Stara to prawda, że gdy się spotkają kumoszki może się palić mięso i dom, mogą płakać i wołać dzieci o chleb, nic dosłownie nic nie jest w stanie przerwać potoku ich wymowy, informował Głos Elbląga z 11 marca 1959 r.
Gorzej jednak, jeśli takie kumoszki pracują w handlu. Nasza stała czytelniczka z Elbląga opisuje właśnie w liście do redakcji, w jaki to sposób została obsłużona w PDT.
- Ekspedientka była bardzo zajęta ożywioną rozmową widocznie z dobrym znajomym. Wobec tego stanęłam potulnie z boku i postanowiłam zaczekać, kiedy ekspedientka łaskawie skończy rozmowę i zwróci na mnie uwagę. Po dłuższej chwili ekspedientka zwróciła się do mnie: - czego pani chce?
Jej ton i spojrzenie powinny były mnie skłonić do natychmiastowego opuszczenia sklepu. Mimo to jednak poprosiłam o ranne pantofle nr 36. Ekspedientka rzuciła na ladę pantofle o trzy numery za duże. Podała mi następne i rzekła ze złością: „Niech pani najpierw przymierzy”.
- Ekspedientka była bardzo zajęta ożywioną rozmową widocznie z dobrym znajomym. Wobec tego stanęłam potulnie z boku i postanowiłam zaczekać, kiedy ekspedientka łaskawie skończy rozmowę i zwróci na mnie uwagę. Po dłuższej chwili ekspedientka zwróciła się do mnie: - czego pani chce?
Jej ton i spojrzenie powinny były mnie skłonić do natychmiastowego opuszczenia sklepu. Mimo to jednak poprosiłam o ranne pantofle nr 36. Ekspedientka rzuciła na ladę pantofle o trzy numery za duże. Podała mi następne i rzekła ze złością: „Niech pani najpierw przymierzy”.
oprac. Olaf B.