UWAGA!

Malachit cienia: Deicide… relacja z trasy koncertowej

 Elbląg, Malachit cienia: Deicide… relacja z trasy koncertowej

Kolejny raz mamy dla was garść swobodnie potraktowanych informacji na temat tego, co wspólne i tożsame z elbląską - i nie tylko - sceną muzyczną. Dzisiaj oddajemy do waszej dyspozycji materiał poświęcony legendzie amerykańskiego Death Metalu - grupie Deicide, oraz jej trasie koncertowej, w której udział wzięli muzycy elbląskich kapel. Zobacz fotoreportaż .

Ten poniewierający się po kuli ziemskiej od 1987 r. zespół, początkowo sformowany pod nazwą Carnage, zdołał przez lata doprowadzić do zachwytu sporą liczbę ludzi. Taką samą równie sprawnie zdegustował. Filmowy i reportażowy przykład muzycznego zdemoralizowania, doskonałe uzupełnienie treści filmów takich jak „Allure of Rock”, „Hell’s Bells” Erica Holmberga czy cyklicznych pomysłowości, których dopuścił się Ray Komfort i Kirk Cameron („The Way Of The Master”). Zmora „waszyngtońskich żonek” (Parents Music Resorce Center), flagowy temat zrywający ciszę z języków katechetów zza oceanu, odważny przykład cielesnego wzornictwa. To dla jednych wzór do naśladowania, dla innych przestroga. Dla jednych lichtarz ideologicznej świecy, dla niektórych stek bzdur i wykluczające się skrajności. Ale Deicide to przede wszystkim znakomity Death Metal, szybki, sprawny, i trafiający bezpośrednio, zrywając pikelhauby nazbyt odważnych żołnierzyków.
     Pierwszych dźwięków dokonali w słońcu Florydy Steve Asheim (perkusja) i Brian Hoffman (gitara). Zaraz potem do składu dołączył drugi z braci - Eric Hoffman (gitara) i Glen Benton (bas i głos). Projekt ten zmienił nazwę na Amon i zaszczycił nas dwiema demówami: „Feasting the Beast” oraz „Sacrificial”. Po zmianie nazwy na Deicide, zespół wydał światu pierwsze niesforne dziecię, które nosiło takie samo imię. Dalej były już: „Legion”, „Amon: Feasting The Beast” (retrospektywa materiału z 1987 r.), „Once Upon The Cross”, „Serpents Of The light”, oraz nagrana na żywo „When Satan Lives”. Kolejne dwie płyty pokazały trochę inne, zwolnione oblicze zespołu: „Insineratehymn” oraz „In Tournment In Hell”. Ostatnią wydaną pod godłem Roadrunner Records była płytka „The Best Of Deicide”, a ostatni raz mogliśmy usłyszeć braci H. na krążku „Scars Of The Crucifix”.
     Po dość ciężkim dla formacji okresie, opartym głównie na wewnętrznych konfliktach, skład wzmocnili dwaj znakomici muzycy: Jack Owen (ex Cannibal Corpse) i Dave Suzuki (Vital Remains). W 2005 r. ostatecznie skrystalizował się obecny skład grupy i miejsce towarzysza z dalekiego wschodu zastąpił wtedy Ralph Santolla, który udzielał się między innymi w Death, Iced Earth i Sebastian Bach. W tym składzie zespół zarejestrował materiał „The Stench Of The Redemption” i wyruszył promować go na Starym Lądzie na początku 2007 r.
     Pozostaje jeszcze tylko jedno pytanie. Dlaczego postanowiłem napisać o tym do PortEL-u, który poświęcony jest w głównej mierze lokalnym wydarzeniom? Wyprzedzając to pytanie, odpowiadam. Bo uważam, że jest to ciekawy temat. A poza tym w tej właśnie trasie koncertowej uczestniczyło dwóch muzyków elbląskiego Immemorial: Fizyk (Immemorial, Mistrust, Bangor, Mayday) i Brovar (Immemorial, Behemoth).
     
     Orzeu: Od początku. Kto podjął się organizacji trasy?...
     Fizyczny: Trasę zorganizował Mariusz Kmiolek z Massive Music, który jest też redaktorem naczelnym „Trash'em All”.
     
     Początkowo za management odpowiadać miał Peter (Vader), jednak, jak wiadomo, zaszły pewne zmiany...
     Akurat nie wiem, dlaczego zrezygnował. Może mu coś nagle wypaliło. Całego przedsięwzięcia podjął się Brovar, który gra na co dzień w Immemorial.
     
     W jaki sposób zostałeś powołany. Jaką pełniłeś tam funkcję i kto, oprócz Ciebie, tworzył zaplecze techniczne?
     Po prostu koleś, który jeździ cały czas na trasy, postanowił zrobić sobie miesięczną przerwę. W tej sytuacji zadzwonił do mnie Brovar i spytał, czy nie zechcę sobie popracować z Deicide. Jako maniak tego zespołu o mało nie narobiłem w gacie ze szczęścia. Oczywiście, zgodziłem się. Byłem tam jako „drum-tech”, czyli techniczny, osoba odpowiedzialna za bębny. Oprócz mnie byli tam techniczni od gitar: Hiro (Sceptic, Decapitated, Virgin Snatch), Piotrek (Lost Soul ), dźwiękowiec Tony (Dezerter ) i osoba zajmująca się oświetleniem - Angielka Zoe.
     
