UWAGA!

Zostańmy w domu: Egipt i morskie wody (odc. 26)

 Elbląg, (graf. Andrzej Kraśkiewicz)
(graf. Andrzej Kraśkiewicz)

Po weekendzie wracamy do naszego „cyklu na czas pandemii”. Przed nami planszówka, serial i gra komputerowa.

Krzysztof Jaworski opowie nam o grze Kemet, a Łukasz Budnik o serialu Sześć stóp pod ziemią. Na koniec coś dla fanów wiekowego już Gothica: Risen 3.

 

Wezwij bogów i pokonaj wrogów

O grze opowiada Krzysztof Jaworski, dziennikarz Radia Eska, a także znawca planszówek i karcianek.

Kemet to staroegipska nazwa Egiptu. Kemet to też absolutnie genialna gra planszowa (przeznaczona dla graczy od 14. roku życia), o której dzisiaj słów kilka. W grze wcielamy się we władcę egipskiego plemienia, rozbudowujemy nasze miasto, budujemy piramidy, a dzięki nim korzystamy z mnóstwa nowych umiejętności, rekrutujemy egipskie potwory i walczymy. Walka to serce tej gry. Punkty zwycięstwa zdobywamy na kilka sposobów, ale większość z nich otrzymujemy właśnie z walki. Pokonanie przeciwników w chwalebnych bitwach z pomocą bogów starożytnego Egiptu jest tu najważniejsze, a emocji nie brakuje.

Mechanikę gry można podzielić na dwie części. Pierwsza związana jest z rozwojem naszego miasta, naszych umiejętności i rekrutacją starożytnych bóstw. Druga to mechanika walki. Pierwsza opiera się na budowie kolejnych poziomów piramid, dających najprzeróżniejsze bonusy oraz możliwość kupowania specjalnych kafelków rozwoju i ulepszeń. Druga opiera się na kartach. Ich zagrywanie niweluje losowość i promuje spostrzegawczość oraz strategiczne planowanie. Dodatkowe, umiejętne korzystanie ze specjalnych kart „boskich interwencji” daje nam zwycięstwo na polach walki.
       Kemet to gra strategiczna dla od 2 do 5 osób, z pięknymi figurkami i bardzo elegancką mechaniką. Mnóstwo tu strategii, taktyki i dobrej zabawy, a sama rozgrywka jest dynamiczna i emocjonująca. Do tego, jak rzadko która, gra ocieka wręcz klimatem. Czujemy się prawdziwymi władcami Egiptu, którym w pokonaniu przeciwników pomagają starożytne bóstwa. Nie sposób nie zakochać się w tej grze.

 

Sześć stóp pod ziemią

O serialu pisze Łukasz Budnik, redaktor naczelny portalu film.org.pl.

Pisałem już na łamach tego cyklu o kilku nowościach, zatem tym razem chciałbym zwrócić uwagę na tytuł szerzej znany i popularny - mowa o serialu Sześć stóp pod ziemią. Jeśli nie mieliście do tej pory styczności z tym tytułem, krótkie wprowadzenie: na przestrzeni pięciu sezonów, pierwotnie emitowanych w latach 2001-2005, śledzimy losy rodziny prowadzącej zakład pogrzebowy. Już na początku serialu w wypadku ginie Nathaniel Fisher, pozostawiając żonę, Ruth, oraz troje dzieci - Davida, Nate'a i Claire. To właśnie ich perypetie przedstawiają nam twórcy.

Niemal każdy odcinek rozpoczyna się od śmierci kogoś, kto chowany jest później za pośrednictwem zakładu Fisherów - kontakt z rodzinami zmarłych, jak również okoliczności zgonu, często mają niemały wpływ na głównych bohaterów i są przyczynkiem do ich rozwoju.

"Sześć stóp pod ziemią" to zresztą serial w pełni skupiony na postaciach - wszystkich poznajemy bardzo dogłębnie, doskonale zdając sobie sprawę z ich wad, zalet i utrapień. Żaden z bohaterów nie jest jednowymiarowy, a twórcy rozwijają ich doskonale i bardzo naturalnie. Po pięciu sezonach można odnieść wrażenie, że postaci te to ktoś, kto jest nam bardzo bliski i autentycznie przejmujemy się ich losami - to niemała sztuka.

