Gdyby naprawdę chodziło o mandaty, to wystarczyłoby chociaż raz w miesiącu pojechać na Żuławską i łapać pracowników Wójcika - tam co drugi jeździ jak wariaty, albo bryknąć się na Modrzewinę lub inną wioskę. Przez godzinę nazbieraliby tyle mandatów, co przez cały tydzień. Tu nie o mandaty chodzi, ale o możliwości zastraszania społeczeństwa. Teraz milicjant może sobie stać, gdzie mu się podoba i robić, co mu się podoba. Niedługo wejdzie pewnie do kompletu ustawa znosząca wymóg ostrzeżenia przed strzelaniem.