     Teraz od strony muzycznej. Kogo Deicide zapakował do busa ze sobą... Kto otwierał ich koncerty?
     Były dwa bandy, które otwierały występ Deicide. Pierwszy z nich to australijski Psycroptic, pochodzący z Tasmanii, ciekawy, bardzo techniczny, wręcz poukładany Death Metal. Drugim natomiast był szwedzki Visceral Bleeding - muzyka o wiele bardziej chaotyczna, szybka, z elementami Grind’u. A śpią razem wszyscy w jednym łóżku, heh.
     
     Ile łącznie trwała trasa i jakie kraje obejmowała?
     Trasa trwała 25 dni, a państwa, w których graliśmy, to Niemcy, Holandia, Chorwacja, Belgia, Anglia, Francja, Włochy, Hiszpania, Portugalia, Irlandia i Austria.
     
     Dlaczego trasa ominęła Polskę? Ostatni raz widzieliśmy Deicide 23 listopada 2002 r. w warszawskiej Proximie... Chłopaki nie lubią pierogów i polskich dziołch?
     Powiem tak... W Polsce nikt się, niestety, na to nie odważył. Widocznie też było to mało opłacalne. Zresztą, cala trasa miała obejmować tylko te kraje, które wymieniłem wyżej.
     
     Więc chodzi o kasę? Nie wypada nie spytać o szeryfa dzikiego zachodu - Glena, który na trasie nie raczył się pojawić. Jaki jest powód...?
     No, kasa to główny powód. Nikt nie chciał zapewnić wszystkiego. Jeżeli chodzi o Glena, powodem była sprawa sądowa, na której rzekomo musiał być. Jak się później okazało, wcale nie musiał. Chodziło o sprawy rodzinne. Jego była żona podobno nieprawnie zabrała od niego dziecko i walczą o nie do tej pory.
     
     No, jeżeli nie musiał, to o co chodzi? Lider tak poważanej (i przeciwnie) kapeli pozwala sobie na coś takiego... Ludziom się chyba to nie spodobało? Jaka była reakcja ludu na koncertach?
     Chodziło o to, że sam sędzia powiedział Glenowi, że jest głupi, że nie jedzie. Ogólnie ludzie nie byli zachwyceni jego nieobecnością, ale tak czy siak bilety mieli kupione, więc woleli zobaczyć chociaż resztę ekipy. Po przybyciu i zobaczeniu już na żywo całego koncertu stwierdzali jednak, że było warto, pomimo zastępstwa Bentona przez rożnych ludzi... Z mojej obserwacji wynika, że zdecydowana większość była zachwycona.
     
     Czyli z oryginalnego składu został tylko Stefan? Kto zastąpił Glena na wokalu, kto na basie?
     Hmmm... Ogólnie było śmiesznie. Na początku trasy zastępował go Seth z holenderskiego Severed Torture (bębniarz!). I tak przez parę koncertów z rzędu bez basa. Później był Garbaty z naszego rodzimego Dissenter. W międzyczasie byli to wokaliści z dwóch supportujących grup, a pod koniec trasy również Brovar. Więc Deicide był przez nich wspierany, aby zatuszować lukę po wciąż nieobecnym Bentonie.
     
     Jak uważasz, jakie wartości wniósł do nowego Deicide Jack Owen i Ralph Santolla?
     Zdecydowanie inne niż do tej pory. Nie zdążyłem usłyszeć jeszcze całego nowego albumu, jedynie tyle, co na koncertach i kilku kawałków w necie. Pomimo tego jestem pewien, że to był dobry wybór. Numery są bardziej czytelne, melodyjne. Jack wydaje się być bardziej wesoły niż kiedykolwiek, a solówki Ralpha są bardziej orientalne niż do tej pory słyszeliśmy to w Deicide. Chociaż są tacy, co uważają, że grupa skończyła dobrą passę na „Once Upon”...
     
     Jednym słowem, Hoffmanów Ci nie brakuje. Jaka była frekwencja na koncertach? Myślisz, że wpływ na nią miała metamorfoza D?
     Muszę przyznać, że mnie brakuje braciszków. Co do frekwencji, to była zawsze duża, od pięciuset osób wzwyż. Bilety wyprzedane były na długo przed koncertami. Myślę, że nie chodziło tu zbytnio o metamorfozę, tylko sam fakt, że przyjeżdżają bogowie. To czysta chęć zobaczenia naszych idoli, choć nie wszyscy, niestety, wiedzieli, że bez Glena...
     
     Jakieś lipki na trasie? Przygody?
     Cała trasa odbyła się znakomicie, bez większych uszczerbków na zdrowiu. No, może oprócz jednego małego incydentu w Niemczech, ale o to powinieneś zapytać pewnego pseudo-fana.
     
     Był niegrzeczny?
     Oj i to bardzo. Heheh.
     
     Niedługo wyjeżdżasz i zostawiasz tu kilka kapel (Immemorial, Mayday, Bangor). Co dalej z Fizycznym i jego garnkami?
     Fizia na razie zostanie zamrożony. Muszę dokupić sobie to i owo, a po powrocie mam zamiar kontynuować rąbankę.
     
Orzeu

Najnowsze artykuły w dziale Kultura

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem...
  • Hehe,no to wygląda na to, że każdy może być w Deicide, wobec czego też bym chciał, ale dopiero tak za 3 tygodnie, ok?
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    morda w glutach(2007-03-03)
Reklama