
Dwa wernisaże odbyły się wczoraj (16 lutego) w Galerii EL. Swoje prace zaprezentowali Magdalena Pela w ramach ekspozycji "Skene" i Krzysztof "Leon" Dziemaszkiewicz z "I <3 to make you happy". Artysta przygotował też performance. Zobacz zdjęcia.
- Jestem performerem, artystą sztuk wizualnych – mówi o sobie Krzysztof "Leon" Dziemaszkiewicz. Jego wystawa nawiązuje do jego przyjaciela i partnera życiowego, był nim zmarły w zeszłym roku Manfred Thierry Mugler, francuski projektant mody. Krzysztof Dziemaszkiewicz posługuje się w swojej sztuce m. in. autorską techniką tapingu, w uproszczeniu: tworzy obrazy z wykorzystaniem taśmy klejącej.
- Obraz pod tytułem "Lost Paradise", "Raj Utracony" (widoczny pod tekstem - red.), jest w pełni dedykowany pamięci mojego partnera, jest hołdem dla niego i dla naszej miłości, która była obopólnym wspieraniem się, inspiracją w działaniu twórczym, ale również w odnajdywaniu siebie samego na drodze życia, w kolejnych etapach podróży przez życie – mówi o jednej z prac w przygotowanym przez Galerię EL materiale autor.
Takich osobistych motywów wystawa "Leona" Dziemaszkiewicza zawiera dużo więcej. Jego wystawę zapowiadano jako "transgeniczną i transseksualną podróż w głąb <3, do niezwykłej wrażliwości, naturalności i spontaniczności artysty". Wyrazem tego był z pewnością performance, podczas którego artysta m. in. rozebrał się do naga, pomalował twarz farbą, ubrał damskie buty, śpiewał, okleił twarz i dolne partie ciała taśmą (dodając do okolic przyrodzenia obcięte wcześniej z manekinów włosy), okleił się też taśmą w taki sposób, by ograniczyć swoje ruchy, po czym przeczołgał się przez nawę główną i prezbiterium Galerii EL. Niżej podpisany nie podejmie się własnej interpetacji czy oceny działań performera. Jak wyglądały, prezentujemy w galerii zdjęć.

Wystawa "Skene" Magdaleny Peli zaprezentowana wczoraj ma zupełnie inny wydźwięk i smak. Cykl obrazów, który zaprezentowała artystka, zmierza m. in. do "nobilitacji banałów". Co wykorzystuje artystka?
- Bazgroły, pomięte kartki, przypadkowo znalezione, wyciągnięte skądś zapiski – mówiła Magdalena Pela. - Dla mnie bardzo ważne jest to, że w ogóle się nie przejmuję tym, jaka jest na nich treść i skąd i od kogo one pochodzą. Ważny jest ten gest i fizyczność człowieka, który to zapisał w pewnym momencie i konkretnym czasie – wyjaśniała artystka.
Na wystawie znalazła się m. in. jedna wyjątkowa praca, która powstała w czasie lockdownu i wykorzystuje zapiski stworzone... w sieci. - Wtedy dostrzegłam i bardzo doceniłam ślady naszej wirtualnej rzeczywistości i naszych wirtualnych kontaktów. Są to teksty z Messengera, z Instagrama, z maili, z sms-ów i to był wtedy momentami jedyny ślad, ze jakiś bliski człowiek istnieje – przyznała. - Paradoksalnie, mimo że ta praca pochodzi ze śladów wirtualnych, to jest najbardziej cielesna z nich wszystkich, bo jest w takim kolorze skóry ciała, jest niewidoczna. W niej posłużyłam się ręcznym haftem, to była bardzo mozolna praca. W tych wszystkich pracach pojawia się taka myśl, ze bardzo dużo czasu poświęciłam pracy nad na czymś, co już było zmięte, zwinięte, wyrzucone do kosza i niezauważone. Większość tych prac powstała w technikach szlachetnych i starych, jak tempera, można powiedzieć: klasycznych – tłumaczyła artystka. To także ma prowadzić "nobilitacji bazgrołów i głupot". Artystka stawia tezę, że to właśnie one warunkują ludzką codzienność.
Kuratorką wystaw jest Emilia Orzechowska, dyrektor Galerii EL. Obie ekspozycje można oglądać do 26 marca.