Czy elbląska kultura zjednuje odbiorców? Jakie artystyczne działania cieszą się sympatią elblążan, a jakie ich w ogóle nie interesują? Jaka jest kondycja elbląskiej kultury? Czy należy ją budować od podstaw czy wystarczy nanieść tylko kilka poprawek? W dniach 26-27 października w Ratuszu Staromiejskim odbędzie się kongres poświęcony tym zagadnieniom. A my dziś zwróciliśmy się z tymi pytaniami do Piotra Imiołczyka, nauczyciela historii w Zespole Szkół Zawodowych nr 1.
Piotr Imiołczyk: - Elbląg jest 120 - tysięcznym miastem powiatowym, wykształconym po 1945 roku w charakterze miasta robotniczego. Posiada parę fajnych instytucji, które w byłym mieście wojewódzkim, a teraz w mieście powiatowym, powinny się znajdować czyli teatr, dwie biblioteki z dość potężnym zasobem, muzeum, które dawno, dawno temu, ale jednak miało swoich kilka chwil świetności i nawet nie na skalę polską, a na skalę europejską. Trzeba podkreślić jednak, że to wszystko istnieje w każdym innym mieście i nie ma w sumie o czym dyskutować, czy te instytucje wybijają się na tle innych miast czy nie, bo może nawet się nie wybijają. Mamy dyskutować o kulturze i o tym, czy mamy cokolwiek zmieniać w kulturze, czy może mamy zaczynać od nowa. My to wszystko mówimy w kontekście, kiedy sytuacja gospodarcza czy społeczna jest niesprzyjająca kulturze, ponieważ wszyscy dobrze wiemy, że jeśli przychodzi kryzys, to pierwsze wydatki, które się tnie, to są wydatki na kulturę. Natomiast z drugiej strony wchodzimy w okres, który jest procesem epokowym i nie jest to okres przejściowy. Nie powrócą już bowiem czasy, w których dominowały wzorce jakiejś wielkiej, fantastycznej kultury, tylko współczesność będzie nam tworzyć kulturę i społeczeństwo nastawione na bardzo nikłe walory intelektualne, nastawione na to, że instytucje, które mają tworzyć te wartości intelektualne są tak naprawdę nikomu niepotrzebne. Sądzę, że nic nie należy zmieniać w elbląskiej kulturze, tylko należy przyjąć zasadę rozsądnych ludzi, chociażby z okresu zaborów, którzy twierdzili, że jeżeli już nie można ocalić zbyt dużo, to należy ocalić chociaż zręby, szkielet kultury jako takiej, by on przetrwał. Może kiedyś się to zmieni. Aczkolwiek wszystko, także kultura, podlega zmianom związanym z tym, że kiedyś wiele lat temu wprowadzono chipa i tak naprawdę ten chip przez komputer osobisty czy Internet zmienia tak generalnie sposób patrzenia na świat czy sposób obcowania z kulturą, że nikt nie jest w stanie przewidzieć, co będzie za lat dziesięć czy za lat piętnaście. To po pierwsze. Po drugie: coś jednak z tym Internetem jest fantastycznego, ponieważ strasznie skraca on nam drogę pomiędzy centrum kulturalnym a tzw. prowincją. Jeżeli my, elblążanie, a właściwie kulturalna elbląska elita wpadnie na jakiś prosty sposób, w jaki można wykorzystać Internet, by znaleźć się w nim jako stolica pewnych działań kulturalnych, to oczywiście byłoby bardzo fajnie. Ja nic bym nie zmieniał w elbląskiej kulturze, a ocaliłbym tę resztkę i czekałbym na lepsze czasy. A jeśli chodzi o mnie, czyli o Piotra Imiołczyka, to postawiłbym na społeczników, czyli na takich ludzi, takich twórców, którzy potrafią zrobić coś bez pieniędzy. Jest ich jeszcze dość sporo w Elblągu i wcale nie muszą oni być doceniani bądź przeceniani w swoich działaniach.
dk