspekcji Pracy w Elblągu. - Kominiarz spadł z wysokości kilku metrów, gdy zarwał się pod nim specjalny podest. Mężczyzna nie był zabezpieczony ani szelkami, ani w inny sposób. Gdyby było inaczej, to wypadku by nie doszło. Przepis mówi wyraźnie, że pracując na wysokościach trzeba być zabezpieczonym, kominiarze nie są tutaj wyjątkiem.
Kominiarz jest zatrudniony na umowę o pracę, więc jego pracodawca poniesie karę. - Niedopełnienie obowiązków to wykroczenie, zagrożone mandatem od tysiąca złotych - dodaje Eugeniusz Dąbrowski. - Wysokość kary w tym przypadku trudno jeszcze określić, musimy najpierw porozmawiać z poszkodowanym, przeprowadzić całe postępowanie.
Do wypadku doszło w budynku przy ul. Topolowej 44. Przeglądów instalacji kominowych dokonywał pracownik spółdzielni kominiarskiej z ul. Brzeskiej. - Wiemy, że nasz kolega jest w szpitalu, trwają badania. Proszę dzwonić jutro, gdy będzie kierownik – dowiedzieliśmy się w spółdzielni.
Mężczyzna trafił do szpitala miejskiego przy ul. Żeromskiego, który dzisiaj pełni ostry dyżur. - Poszkodowany pacjent został przyjęty na oddział, prowadzona jest w tej chwili diagnostyka, jest zakwalifikowany do operacji - dowiedzieliśmy się w Szpitalu Miejskim. Lekarze, zasłaniając się tajemnicą lekarską, nie podają informacji o stanie zdrowia kominiarza.
Budynkiem, w którym doszło do wypadku, administruje prywatny zarządca. Na razie nie udało nam się z nim skontaktować.
Aktualizacja: Sprawą wypadku przy ul. Topolowej zajęła się Państwowa Inspekcja Pracy. - Dzisiaj (w środę - red.) udało nam się przeprowadzić postępowanie wyjaśniające. Kierownik spółdzielni kominiarskiej tłumaczył, że nie zgłosił wypadku, bo jak twierdził nie wyglądał on początkowo na ciężki. A tylko ciężkie wypadki lub wypadki zbiorowe należy nam natychmiast zgłaszać - mówi Eugeniusz Dąbrowski, kierownik Państwowej Inspekcji Pracy w Elblągu. - Kominiarz spadł z wysokości kilku metrów, gdy zarwał się pod nim specjalny podest. Mężczyzna nie był zabezpieczony ani szelkami, ani w inny sposób. Gdyby było inaczej, to wypadku by nie doszło. Przepis mówi wyraźnie, że pracując na wysokościach trzeba być zabezpieczonym, kominiarze nie są tutaj wyjątkiem.
Kominiarz jest zatrudniony na umowę o pracę, więc jego pracodawca poniesie karę. - Niedopełnienie obowiązków to wykroczenie, zagrożone mandatem od tysiąca złotych - dodaje Eugeniusz Dąbrowski. - Wysokość kary w tym przypadku trudno jeszcze określić, musimy najpierw porozmawiać z poszkodowanym, przeprowadzić całe postępowanie.
RG