Elbląg na rozdrożu

Ostatnio docierają do nas informacje o zawieszeniu budowy kolejnych odcinków drogi S7 prowadzących do i z Elbląga. Są też dobre informacje - funkcjonuje już przejście graniczne Grzechotki-Mamonowo, do którego prowadzi doskonała trasa S22. Położenie na skrzyżowaniu „siódemki” i „berlinki”, to jeden z najważniejszych atutów naszego miasta i jedyna moim zdaniem nadzieja na jego dalszy rozwój.
W Elblągu od czasu rozparcelowania ZAMECHU na wiele większych i mniejszych spółek panuje atmosfera oczekiwania na mitycznego inwestora, który przyjdzie z dalekiego, bogatego kraju i sprawi, że w naszym mieście znowu uruchomi produkcję firma zatrudniająca dziesięć tysięcy ludzi i zaleje światowe rynki produktami made in Elblag, najlepiej jeśli będą to turbiny, w ostateczności jakieś statki lub samoloty. Przez chwilę wydawało się nawet, że mariaż z ABB, a potem Alstomem spełni te oczekiwania. Szybko jednak się okazało, że posag został częściowo roztrwoniony, a uczucie do elblążan w dużym stopniu pozostało nieodwzajemnione. Gdyby nie nasza lokalna przedsiębiorczość w centrum miasta straszyłyby puste hale wzniesione niegdyś przez Komnicka i Schichau'a.
Poprzednia władza postanowiła więc wziąć sprawy w swoje ręce i założyła przynętę na tego tak długo oczekiwanego inwestora – założono Elbląski Park Technologiczny znany jako Modrzewina. Zapewne żeby nie powtórzyła się historia z ABB postawiono na bardzo zdeterminowanych kandydatów do roli reanimatorów potęgi przemysłowej Elbląga – park wbrew wszelkim regułom zlokalizowano w miejscu trudno dostępnym, z dala od głównych tras komunikacyjnych, na nieprzebadanym geologicznie, pozbawionym wszelkiej infrastruktury terenie. W poligonowe piaski Modrzewiny wpompowano przez ostatnich kilka lat dziesiątki milionów złotych, karmiąc jednocześnie media informacjami, że zainteresowanie inwestorów rośnie z godziny na godzinę. Efekt jest taki, że aż strach pytać ile elbląskiego podatnika kosztowało stworzenie jednego miejsca pracy w EPT.
O ile poprzednia władza, ze względu na swoją proweniencję mogła działać według zasady, że my komuniści w cuda nie wierzymy, ale na nie liczymy, to podejście obecnej ekipy można chyba przyrównać do gry va bank. Inwestycje na Modrzewinie mają być kontynuowane, podobno finalizowane są rozmowy z dużym inwestorem. No cóż, początkujący gracz w karty często ma więcej szczęścia niż stary szuler. Oby tym razem wyszło oczko. Trudno nam byłoby po raz kolejny usłyszeć – fura.
Moim zdaniem nie tędy droga. Pozostaje się raczej pogodzić z myślą, że era rozwoju Elbląga w oparciu o przemysł ciężki minęła bezpowrotnie. Jakaś montownia koreańskich telewizorów też niewiele zmieni. Nie można oczywiście wykluczyć, że jakiś poważny inwestor się w końcu pojawi, ale zamiast stawiać wszystko na jedną kartę o wiele bezpieczniej jest wykorzystać te atuty, które Elbląg ma chociażby poprzez swoje położenie. Przyszłość to otwarcie na obwód kaliningradzki, a kiedyś jak w końcu powstanie S7, także na Trójmiasto. Powinniśmy zrobić wszystko aby sfera handlu, usług i drobnej wytwórczości stała się specjalnością naszego miasta i przyciągała klientów z tych ośrodków. W tym celu wystarczy uczynić Elbląg miastem przyjaznym dla przedsiębiorców, sprawić żeby robienie biznesu tu i teraz stało się łatwe i przyjemne. Tylko tyle i aż tyle.
Paradoksalnie bowiem to zadanie jest trudniejsze niż zaciągnięcie kolejnego kredytu i wybudowanie jakiejś hali na Modrzewinie. Polska po czterech latach rządów tzw. liberałów plasuje się w ósmej dziesiątce państw w rankingu doing business. Marzy mi się żeby Elbląg stał się zieloną wyspą na mapie Polski, gdzie otwarcie firmy, otrzymanie koncesji, pozwolenia na budowę, zezwolenia Sanepidu i dziesiątka innych kwitów nie będzie się ciągnęło tygodniami i miesiącami, a odpowiedni urzędnik będzie wsparciem, a nie przeszkodą w prowadzeniu działalności gospodarczej. Z całą resztą problemów elbląski przedsiębiorca poradzi sobie sam. Może jakaś komisja typu „przyjazny Elbląg” sprawdziłaby się bardziej niż ta Palikota!?
