Kupiłam doniczkę azalii. Była śliczna, ale w domu przymizerniała, informował Dziennik Bałtycki z 6 stycznia 1959 r.
Zrobiła się jakaś „nie taka”. Weszłam więc któregoś dnia do elbląskiej kwiaciarni prosząc „kwiaciarkę” o radę.
- Grzeczność ekspedienta każe mi pani pomóc – powiedziała – interes kwiaciarni, by nie mówić… Wtedy zwiększamy sobie szanse sprzedaży, wierzymy, wierzymy, że któregoś dnia znowu pani do nas przyjdzie po doniczkowy kwiat. Wybrnę jeszcze inaczej: poradzę pani kupno nie drogiej książki przystępnie opisującej jak się hoduje kwiaty ogrodowe, balkonowe i rośliny domowe…
Nie, nie miałam pretensji do „kwiaciarki” o tę radę, lecz owszem obie się serdecznie uśmiechałyśmy z tego trzeciego wyjścia. To się nazywa dowcipny sprzedawca.
- Grzeczność ekspedienta każe mi pani pomóc – powiedziała – interes kwiaciarni, by nie mówić… Wtedy zwiększamy sobie szanse sprzedaży, wierzymy, wierzymy, że któregoś dnia znowu pani do nas przyjdzie po doniczkowy kwiat. Wybrnę jeszcze inaczej: poradzę pani kupno nie drogiej książki przystępnie opisującej jak się hoduje kwiaty ogrodowe, balkonowe i rośliny domowe…
Nie, nie miałam pretensji do „kwiaciarki” o tę radę, lecz owszem obie się serdecznie uśmiechałyśmy z tego trzeciego wyjścia. To się nazywa dowcipny sprzedawca.
oprac. Olaf B.