Twórcy kapitalnie opowiadają o emocjach i wspaniale operują słowem - Sześć stóp pod ziemią nieraz w naturalny sposób wzrusza i przejmuje także dzięki znakomitym dialogom, napisanym i odegranym tak, że można na chwilę zapomnieć, iż oglądamy serial, a nie przysłuchujemy się rozmowom stojąc gdzieś obok. Z kolei podejmowana tematyka śmierci samoistnie skłania do refleksji na temat przemijania. Niewiele potrzeba, by opuścić ten świat albo stracić kogoś bliskiego . Czasem wystarczy jedna błędna decyzja czy okrutne zrządzenie losu, żeby zawalił się nam cały świat. Seans Sześciu stóp pod ziemią sprawia, że łatwiej docenić to, co mamy. Twórcy nie unikają też poruszania ważnych tematów społecznych (między innymi homoseksualizmu, adopcji albo chorób psychicznych). Choć wielokrotnie serial jest emocjonalną petardą, na rozluźnienie. nie brakuje w nim też inteligentnego, świetnego humoru (nieraz czarnego jak smoła) i momentów zwyczajnie radosnych. Samo życie.

Pięć sezonów z rodziną Fisherów to doskonały sposób na spędzenie wolnego czasu podczas kwarantanny. W związku z tym, że Sześć stóp pod ziemią to produkcja HBO, wszystkie odcinki dostępne są legalnie na platformie HBO GO (oznaczone jako wskazane dla osób powyżej 15. roku życia). Jeśli wciąż nie mieliście okazji zapoznać się z tym tytułem, gorąco polecam!

 

Prawie jak Gothic

Gothic to, przynajmniej w naszym kraju, gra nieśmiertelna, a przynajmniej dwie pierwsze jej części. Duchowym spadkobiercą tej serii jest m. in. trzyczęściowy Risen, opierający się na podobnej mechanice, wykonany przez ludzi, którzy gothicowego ducha doskonale znają. W tej serii jednak zobaczymy jednak więcej pirackich klimatów niż „średniowiecznego fantasy”. W czasie pandemii postanowiłem zabrać się za kilkuletnią już, trzecią część Risena o podtytule Władcy Tytanów. Czy to jakaś genialna produkcja? Nie. Czy bawię się przy niej dobrze? Jak najbardziej, tym bardziej, że dziesiątki godzin utopiłem w dwóch pierwszych Gothicach.

Mechanizm tych „okołogothicowych” produkcji jest w zasadzie niezmienny. Lądujemy w klimatycznym, ale jednak z gruntu nieprzyjaznym świecie, w którym przetrwać samemu jest wyjątkowo trudno. Trzeba więc znaleźć sprzymierzeńców, gildię albo inną grupę, a wybór i starcia bądź współpraca między tymi grupami związana jest też z główną osią fabuły. Oczywiście poszczególne organizacje różnią się między sobą, więc nasz wybór wpływa nie tylko na historię, ale też zdobywany ekwipunek, a czasem nawet umiejętności. W tych produkcjach nie zawsze wystarczy „uciułać” pieniądze na lepszy sprzęt, bo żeby otrzymać jakiś konkretny pancerz, musimy np. awansować w szeregach danej organizacji. Sama „ścieżka kariery” tradycyjnie wciąga i jak zawsze stanowi mocny element gry. Podobnie jest z rozwojem postaci. Wszyscy pamiętamy, jak chwila nieuwagi w Gothicu potrafiła sprawić, by słabego na początku rozgrywki bohatera pokonał zwykły ścierwojad czy inny szczur. W Risen 3 jest podobnie, zwłaszcza na najwyższym poziomie trudności.

Oprócz wspomnianych wyżej elementów rozgrywkę cechuje otwarty świat i „milion” zadań do wykonania. Nie są to może questy na poziomie Wiedźmina 3, ale jednak jest w nich pewna magia, która sprawia, że przed wyłączeniem gry chce się zrobić jeszcze jeden czy dwa, by móc podbić statystyki postaci czy otrzymać jakiś przedmiot. W grę można się więc zagłębić na krótką chwilę, bo zawsze będziemy mieć coś do zrobienia, albo na długie godziny, co przecież nie należy do rzadkości w życiu miłośników komputerowych RPG, nawet tych o bardziej zręcznościowym charakterze. Ta zręcznościowość może tu jednak nieco przeszkadzać, bo system ataków, bloków i uników jest w teorii prosty, ale jego wykonanie jest, nie po raz pierwszy zresztą, dość toporne.

I tak przemierzam sobie kolejne wyspy, otwieram kufry ze skarbami, wykonuję zadania. Czy starczy mi chęci, żeby przejść całego Risena 3 przynajmniej raz? Pewności jeszcze nie mam, ale póki co bawię się nieźle. Jednak ostrzegam: Jeśli ktoś nie lubił Gothica, Risena też raczej nie polubi. W produkcję zagramy na PC i konsolach, na Steam oznaczona jest jako gra dla osób powyżej 16. roku życia.

Tomasz Bil

Najnowsze artykuły w dziale Kultura

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem...
Reklama