Idą święta, święta idą. Jeszcze w pamięci mam Boże Narodzenie, a już za chwilkę przyjdzie mi świętować ponownie. Dla wielu ludzi Święta te nie mają jednak takiej rangi jak grudniowe narodziny „Jezuska”. Jednakże prawdziwi katolicy uważają, że czas Triduum Paschalnego jest to najważniejsze wydarzenie w roku liturgicznym. W końcu celebrujemy Mękę, Śmierć i Zmartwychwstanie Chrystusa.
Jest to tradycja katolicka, kultywowana od dawien dawna. I to właśnie słowo - tradycja - zaczęło mnie ostatnimi czasy fascynować.
Nie od dziś mi wiadomo, że tradycja to przekazywanie, z pokolenia na pokolenia, pewnych zwyczajów i norm społecznych. Jedni tradycję kojarzą negatywnie, jako zaściankowy konserwatyzm, inni zaś pozytywnie, jako pewnego rodzaju ochrona wartościowych zwyczajów. Dlatego od pewnego czasu chodzi mi po głowie pytanie: Gdzie jest granica między tradycją a kiczem? I gdy wspominam ostatnich kilka świąt, w przekroju kilku lat, zaczynają przechodzić mnie ciarki, przeplatane szyderczym śmiechem.
Zacząć powinienem od przygotowań świątecznych. Bo jak logika mi podpowiada, najpierw trzeba coś przygotować, by się mogło coś odbyć. Zatem tradycyjnie już na dwa tygodnie przed świętami elblążanie ruszyli na podbój sklepów różnej maści i różnej wielkości. Ci, co robią zakupy na ostatnią chwilę, doświadczają goryczy porażki w wyścigu po najlepsze towary. Należę do takich osób, więc wiem, jak wygląda boczek - a raczej coś, co przypomina boczek - zakupiony w Wielki Piątek. Jedynie plakietka cenowa z napisem „boczek” wbita w to suche białe coś podpowiada mi, co tak naprawdę kupuję. Jednak zaciskam zęby i biorę udział w tej całej szopce przedświątecznej.
Zgodnie z prawami ekonomii, wraz ze wzrostem popytu (a mamy tutaj zjawisko superekstrazajepopytu) ceny produktów poszły w górę - co odczuł niejeden portfel. To nie odstraszyło dzielnych mieszkańców przed dokonaniem wielu (czasem zbyt wielu) transakcji płatniczych związanych z zakupem towarów. No bo polskie święta są zawsze „na bogato”. I mimo, iż w niektórych domach „się nie przelewa”, to nie dopuszczą do tego, by stół był skromnie odziany w potrawy. Sam z resztą w pamięci mam świąteczny obrazek siebie, pijącego zimną colę, gdy na co dzień była moim niedoścignionym marzeniem (ale wtedy czasy były inne, a i woda z cukrem smakowała). Zatem bogaty stół, obfity w kalorie, różnorodne sprawdzone potrawy, to podstawa. Jednak nie samą kuchnią człowiek żyje. Kolejnym etapem przygotowań świątecznych jest sprzątanie. I choć sama czynność sprzątania mnie nie dziwi, dziwi mnie kult mycia okien. Kto nie umył okien, „ten trąba” - tak pewnie napisałby Gombrowicz. Fascynujące jest to, że brudne okna, które kilka dni przed ich umyciem nikogo nie drażniły, stają się podczas sprzątania najważniejszym celem. Kocham Cię Polsko za to! Za tradycję mycia okien!
Odchodząc od tematu sprzątania... Strojenie wielkanocnego koszyka, który podczas święcenia będzie skazany na obecność innych koszyków, jest także ważnym elementem przygotowań. Urasta to do rangi strojenia choinki. Pokolenie ludzi pięknych. Promocja znaczenia urody we współczesnym świecie, dotknęła również niczemu winne koszyczki wielkanocne. Zwykłe wiklinowe koszyki wypełnione kolorowym jajkiem, chlebem i kawałkiem kiełbasy nie są „Trendy-Cool-Fashion”. A trzeba pamiętać, że koszyczek pewnie chciałby mieć fajne fotki na nasze-koszyki.pl. Obecnie do koszyka możemy włożyć wszystko. I nie ze względu na zmianę ustroju państwowego, a dziwną modę, która przyszła niewiadomo skąd. Oprócz zdobionych złotem (nie prawdziwym, rzecz jasna) pisanek Made in China, można spotkać także kolorowe kurczaki przypominające bardziej postaci z kreskówek. Jakbyśmy nie mieli swoich jaj i nie wiedzieli, jak wygląda drób. Może dożyję czasów, kiedy ludzie będą święcić telefony komórkowe, MP4, bieliznę...
