UWAGA!

Aby wyróżnić się ze społecznego tła

 Elbląg, Od lewej: Jacek Nowiński, Mirosław Pęczak i Krzysztof Skiba
Od lewej: Jacek Nowiński, Mirosław Pęczak i Krzysztof Skiba (fot. AD)

Krasnoludki na murach, kolorowe krawaty, jazz czy hipisi - każda dekada miała swoje „kolorowe ptaki” i ich symbole. Bowiem historia PRL-u nie kończy się na „Solidarności”, walkach ulicznych i MO. To także historia tego, jak społeczeństwo radziło sobie z ówczesną rzeczywistością.

– Zdarza się, że w potocznym dyskursie medialnym subkultura i kontrkultura stają się synonimami, tymczasem nimi nie są. Wystarczy jednak zauważyć różnicę w przedrostkach - „sub” oznacza „pod”, a „kontr”-„przeciwko” – wyjaśniał Mirosław Pęczak na samym początku środowego (13 marca) Salonu Polityki, którego tematem były subkultury w PRL-u.
       Czym zatem jest subkultura?
       – Subkultura w tradycji amerykańskich badań społecznych traktowana była jako podsystem, czyli coś, co jest takim marginalnym segmentem mainstreamu. W europejskiej tradycji jest z tym trochę inaczej. Albo mówiło się o podrzędności, na przykład o takim parakryminalnym charakterze tego zjawiska, albo, że jest to jakiś „nurt podskórny”, mniej oficjalny – opowiadał Mirosław Pęczak. – Uważam, że o subkulturach mówimy wtedy, gdy nie chodzi o jakąkolwiek ideologię, a o chęć wyróżnienia się ze społecznego tła. Często jest to efekt zauroczenia modą, stylem, ale także impulsu, który ma pokazać światu, że jestem przeciwko temu, co widzę naokoło.
      
       Kolorowe skarpetki i jazz
       Jedną z subkultur, o której opowiadano podczas spotkania byli bikinarze (uchodzący za pierwszą polską subkulturę, funkcjonującą do końca lat 50. XX w.) , noszący kolorowe skarpetki, buty „na słoninie” i fantazyjne krawaty. Jak mówił Mirosław Pęczak ich istnienie było lokalnym przejawem fascynacji młodego, powojennego pokolenia Ameryką, którą wyobrażano sobie jako kraj ludzi wolnych i odważnych. Jest to na tyle interesujące zjawisko, że w owych czasach źródła informacji były bardzo ograniczone.
       – Okazuje się, że takim wewnętrznym środowiskiem bikiniarzy była młodzież inteligencka, która miała kontakty z Zachodem – mówił Pęczak. – Były to kontakty pośrednie i bezpośrednie, bo na przykład ktoś miał rodzinę w Ameryce, w każdym razie te kanały informacji miały bardziej prywatny charakter niż medialny
       Jedną z cech bikiniarzy była również fascynacja jazzem. Jak mówił Pęczak, kojarzony z bikiniarzami Leopold Tyrmand bikiniarzem…nie był. Dlaczego? Dlatego, że był już na to zbyt dojrzały, należał raczej do mentorów tego środowiska.
      
       Gitowcy a grypsera
       Inną subkulturą kojarzoną z czasami PRL-u, o której opowiadano w czasie spotkania byli gitowcy i to, jak bardzo byli powiązani z grypsującymi. Gitowcy swoje wzorce czerpali z „folkloru więziennego”, ale jak mówił Mirosław Pęczak było to niebywałe, gdyż z murów więziennych wyprowadzony został swego rodzaju tajemny kod.
       Z kolei Krzysztof Skiba wyjaśniał, że subkultura grypsery istnieje nadal, w zakładach karnych, gdzie jest przestrzegana. Zasad i określeń jest wiele, na przykład nie podaje się ręki osobie, której się nie zna, gdyż wtedy można się „przecwelić”, natomiast herbatę się „sypie”, bo „lać” można do ubikacji.
       – Jeden z moich kolegów, Wojtek „Jacob” Jankowski, który był uczestnikiem ruchu „Wolność i pokój”, w latach 80. siedział w więzieniu za odmowę służby wojskowej opowiedział mi zupełnie absurdalną historię – opowiadał Krzysztof Skiba. – Grypsujący pod celą dostali obiad i była to ryba. Podczas, gdy była ona jedzona przywódca grypsujących powiedział „Cwel kąpał się w morzu” i nagle wszyscy przestali jeść rybę. Do jakiego absurdu tutaj dochodzi: homoseksualista kąpał się morzu, ryba pływała w morzu, on „przecwelił” rybę czyli nie można jej jeść.
      
