Mieszkaniec Elbląga, Bronisław Suchodolski, postanowił sprzedać krowę. Był wprawdzie piątek, a więc dzień przysłowiowo już pechowy, ale bohater naszego felietonu zlekceważył to sobie i… teraz zarzeka się, że nigdy już w piątek żywca sprzedawać nie będzie. Dlaczego, posłuchajcie, informował Głos Elbląga z 18 czerwca 1958 r.
Gdy krowę zaprowadził na punkt skupu tam ustawiono ją na wadze. Miała netto 505 kg. Później obejrzał krowę klasyfikator Centrali Mięsnej i zaliczył ją do klasy III co sprzedającemu gwarantowało cenę 9,20 zł za kilogram. Ten sam klasyfikator jednak nieco później (nie wiadomo czy tak zawsze robi tylko w piątek) zmienił swoją pierwotną decyzję i zaliczył krowę do IV klasy (5,50 zł za 1 kg).
Na taki obrót sprawy nie zgodził się, rzecz jasna właściciel krowy, który zaczął szukać wyjścia z przykrej dla niego sytuacji (niespodziewana strata 1.868 zł). Wyjście znalazło się po kilku godzinach w postaci innego klasyfikatora z zakładów Mięsnych. Krowa została ponownie zaliczona do klasy III. Aby jednak transakcję sprzedaży zakończyć krowę trzeba było ponownie zważyć. O godz. 13 ważyła już tylko 490 kg.
Pal sześć – powiedział właściciel krowy. Moja Krasula straciła 15 kg, ale ja odzyskałem 1.730 zł. Na tym nie historia nie kończy się jednak. Nastąpiły teraz rzeczy, które wzmocniły w Suchodolskim wiarę w pechowość piątkową. Po załatwieniu formalności z klasyfikatorem okazało się, że referent GS, który powinien był sprzedającego rozliczyć, udał się na pogwarkę do bazy Zakładów Mięsnych. Gdy go wreszcie sprowadzono, było już za późno na wypłatę pieniędzy. Suchodolski musiał na nie poczekać do soboty… Nie spał oczywiście całą noc, bo rozmyślał ciągle nad tym, jaki cel mógł mieć klasyfikator, który wpierw krowę zaliczył do klasy III, a potem do czwartej.
Warto chyba również, aby pytanie to zadała sobie Centrala Mięsna.
Na taki obrót sprawy nie zgodził się, rzecz jasna właściciel krowy, który zaczął szukać wyjścia z przykrej dla niego sytuacji (niespodziewana strata 1.868 zł). Wyjście znalazło się po kilku godzinach w postaci innego klasyfikatora z zakładów Mięsnych. Krowa została ponownie zaliczona do klasy III. Aby jednak transakcję sprzedaży zakończyć krowę trzeba było ponownie zważyć. O godz. 13 ważyła już tylko 490 kg.
Pal sześć – powiedział właściciel krowy. Moja Krasula straciła 15 kg, ale ja odzyskałem 1.730 zł. Na tym nie historia nie kończy się jednak. Nastąpiły teraz rzeczy, które wzmocniły w Suchodolskim wiarę w pechowość piątkową. Po załatwieniu formalności z klasyfikatorem okazało się, że referent GS, który powinien był sprzedającego rozliczyć, udał się na pogwarkę do bazy Zakładów Mięsnych. Gdy go wreszcie sprowadzono, było już za późno na wypłatę pieniędzy. Suchodolski musiał na nie poczekać do soboty… Nie spał oczywiście całą noc, bo rozmyślał ciągle nad tym, jaki cel mógł mieć klasyfikator, który wpierw krowę zaliczył do klasy III, a potem do czwartej.
Warto chyba również, aby pytanie to zadała sobie Centrala Mięsna.
oprac. Olaf B.