Piszę ten tekst poruszony zdarzeniem, które spotkało mnie wczoraj (23 kwietnia) podczas wycieczki rowerowej w okolicach Elbląga. Po godzinie 19 dotarłem do leśnej drogi, która łączy drogę 503 i Próchnik. To miejsce znane jest niektórym elblążanom, którzy wybierają się tam na spacery i właśnie przejażdżki rowerowe. Kiedy wspinałem się powoli pod górę, tuż przede mną, na drogę wyszedł pies...
Zwierzę przedstawia obraz nędzy i rozpaczy. Wygłodzony, wychudzony, już prawie bez sierści stał na trzęsących się łapach i patrzył na mnie smutnymi oczami. Nie mogłem tego tak zostawić. Po chwili miałem już numer do schroniska dla zwierząt w Elblągu. Dzwonię.
Nie jestem fanem zwierząt, ale kiedy patrzyłem na nieszczęście tego biedaka i opisywałem sytuację człowiekowi po drugiej stronie słuchawki, nie mogłem powstrzymać drżenia głosu. Dowiedziałem się jednak tylko tyle, że ten teren nie należy do miasta i mam dzwonić na policję. Schroniska nie przekonała również moja teza, że pies to nie jest zwierzę leśne i na pewno przywiózł go ktoś z miasta na spacer... albo na śmierć...
Wykręcam 997. Po chwili rozmowy, połączenie przerwane. Dzwonię drugi raz, po kilku chwilach trzeci, po 5 minutach czwarty raz. Nikt już nie odebrał telefonu. Dzwonię na 112. Odbiera pani, przyjmuje mój raport, po czym informuje, że dodzwoniłem się do Gdańska i poleca żebym zadzwonił na 997. Zdążyłem powiedzieć jej, że to jakaś masakra, bo pod 997 nikt nie odbiera i połączenie się urwało.
Zbliża się godzina 20, powoli robi się ciemno, a do domu mam kawałek drogi. Wracam zrezygnowany bezradnością. W drodze przez las słyszę jeszcze szczekanie dwóch psów. Zastanawiam się, czy to kolejne zagubione zwierzęta, czy może ten las to miejsce zsyłki niechcianych psów.
Na zdjęciach spotkany wczoraj piesek. Może ktoś go poznaje?
Nie jestem fanem zwierząt, ale kiedy patrzyłem na nieszczęście tego biedaka i opisywałem sytuację człowiekowi po drugiej stronie słuchawki, nie mogłem powstrzymać drżenia głosu. Dowiedziałem się jednak tylko tyle, że ten teren nie należy do miasta i mam dzwonić na policję. Schroniska nie przekonała również moja teza, że pies to nie jest zwierzę leśne i na pewno przywiózł go ktoś z miasta na spacer... albo na śmierć...
Wykręcam 997. Po chwili rozmowy, połączenie przerwane. Dzwonię drugi raz, po kilku chwilach trzeci, po 5 minutach czwarty raz. Nikt już nie odebrał telefonu. Dzwonię na 112. Odbiera pani, przyjmuje mój raport, po czym informuje, że dodzwoniłem się do Gdańska i poleca żebym zadzwonił na 997. Zdążyłem powiedzieć jej, że to jakaś masakra, bo pod 997 nikt nie odbiera i połączenie się urwało.
Zbliża się godzina 20, powoli robi się ciemno, a do domu mam kawałek drogi. Wracam zrezygnowany bezradnością. W drodze przez las słyszę jeszcze szczekanie dwóch psów. Zastanawiam się, czy to kolejne zagubione zwierzęta, czy może ten las to miejsce zsyłki niechcianych psów.
Na zdjęciach spotkany wczoraj piesek. Może ktoś go poznaje?