W październiku wykupiłem karnet na 10 posiłków. Każdy z nich jechał do mojego domu po złożeniu zamówienia… z ofertą specjalną - spóźnieniem! I to jakim!
Przed wykupieniem abonamentu w pewnym elbląskim barze miałem nadzieję, że szybko i tanio zjem obiad. Zamówienie mogłem składać w każdy dzień powszedni przez nieokreślony czas. Planowałem, że najlepszymi dniami będą te, w których mam krótką przerwę na zjedzenie czegoś ciepłego.
Pierwszy raz zadzwoniłem z prośbą o dostarczenie posiłku o godzinie 13.20. Poinformowano mnie, że muszę poczekać do 40 minut. Liczyłem, że po upływie tego czasu spokojnie zjem i będę mógł wyjść z domu 20 minut przed 15. Przeliczyłem się. Zniecierpliwiony dzwoniłem, ponieważ wiedziałem, że muszę wyjść. Nie chciałem przecież, żeby kierowca nikogo nie zastał. Na szczęście (?) obiadek jakoś dotarł około 14.40. W biegu zjadłem pierwsze danie, martwiąc się, że będę spóźniony.
Następnym razem, chcąc uniknąć takiej sytuacji, zadzwoniłem z dwugodzinnym wyprzedzeniem. Niestety, moja roztropność nie pomogła. Kierowca tłumaczył się, że musi rozwieść 18 obiadów i nie wyrabia się. Ponadto dowiedziałem się, że w Elblągu był korek, przez który dojazd do wszystkich klientów trwał aż 40 minut!
Czas leciał, a karnet powoli się kończył. Pewnego piątku doszło nawet do tego, że nie przywieziono obiadu w ogóle! Rozmawiając ze znajomymi, opowiadałem im o moich „zabawnych obiadach”. Dzięki rozmowom powstało kilka towarzyskich żartów. Po feralnym piątku zacząłem żartować z kolegą:
- Wiesz, w piątek w ogóle nie przywieźli mi obiadu - powiedziałem. - Jak ty do nich dzwonisz, to oni dopiero kartofle zbierają na polu, albo zaczynają je siać - zażartował znajomy.
Przez niecałe trzy tygodnie z trudem (i z głodem!) wytrwałem do końca. Żeby było ciekawiej, „ostatni raz”, który również przypadł w piątek, był tak samo nieudany. Po ponad dwóch godzinach zadzwoniłem, żeby przypomnieć o moim zamówieniu. Byłem pewien, że po raz drugi nie zjem obiadu, jednak moja rozmowa sprawiła, że przywieziono obiad. Notabene, przyjechał do mnie inny kierowca niż zazwyczaj. Po trzech godzinach oczekiwania zjadłem posiłek.
Chcę dodać, że rzeczywiście obiady były smaczne i tanie! Radzę jednak, żeby popracowano nad systemem rozwożenia obiadów. Obiady były „spóźnione”, a głód „obecny”.
Pierwszy raz zadzwoniłem z prośbą o dostarczenie posiłku o godzinie 13.20. Poinformowano mnie, że muszę poczekać do 40 minut. Liczyłem, że po upływie tego czasu spokojnie zjem i będę mógł wyjść z domu 20 minut przed 15. Przeliczyłem się. Zniecierpliwiony dzwoniłem, ponieważ wiedziałem, że muszę wyjść. Nie chciałem przecież, żeby kierowca nikogo nie zastał. Na szczęście (?) obiadek jakoś dotarł około 14.40. W biegu zjadłem pierwsze danie, martwiąc się, że będę spóźniony.
Następnym razem, chcąc uniknąć takiej sytuacji, zadzwoniłem z dwugodzinnym wyprzedzeniem. Niestety, moja roztropność nie pomogła. Kierowca tłumaczył się, że musi rozwieść 18 obiadów i nie wyrabia się. Ponadto dowiedziałem się, że w Elblągu był korek, przez który dojazd do wszystkich klientów trwał aż 40 minut!
Czas leciał, a karnet powoli się kończył. Pewnego piątku doszło nawet do tego, że nie przywieziono obiadu w ogóle! Rozmawiając ze znajomymi, opowiadałem im o moich „zabawnych obiadach”. Dzięki rozmowom powstało kilka towarzyskich żartów. Po feralnym piątku zacząłem żartować z kolegą:
- Wiesz, w piątek w ogóle nie przywieźli mi obiadu - powiedziałem. - Jak ty do nich dzwonisz, to oni dopiero kartofle zbierają na polu, albo zaczynają je siać - zażartował znajomy.
Przez niecałe trzy tygodnie z trudem (i z głodem!) wytrwałem do końca. Żeby było ciekawiej, „ostatni raz”, który również przypadł w piątek, był tak samo nieudany. Po ponad dwóch godzinach zadzwoniłem, żeby przypomnieć o moim zamówieniu. Byłem pewien, że po raz drugi nie zjem obiadu, jednak moja rozmowa sprawiła, że przywieziono obiad. Notabene, przyjechał do mnie inny kierowca niż zazwyczaj. Po trzech godzinach oczekiwania zjadłem posiłek.
Chcę dodać, że rzeczywiście obiady były smaczne i tanie! Radzę jednak, żeby popracowano nad systemem rozwożenia obiadów. Obiady były „spóźnione”, a głód „obecny”.