Dopóki KARNIE nie będą rozliczani "obiecywacze wyborczy" partyjni, nie ma sensu nic. W końcu, taki obiecywacz dostaje się do sejmu, rządu, samorządu i bierze kasę (niezłą) jako wynagrodzenie i już niewiele mu grozi (no chyba, że przegnie, ale to inna sprawa). Powinno być tak, że, jeśli oszuka (nie spełni obietnic), po kadencji powinien wszystko co zarobił musiał by zwrócić (no, minus najniższa krajowa) i mało tego srogo odpowiedzieć za oszustwo wyborcze. Jeśli nie miał by na zwrot, powinien siedzieć w wiezieniu za wyłudzenie. Wtedy do wyborów oszuści by się nie pchali, tak jak teraz.