Pozostaje jeszcze kwestia promocji miasta. Zaproszony przeze mnie ostatnio do Elbląga właściciel portalu kaliningrad.ru, był szczerze zaskoczony, że są u nas jakieś centra handlowe, recytował natomiast z pamięci nazwy wszystkich podobnych placówek w Trójmieście. Wielokrotnie przejeżdżał obok przekonany, że odwiedzanie Elbląga jest stratą czasu. Umówiliśmy się, że będziemy się wymieniać artykułami przybliżające czytelnikom obu portali nasze miasta, ale to oczywiście za mało żeby więcej naszych sąsiadów zostawiało swoje pieniądze tu, a nie sześćdziesiąt kilometrów dalej.
Poprzednia władza postanowiła więc wziąć sprawy w swoje ręce i założyła przynętę na tego tak długo oczekiwanego inwestora – założono Elbląski Park Technologiczny znany jako Modrzewina. Zapewne żeby nie powtórzyła się historia z ABB postawiono na bardzo zdeterminowanych kandydatów do roli reanimatorów potęgi przemysłowej Elbląga – park wbrew wszelkim regułom zlokalizowano w miejscu trudno dostępnym, z dala od głównych tras komunikacyjnych, na nieprzebadanym geologicznie, pozbawionym wszelkiej infrastruktury terenie. W poligonowe piaski Modrzewiny wpompowano przez ostatnich kilka lat dziesiątki milionów złotych, karmiąc jednocześnie media informacjami, że zainteresowanie inwestorów rośnie z godziny na godzinę. Efekt jest taki, że aż strach pytać ile elbląskiego podatnika kosztowało stworzenie jednego miejsca pracy w EPT.
O ile poprzednia władza, ze względu na swoją proweniencję mogła działać według zasady, że my komuniści w cuda nie wierzymy, ale na nie liczymy, to podejście obecnej ekipy można chyba przyrównać do gry va bank. Inwestycje na Modrzewinie mają być kontynuowane, podobno finalizowane są rozmowy z dużym inwestorem. No cóż, początkujący gracz w karty często ma więcej szczęścia niż stary szuler. Oby tym razem wyszło oczko. Trudno nam byłoby po raz kolejny usłyszeć – fura.
Moim zdaniem nie tędy droga. Pozostaje się raczej pogodzić z myślą, że era rozwoju Elbląga w oparciu o przemysł ciężki minęła bezpowrotnie. Jakaś montownia koreańskich telewizorów też niewiele zmieni. Nie można oczywiście wykluczyć, że jakiś poważny inwestor się w końcu pojawi, ale zamiast stawiać wszystko na jedną kartę o wiele bezpieczniej jest wykorzystać te atuty, które Elbląg ma chociażby poprzez swoje położenie. Przyszłość to otwarcie na obwód kaliningradzki, a kiedyś jak w końcu powstanie S7, także na Trójmiasto. Powinniśmy zrobić wszystko aby sfera handlu, usług i drobnej wytwórczości stała się specjalnością naszego miasta i przyciągała klientów z tych ośrodków. W tym celu wystarczy uczynić Elbląg miastem przyjaznym dla przedsiębiorców, sprawić żeby robienie biznesu tu i teraz stało się łatwe i przyjemne. Tylko tyle i aż tyle.
Paradoksalnie bowiem to zadanie jest trudniejsze niż zaciągnięcie kolejnego kredytu i wybudowanie jakiejś hali na Modrzewinie. Polska po czterech latach rządów tzw. liberałów plasuje się w ósmej dziesiątce państw w rankingu doing business. Marzy mi się żeby Elbląg stał się zieloną wyspą na mapie Polski, gdzie otwarcie firmy, otrzymanie koncesji, pozwolenia na budowę, zezwolenia Sanepidu i dziesiątka innych kwitów nie będzie się ciągnęło tygodniami i miesiącami, a odpowiedni urzędnik będzie wsparciem, a nie przeszkodą w prowadzeniu działalności gospodarczej. Z całą resztą problemów elbląski przedsiębiorca poradzi sobie sam. Może jakaś komisja typu „przyjazny Elbląg” sprawdziłaby się bardziej niż ta Palikota!?
Pozostaje jeszcze kwestia promocji miasta. Zaproszony przeze mnie ostatnio do Elbląga właściciel portalu kaliningrad.ru, był szczerze zaskoczony, że są u nas jakieś centra handlowe, recytował natomiast z pamięci nazwy wszystkich podobnych placówek w Trójmieście. Wielokrotnie przejeżdżał obok przekonany, że odwiedzanie Elbląga jest stratą czasu. Umówiliśmy się, że będziemy się wymieniać artykułami przybliżające czytelnikom obu portali nasze miasta, ale to oczywiście za mało żeby więcej naszych sąsiadów zostawiało swoje pieniądze tu, a nie sześćdziesiąt kilometrów dalej.
Włodek Gęsicki