       Hipis polski a hipis amerykański
       – Z jednej strony była to „roślina przesadzona”, z drugiej miało to koloryt lokalny, który przejawiał się chociażby w tym, że hipis polski wielbił wszystko to, co zachodnie, podczas gdy hipis amerykański nienawidził tego. Ruch hipisowski zasadniczo był antykonsumpcyjny, a przecież w Polsce nie było społeczeństwa konsumpcyjnego – mówił Mirosław Pęczak. – Inna sprawa to narkotyki, które miały charakter rytualny. Były to halucynogeny, a zwłaszcza LSD. W Polsce natomiast podstawowym środkiem odurzenia było tri czyli środek czyszczący. Działało to na zasadzie otępienia, odurzenia i nie miało nic wspólnego z właściwościami halucynogennymi.
      
       Jak krasnoludki obalały PRL
       Jednym z najciekawszych zjawisk lat 80. był ruch „Pomarańczowa alternatywa”, jednakże jak podkreślał Mirosław Pęczak nie była to subkultura. Zainicjowana we Wrocławiu, z charyzmatycznym liderem Waldemarem „Majorem” Frydrychem, organizowała takie akcje jak słynna „Wigilia Rewolucji Październikowej” czy „Rewolucja krasnoludków”.
       – Jedną z form oporu społecznego w stanie wojennym było malowanie na murach, tzw. mały sabotaż znany jeszcze z czasów okupacji. Pojawiały się zatem różne hasła: „precz z komuną” czy „won WRON”, bardzo szybko było to zamalowywane przez służby porządkowe, powstawały więc takie „placki” – opowiadał Krzysztof Skiba, który był liderem Galerii Działań Maniakalnych, łódzkiego oddziału Pomarańczowej Alternatywy. – Zatem „Major” wymyślił, aby malować na nich krasnoludki. Taki krasnoludek nie ma brody i zwykle trzyma kwiatka, w którym widnieje znak anarchii. Najpierw pojawiły się one we Wrocławiu, później w Krakowie, Warszawie czy Gdańsku. Zarówno władza, jak i podziemie nie wiedziała co to takiego. Władza była przekonana, że to tajny znak podziemia, natomiast podziemie było przekonane, że krasnoludki maluje SB po to, aby na tej plamie nie zrobić kolejnego napisu.
       W drugiej połowie lat 80. działacze Pomarańczowej Alternatywy zaczęli organizować happeningi, które swoją absurdalnością obnażały rzeczywistość schyłkowego PRL-u.
       – Największym happeningiem, który udało się zorganizować był ten we Wrocławiu, gdzie miasto zostało opanowane przez 10 tys. krasnoludków – mówił Skiba. – Na początku jednak odbywały się mniejsze happeningi, milicjanci mieli nakaz, aby te krasnoludki zatrzymywać i gonić, gdyż jest to nielegalna demonstracja, ale milicjant, który goni krasnoludka nie wygląda zbyt poważnie. Oczywiście chodziło tu o wciągnięcie służb porządkowych w takie absurdalne działania. Nawet milicjant musiał widzieć sens swojej pracy, ci ludzie byli tak szkoleni, że jeśli ktoś ucieka to należy go gonić, a Pomarańczowa Alternatywa złamała ten schemat.
       – Pamiętam taki happening we Wrocławiu, który nazywał się „Pierwsze rozdanie papieru toaletowego”. Jednym z elementów wydarzenia był bieg z ogonem zrobionym z papieru toaletowego – dodał Mirosław Pęczak. – Milicjant biegł za happenerem, który uciekał, a ogon z papieru toaletowego powiewał na wietrze.
       Jako, że spotkanie było poświęcone książce Mirosława Pęczaka „Subkultury w PRL. Opór, kreacja, imitacja” (gdzie można znaleźć szersze opisy danych subkultur) tym razem gospodarz elbląskiego Salonu „Polityki” wystąpił w roli gościa, towarzyszył mu Krzysztof Skiba, a spotkanie prowadził Jacek Nowiński, dyrektor Biblioteki Elbląskiej. Atrakcje muzyczne zapewnił syn Mirosława Pęczaka – Janek.
      

