Rozmowa z Michałem Oliwieckim z Komunalnego Związku Gmin Nadzalewowych.
Wakacje skończyły się, ale jesień to także dobry czas na rowerowe wyprawy. Okazja jest tym sposobniejsza, że na zlecenie Związku opracowana i oznakowana została sieć ścieżek rowerowych wokół Zalewu Wiślanego.
To był temat, jaki zaczęliśmy już w latach poprzednich. W ubiegłym roku opracowana została cała koncepcja ścieżek i ukazał się informator, który obejmuje trasę nie tylko w polskiej części Zalewu, ale także w rosyjskiej. W tym roku ścieżkę wyznakowali specjaliści z PTTK, została ona zarejestrowana jako druga na naszym terenie i posiada numer 64. W tym roku wydaliśmy też mapę obejmującą obszar od Wisły po Kaliningrad. Umieściliśmy na niej wszystkie ścieżki rowerowe i piesze, informacje historyczne, przyrodnicze oraz podstawowe informacje dotyczące hoteli czy kempingów. Mapa została przekazana samorządom gmin - członkom Związku, do punktów informacji turystycznej i innych instytucji zajmujących się turystyka. Niezależnie od tego, producent map dostarczy ją do kiosków i księgarni.
Proszę opowiedzieć o samej trasie.
Prowadzi ona od granicy państwa w Piaskach, wokół Zalewu aż po Wisłę, dalej wokół południowo - wschodniej części akwenu, przez Wysoczyznę Elbląską, Braniewo do Rosji, przy czym - niestety - nie ma możliwości przekroczenia granicy rowerem czy piechotą. Do obwodu kaliningradzkiego można się dostać pociągiem, samochodem lub autobusem. Mamy jednak nadzieję, że w niedługim czasie przejście turystyczne zostanie jednak uruchomione. Trasa w samej tylko części polskiej liczy 160 kilometrów. Na terenie Federacji Rosyjskiej ścieżka była już wyznakowana. Do tego doszły 32 kilometrów tras tzw. łącznikowych - łączących naszą ścieżkę z innymi trasami.
Przyznam, że choć byłam niedawno na Mierzei Wiślanej, ścieżki nie zauważyłam.
Trasę poprowadziliśmy biegnącymi z dala od głównych dróg drogami leśnymi. Zrobiliśmy to świadomie, bo chcemy, by rowerzyści korzystali z uroków przyrody, a nie umykali przed samochodami.
Wiem, ze Związek czyni starania o uruchomienie przejścia granicznego w Piaskach.
Chcemy, by było to przejście sezonowe. Zdajemy sobie sprawe, ze zimą nie byloby ono używane, a koszty utrzymania byłyby przecież znaczne. Od maja do września takie przejście mogłoby jednak istnieć. Mogłaby to być filia przejścia innego, chodzi głównie o turystów - a zatem bez wielkich odpraw celnych, bez kłopotów, kontroli. Chodzi o to, by fragment od Krynicy po Bałtijsk, z piękną przyrodą Mierzei udostępnić turystom. Po stronie rosyjskiej także jest zainteresowanie utworzeniem takiego przejścia, bo skróciłoby ono drogą do Krynicy. Wystąpiliśmy już w tej sprawie do wojewody pomorskiego. Zdajemy sobie sprawę z tego, że starania nie będą łatwe, wiąże się to - po pierwsze - z decyzjami centralnych władz Federacji, po drugie: z powstaniem infrastruktury - co z kolei oznacza nakłady inwestycyjne. Myślimy, by przejście włączyć do większego programu inwestycyjnego w ramach środków strukturalnych Unii Europejskiej. Nad takim programem pracujemy.
Do tych zabiegów powinien się chyba włączyć nie tylko Związek, nie tylko wojewoda pomorski, ale także np. nasi parlamentarzyści.
Sami członkowie Związku - samorządy - tego przejścia nie otworzą. Chcemy do tych działań włączyć posłów i senatorów. Będziemy czynić wszystko, by zainteresowanych przejściem było jak najwięcej. Trzeba jednak pamiętać i o tym, ze decyzje w Federacji Rosyjskiej wciąż zapadają znacznie wolniej niż w Polsce. Nie można powiedzieć, że nie ma tam dobrej woli, po prostu trzeba być cierpliwym. Aby powstało przejście w Grzechotkach potrzebne były dziesiątki lat starań. Towarzyszy nam jednak świadomość tego, iż oferta turystyczna Mierzei jest ciągle skromna. Dobrze, kiedy jest ładna pogoda, gorzej natomiast, jak pogody nie ma. Przejście rowerowe, przystanie żeglarskie, muzeum w Kątach Rybackich, kolejka wąskotorowa – to wszystko powinno poprawiać turystyczna atrakcyjność Zalewu, dać turyście alternatywę. Marzą nam się tez ośrodki z pełnym zapleczem rehabilitacyjnym, bo to też może być magnes, ale tu działania muszą podejmować sami właściciele ośrodków. Wiele ośrodków idzie już w tym kierunku, ale na kilkadziesiąt tysięcy ludzi, jacy tu przyjeżdżają co roku, to ciągle za mało.
