UWAGA!

Liczę na ożywienie w polskim kinie

 Elbląg, Krzysztof Zanussi
Krzysztof Zanussi (fot. Damian Matwiejczyk).

Rozmowa z Krzysztofem Zanussim, wybitnym polskim reżyserem, który w poniedziałek był gościem CKiWM Światowid.

Do Elbląga przyjechał Pan z nową książką. O czym ona jest?
     Krzysztof Zanussi: Mnie się zdarza spotkać wydawców, którzy chcą publikować scenariusze i akurat ukazały się scenariusze moich dwóch bliźniaczych filmów: „Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową” i „Suplementu". Są one sprzedawane razem z DVD oraz komentarzem, który opowiada, w jaki sposób scenariusze powstały i zrosły się ze sobą. Mój ostatni film „Persona non grata" również wyszedł jako scenariusz, ale trzeba poczekać jeszcze z pół roku, aż pokaże się na DVD i będzie sprzedawany razem z płytą. Nie wiem, czy ktoś to będzie chciał kupić, ale jest to inna forma obcowania z utworem u siebie w domu. Tak, jak czasami z partyturą w ręku słucha się koncertu, tak samo, jeśli ktoś bardzo lubi, można obejrzeć film i porównać go ze scenariuszem, zobaczyć, co z kinowej wersji „wyleciało", przeczytać komentarz. To oczywiście marginalne zjawisko, bo najważniejsze, jak film działa w kinie, no i potem w telewizji, bo wtedy wszyscy oglądają go tego samego wieczoru. Mam jednak nadzieję, że będzie to interesująca lektura.
     
     Niedawno powstał Polski Instytut Sztuki Filmowej. Jak Pan ocenia jego szanse?
     Podobne instytuty są w wielu krajach, jest to zatem sprawdzona forma organizacyjna i mam nadzieję, że w naszym kraju będzie dobrze funkcjonowała. Było bardzo trudno uchwalić ustawę o kinematografii, która by zapewniła byt takiemu instytutowi, bo jest on niezależny od budżetu, czyli niezależny od polityków oraz od tego, jacy posłowie się zbiorą. Taka sama jest np. konstrukcja życia filmowego we Francji. Francja dobrze na tym wychodzi, ale już we Włoszech nie udało się podobnego prawa uchwalić, bo presja dystrybutorów, kiniarzy amerykańskich była tak gigantyczna, że zawsze przekupywali wystarczającą ilość posłów. U nas także były wyraźne naciski, ale lobby prywatnych nadawców, „kablarzy” (operatorów sieci kablowych - J.T.) i dystrybutorów, głównie amerykańskich, z ich adwokatami, którzy po prostu jak muchy wokół padliny kręcili się wokół sejmu, jednak przegrało. Bardzo się z tego cieszę, bo nie lubię, jak inni próbują dyktować prawa w moim kraju.
     
     Pytanie, czy ci wielcy, o których Pan mówi, tak łatwo odpuszczą?
     Na razie przegrywają. Próbowali apelować do Trybunału Konstytucyjnego, ale okazało się, że nie mieli do tego prawnych podstaw. A oczywiście groźby „kablarzy", że podniosą z tego powodu ceny i zarabiających krocie prywatnych nadawców, że zbiednieją, to zawracanie głowy. Widzimy doskonale, jak oni szalenie drenują ten rynek i jak nie realizują zapisów koncesji, bo przecież nie spełniają funkcji kulturotwórczej, więc teraz są podatkiem do tego zmuszeni.
     
     Jest Pan zadowolony z nowej ustawy o kinematografii?
     Nie. Ona jest bardzo kulawa. Polski hydraulik świetnie pracuje we Francji, ale w Polsce, na ogół, jak coś reperuje w łazience, można się spodziewać, że dalej będzie ciekło. Podobnie jest z prawnikami, którzy także zwykle produkują knoty. Myślę, że nowe pokolenie dorastające w Unii Europejskiej będzie umiało konstruować przepisy, które będą od razu dobre do użycia. Ustawę o kinematografii pewnie trzeba będzie za rok w wielu punktach poprawić. Mimo to cieszę się, że ona w ogóle jest, bo zmienia całą sytuację polskiej kinematografii. Mam nadzieję, że dzięki niej będzie się u nas robiło więcej filmów, a im więcej się strzela, jest większa szansa, że się trafi - mówi prosta zasada statystyki. Myślę więc, że chyba będzie lepiej.
     
     Do połowy lutego reżyserzy mają czas jest składanie projektów, które mają być sfinansowane w ramach nowych przepisów. Złożył pan już jakiś projekt?
     Złożyłem. Najbliższy memu sercu jest film o królowej Jadwidze, film w kostiumie. Mam nadzieję, że go zrobię. Jest jeszcze współczesna komedia. Szykuję ją razem z Niemcami i chciałbym robić w koprodukcji polsko-niemiecko-francuskiej. Chciałbym na starość zrobić film całkiem do śmiechu i akurat taki właśnie scenariusz napisałem. Moi koledzy nadal składają swoje projekty. To nie będzie cud, coś, co wydarzy się z dnia na dzień, ale myślę, że za rok zobaczymy, czy w naszej sferze audiowizualnej pojawi się więcej ruchu.
     
     
Rozmawiała Joanna Torsh

Najnowsze artykuły w dziale Kultura

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem...
Reklama