Najnowsze artykuły w dziale Kultura

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem... (od najstarszych opinii)
  • Jak to dobrze, że istniał tamten system. Jak ładnie na tym podłożu wyrosły takie osobowości jak p. Skiba i p. Pęczak Bo, co by było warte nasze życie, bez tych panów i im podobnych. Jak byśmy mogli pracować, studiować, gdyby nie ci panowie. W czasie kiedy my konsumowaliśmy groteskowo i szaro życie, oni wzięli na swoje barki ciężar nadludzki. No, raczej nogi. Bo, to nogi służą do uciekania, kluczenia i zwodzenia pościgu. Każdy żylak to kombatant, zakryty skromnie nogawkami. Zatem, pora już na krótkie spodenki, nie ma co się kryć. Niech niedowiarkowie widzą i dotkną świadectwo odwagi. Jak w ten czas zdradliwy, biegali niczym krasnoludki po ulicach miast burząc szyki tym, co to zawsze prześladują i gonią a motorem jeszcze szybszego biegu jest chęć pochwycenia tej małej baryłki o jakże groźnym nazwisku Skiba. Miło posłuchać tych, co to tyle zrobili a nikt o tym jakoś nie wie. Tak to ciekawi ludzie, zresztą tak samo jak prowadzący spotkanie. Osobowość przez duże O lub nawet dwa OO. Nawet, że hoo ! Nie chodzę, nie słucham i dlatego jestem pogodnym i wyluzowanym człowiekiem. A o tamtych czasach wiem tyle, że hoo, hoo !
  • No i dobrze ze nie chodzisz.to dla inteligentnych.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    Czytelnik_MOBI_6788(2013-03-15)
  • Chyba inteligentnych inaczej. Bo co sądzić o człowieku, który w obecności premiera p. Buzka ściąga spodnie i wypina się w stronę zaproszonych gości ? Trzeba być wyjątkowym bydlakiem i osobnikiem, pozbawionym całkowicie kultury osobistej. Ja nie bywam tam, gdzie bywają osobnicy o wątpliwej reputacji. A wszelkie próby zatuszowania, rozmycia tego, poprzez nadanie temu czynowi formy, ośmieszenia, happeningu są śmieszne i tylko pogarszają sprawę. Kulturalny i inteligentny człowiek, nie tylko nie siada w obecności p. Skiby, ale omija miejsce gdzie on przebywa, szerokim łukiem !
  • Hahaha, chyba nie lubisz bardzo tego pana. .. masz do niego bardzo silne przywiązanie. .. Ale jeśli nie bywasz tam, gdzie są osoby w wątpliwej reputacji, co to co robisz tam, gdzie jesteś?
  • Czyttelnik-MOBI. .. Twój interlokutor ma sporo racji. K. Skiba to niezły " jajcarz"i w niektórych momentach Go lubię i to tyle. Ukończył zaledwie i ledwie I LO w Gdańsku i mając czas " wolny" ( nie wiem czy i jak wybronił się od LWP _ platfus itp ?) zaczął udawać awangardę, za PRL robiąc dziecinne wygłupy. Jego wiedza jest powierzchowna, bądź żadna. Przestał już świntuszyć, bo zaczął wulgaryzować, bo stał się już starym tetrykiem. .. Nawet wywali Go z Radia Gdańsk - miał program poranny - za wulgaryzmy. Porównaj sobie audycję poranna z Majewskim w ESKA. .. sama rozkosz, jest nawet świntuszenie, ale jakie piękne. .. Nieszczęście ze Skiba jest takie że jako tetryk, postanowił być wyrocznią w sprawach o których nie ma pojęcia. Ma pojecie jedynie o " dupie" tak jak Sierzputowski we wspaniałej książce Marka Hłaski " Piękni dwudziestoletni". Dlatego dziwi i mnie fakt że Skibę zaprasza się do poważnej dyskusji, a nie o dyskusji o " dupach" na którą na pewno bym przyszedł. .. Kandydat na Prezydenta.
  • Rodzinna promocyjka, a na widowni puchy. ..
  • Bardzo fajne spotkanie, szkoda, ze takie krótkie bo nie wszystkie subkultury zostały omówione. Dużo ciekawostek zostało opowiedzianych. Teraz juz wiem czemu pierwszy skinhead w Olsztynie nosił irokeza :)
  • a było o "emblongach"? na przełomie XX i XXI w. były to jedyne rozpoznawalne na terenie kraju osoby, pochodzące z miejscowości od której otrzymały nazwę. Obecnie całkowicie wyparte przez "weki".
  • Nudy na pudy. W Bibliotece Publicznej w Gdańsku odbywają się ciekawsze rozmowy.
Reklama