To był temat, jaki zaczęliśmy już w latach poprzednich. W ubiegłym roku opracowana została cała koncepcja ścieżek i ukazał się informator, który obejmuje trasę nie tylko w polskiej części Zalewu, ale także w rosyjskiej. W tym roku ścieżkę wyznakowali specjaliści z PTTK, została ona zarejestrowana jako druga na naszym terenie i posiada numer 64. W tym roku wydaliśmy też mapę obejmującą obszar od Wisły po Kaliningrad. Umieściliśmy na niej wszystkie ścieżki rowerowe i piesze, informacje historyczne, przyrodnicze oraz podstawowe informacje dotyczące hoteli czy kempingów. Mapa została przekazana samorządom gmin - członkom Związku, do punktów informacji turystycznej i innych instytucji zajmujących się turystyka. Niezależnie od tego, producent map dostarczy ją do kiosków i księgarni.
Proszę opowiedzieć o samej trasie.
Prowadzi ona od granicy państwa w Piaskach, wokół Zalewu aż po Wisłę, dalej wokół południowo - wschodniej części akwenu, przez Wysoczyznę Elbląską, Braniewo do Rosji, przy czym - niestety - nie ma możliwości przekroczenia granicy rowerem czy piechotą. Do obwodu kaliningradzkiego można się dostać pociągiem, samochodem lub autobusem. Mamy jednak nadzieję, że w niedługim czasie przejście turystyczne zostanie jednak uruchomione. Trasa w samej tylko części polskiej liczy 160 kilometrów. Na terenie Federacji Rosyjskiej ścieżka była już wyznakowana. Do tego doszły 32 kilometrów tras tzw. łącznikowych - łączących naszą ścieżkę z innymi trasami.
Przyznam, że choć byłam niedawno na Mierzei Wiślanej, ścieżki nie zauważyłam.
Trasę poprowadziliśmy biegnącymi z dala od głównych dróg drogami leśnymi. Zrobiliśmy to świadomie, bo chcemy, by rowerzyści korzystali z uroków przyrody, a nie umykali przed samochodami.
Wiem, ze Związek czyni starania o uruchomienie przejścia granicznego w Piaskach.
Chcemy, by było to przejście sezonowe. Zdajemy sobie sprawe, ze zimą nie byloby ono używane, a koszty utrzymania byłyby przecież znaczne. Od maja do września takie przejście mogłoby jednak istnieć. Mogłaby to być filia przejścia innego, chodzi głównie o turystów - a zatem bez wielkich odpraw celnych, bez kłopotów, kontroli. Chodzi o to, by fragment od Krynicy po Bałtijsk, z piękną przyrodą Mierzei udostępnić turystom. Po stronie rosyjskiej także jest zainteresowanie utworzeniem takiego przejścia, bo skróciłoby ono drogą do Krynicy. Wystąpiliśmy już w tej sprawie do wojewody pomorskiego. Zdajemy sobie sprawę z tego, że starania nie będą łatwe, wiąże się to - po pierwsze - z decyzjami centralnych władz Federacji, po drugie: z powstaniem infrastruktury - co z kolei oznacza nakłady inwestycyjne. Myślimy, by przejście włączyć do większego programu inwestycyjnego w ramach środków strukturalnych Unii Europejskiej. Nad takim programem pracujemy.
Do tych zabiegów powinien się chyba włączyć nie tylko Związek, nie tylko wojewoda pomorski, ale także np. nasi parlamentarzyści.
Sami członkowie Związku - samorządy - tego przejścia nie otworzą. Chcemy do tych działań włączyć posłów i senatorów. Będziemy czynić wszystko, by zainteresowanych przejściem było jak najwięcej. Trzeba jednak pamiętać i o tym, ze decyzje w Federacji Rosyjskiej wciąż zapadają znacznie wolniej niż w Polsce. Nie można powiedzieć, że nie ma tam dobrej woli, po prostu trzeba być cierpliwym. Aby powstało przejście w Grzechotkach potrzebne były dziesiątki lat starań. Towarzyszy nam jednak świadomość tego, iż oferta turystyczna Mierzei jest ciągle skromna. Dobrze, kiedy jest ładna pogoda, gorzej natomiast, jak pogody nie ma. Przejście rowerowe, przystanie żeglarskie, muzeum w Kątach Rybackich, kolejka wąskotorowa – to wszystko powinno poprawiać turystyczna atrakcyjność Zalewu, dać turyście alternatywę. Marzą nam się tez ośrodki z pełnym zapleczem rehabilitacyjnym, bo to też może być magnes, ale tu działania muszą podejmować sami właściciele ośrodków. Wiele ośrodków idzie już w tym kierunku, ale na kilkadziesiąt tysięcy ludzi, jacy tu przyjeżdżają co roku, to ciągle za mało.
rozmawiała Joanna Torsh