A przepraszam co mówić o " zbydlęceniu" - jak się przedmówca wyraził - samych mieszkańców?! Raz stałam z parasolką (lało niemiłosiernie) dość blisko okien, nie chciałam żeby rozpędzone auta mnie opryskały. Zachwiałam się i żeby złapać równowagę musiałam się cofnąć lekko, ale zaraz potem wróciłam na swoje miejsce. Natomiast takiej wiązanki od pani, która za tym oknem siedziała i obserwowała przystanek, w życiu nie słyszałam! Chyba każde możliwe słowo jakie łacina podwórkowa przewidziała, padło na jednym wdechu, od siwej już pani. Bez wątpienia pod moim adresem, bo nawet moje buty ze szczegółami przeklęła. Aż jakiś pan obok się uniósł, że takiego słownictwa nie powstydziła się największa patologia i chyba zaraz zadzwoni do znajomego policjanta, bo pani to chyba mandatu za wulgaryzmy i groźby jeszcze nie dostała.