
Polski plakat to dosyć leciwe dziecko. Pod wpływem czasu zmieniał się niczym moda, by w końcu zatoczyć krąg i powrócić to punktu wyjścia. Doskonale pokazuje to wystawa plakatu filmowego, którą można oglądać w CSE Światowid.
Szesnaście najlepszych polskich plakatów, a właściwie reprodukcji, zawitało do Światowida. Niektóre plakaty pamiętają okres przedwojenny. Najstarszy pochodzi z 1926 roku - to plakat do filmu „Kino Casino”, natomiast najmłodszy powstał w 2005 roku do filmu „Człowiek słoń” Davida Lyncha. Ten rozrzut czasowy pozwala zwrócić uwagę na pewną specyfikę polskiego plakatu filmowego i jego formy. Plakat zależny jest od kina oraz od sztuki, która panowała w danym czasie. - Kino przedwojenne było groteskowe, gatunkowe. I takie są też te plakaty, a zwłaszcza ten autorstwa Stefana Morisa do filmu „Kochanka Szamoty”. Utrzymany jest w krzykliwych kolorach. Działa jednoznacznie, widać, że mamy do czynienia z filmem sensacyjnym. - mówi Krzysztof Kornacki, filmoznawca.
Paradoks polega na tym, że kultura zatoczyła koło i dzisiejsze plakaty również są lekko kiczowate, oparte w większości o zdjęcia, które modyfikują graficy komputerowi. Plakat ma przede wszystkim zachęcić widza do filmu, ma zachęcić do kupna biletu, jednak poza tym, jest to także sztuka, sztuka użytkowa.
W latach 60. XX wieku polska szkoła filmowa wypracowała pewną estetykę plakatu - miał to być wizualny skrót, metafora, która odnosiła się do tematu lub klimatu filmu. W opinii Kornackiego, taki rebus nie niesie za sobą żadnej informacji. - Kiedy patrzę na plakat Wojciecha Fangora do filmu „Popiół i diament” widzę tylko czerwoną obwódkę, i trochę czerwonej farby, która symbolizuje najprawdopodobniej krew. Jeśli nie widziałem „Popiołu i diamentu”, to na podstawie plakatu kompletnie nie mam pojęcia, o czym jest ten film. Piękna grafika., ale nie sugeruje treści ani gatunku. A człowiek odbiera plakaty gatunkowo.
Dobry plakat można przedstawić na kwadraturze koła. Niesie on informacje na temat filmu, a z drugiej strony nie traci walorów artystycznych. Plakatem, który spełnia te wymogi jest plakat Wojciecha Świerzego z roku 1957 do filmu „Bulwar zachodzącego słońca”. - Mamy napisy, są nazwiska aktorów napisane rozchwianą czcionką i sylwetkę ekspresyjnej kobiety, po czym od razu wiemy, że film będzie o niej. To właśnie ten plakat spełnia funkcję użytkowo-estetyczną. - podkreśla filmoznawca.
Miłośnicy sztuki filmowej oraz plakatów mogą mieć pewien niedosyt. Szesnaście plakatów to zdecydowanie za mało, żeby nacieszyć oko tym rzadko spotykanym widokiem. Ci, którzy nie zdążyli się zapoznać z plakatową tematyką mają czas do 28 października.
Paradoks polega na tym, że kultura zatoczyła koło i dzisiejsze plakaty również są lekko kiczowate, oparte w większości o zdjęcia, które modyfikują graficy komputerowi. Plakat ma przede wszystkim zachęcić widza do filmu, ma zachęcić do kupna biletu, jednak poza tym, jest to także sztuka, sztuka użytkowa.
W latach 60. XX wieku polska szkoła filmowa wypracowała pewną estetykę plakatu - miał to być wizualny skrót, metafora, która odnosiła się do tematu lub klimatu filmu. W opinii Kornackiego, taki rebus nie niesie za sobą żadnej informacji. - Kiedy patrzę na plakat Wojciecha Fangora do filmu „Popiół i diament” widzę tylko czerwoną obwódkę, i trochę czerwonej farby, która symbolizuje najprawdopodobniej krew. Jeśli nie widziałem „Popiołu i diamentu”, to na podstawie plakatu kompletnie nie mam pojęcia, o czym jest ten film. Piękna grafika., ale nie sugeruje treści ani gatunku. A człowiek odbiera plakaty gatunkowo.
Dobry plakat można przedstawić na kwadraturze koła. Niesie on informacje na temat filmu, a z drugiej strony nie traci walorów artystycznych. Plakatem, który spełnia te wymogi jest plakat Wojciecha Świerzego z roku 1957 do filmu „Bulwar zachodzącego słońca”. - Mamy napisy, są nazwiska aktorów napisane rozchwianą czcionką i sylwetkę ekspresyjnej kobiety, po czym od razu wiemy, że film będzie o niej. To właśnie ten plakat spełnia funkcję użytkowo-estetyczną. - podkreśla filmoznawca.
Miłośnicy sztuki filmowej oraz plakatów mogą mieć pewien niedosyt. Szesnaście plakatów to zdecydowanie za mało, żeby nacieszyć oko tym rzadko spotykanym widokiem. Ci, którzy nie zdążyli się zapoznać z plakatową tematyką mają czas do 28 października.
Aneta Puzdrowska