Niedziela. Śniadanie. Tradycja, tradycja, tradycja. Jednak zamiast barszczu białego na białej kiełbasie i swojskim zakwasie (w najgorszym przypadku - kupnym), na wielu stołach pojawi się barszcz biały w proszku. No i oczywiście jajka! W końcu to święta jajeczne. Jajka faszerowane pieczarkami, mięsem, twarogiem, szpinakiem i jajka faszerowane jajkami... A w tym sezonie hitem mają być same skorupki faszerowane jajkami. Całe szczęście, że nie skorupkami. Ale oprócz wymysłów kulinarnych pojawią się na stole tradycyjne mięsiwa, ryby, pasztety i, co najważniejsze, ciasta, z mazurkiem na czele. I to napawa mnie zarówno optymizmem, jak i obawą o moją tkankę tłuszczową po zakończeniu świąt. Niby nie sposób zjeść wszystko, co na stole, a jednak „Polak potrafi”. Zapominam o dość niechlubnej definicji obżarstwa i daję się ponieść mojemu instynktowi, jakim jest głód. Zauważam, że na stole pojawił się również śledzik. Nie od dziś wiadomo, że rybka lubi pływać i to nie w byle czym. Pojawia się zatem czysta, słowiańska ambrozja w towarzystwie kalifornijskiego wina i innych zagranicznych trunków. Wódka - to także tradycja i nie czuję się z tym źle, jednak kalifornijskie wino mnie przeraża; okazywanie miłości Amerykanom podczas polskich świąt. Równie dobrze możemy zamiast potraw jajecznych podawać sobie ziemniaki i indyka. Jednak nie ma co wyolbrzymiać. Warto samemu sobie odpowiedzieć na pytanie, gdzie jest granica między tradycją, a kiczem. Przeżyć radośnie niedzielę, bezpiecznie poniedziałek, następnie wrócić do rzeczywistości we wtorek i zapomnieć o oknach, które zapewne już nie będą tak czyste. I warto też pamiętać, że święta to nie tylko obżarstwo, to także czas na chwilę refleksji.
Nie od dziś mi wiadomo, że tradycja to przekazywanie, z pokolenia na pokolenia, pewnych zwyczajów i norm społecznych. Jedni tradycję kojarzą negatywnie, jako zaściankowy konserwatyzm, inni zaś pozytywnie, jako pewnego rodzaju ochrona wartościowych zwyczajów. Dlatego od pewnego czasu chodzi mi po głowie pytanie: Gdzie jest granica między tradycją a kiczem? I gdy wspominam ostatnich kilka świąt, w przekroju kilku lat, zaczynają przechodzić mnie ciarki, przeplatane szyderczym śmiechem.
Zacząć powinienem od przygotowań świątecznych. Bo jak logika mi podpowiada, najpierw trzeba coś przygotować, by się mogło coś odbyć. Zatem tradycyjnie już na dwa tygodnie przed świętami elblążanie ruszyli na podbój sklepów różnej maści i różnej wielkości. Ci, co robią zakupy na ostatnią chwilę, doświadczają goryczy porażki w wyścigu po najlepsze towary. Należę do takich osób, więc wiem, jak wygląda boczek - a raczej coś, co przypomina boczek - zakupiony w Wielki Piątek. Jedynie plakietka cenowa z napisem „boczek” wbita w to suche białe coś podpowiada mi, co tak naprawdę kupuję. Jednak zaciskam zęby i biorę udział w tej całej szopce przedświątecznej.
Zgodnie z prawami ekonomii, wraz ze wzrostem popytu (a mamy tutaj zjawisko superekstrazajepopytu) ceny produktów poszły w górę - co odczuł niejeden portfel. To nie odstraszyło dzielnych mieszkańców przed dokonaniem wielu (czasem zbyt wielu) transakcji płatniczych związanych z zakupem towarów. No bo polskie święta są zawsze „na bogato”. I mimo, iż w niektórych domach „się nie przelewa”, to nie dopuszczą do tego, by stół był skromnie odziany w potrawy. Sam z resztą w pamięci mam świąteczny obrazek siebie, pijącego zimną colę, gdy na co dzień była moim niedoścignionym marzeniem (ale wtedy czasy były inne, a i woda z cukrem smakowała). Zatem bogaty stół, obfity w kalorie, różnorodne sprawdzone potrawy, to podstawa. Jednak nie samą kuchnią człowiek żyje. Kolejnym etapem przygotowań świątecznych jest sprzątanie. I choć sama czynność sprzątania mnie nie dziwi, dziwi mnie kult mycia okien. Kto nie umył okien, „ten trąba” - tak pewnie napisałby Gombrowicz. Fascynujące jest to, że brudne okna, które kilka dni przed ich umyciem nikogo nie drażniły, stają się podczas sprzątania najważniejszym celem. Kocham Cię Polsko za to! Za tradycję mycia okien!
Odchodząc od tematu sprzątania... Strojenie wielkanocnego koszyka, który podczas święcenia będzie skazany na obecność innych koszyków, jest także ważnym elementem przygotowań. Urasta to do rangi strojenia choinki. Pokolenie ludzi pięknych. Promocja znaczenia urody we współczesnym świecie, dotknęła również niczemu winne koszyczki wielkanocne. Zwykłe wiklinowe koszyki wypełnione kolorowym jajkiem, chlebem i kawałkiem kiełbasy nie są „Trendy-Cool-Fashion”. A trzeba pamiętać, że koszyczek pewnie chciałby mieć fajne fotki na nasze-koszyki.pl. Obecnie do koszyka możemy włożyć wszystko. I nie ze względu na zmianę ustroju państwowego, a dziwną modę, która przyszła niewiadomo skąd. Oprócz zdobionych złotem (nie prawdziwym, rzecz jasna) pisanek Made in China, można spotkać także kolorowe kurczaki przypominające bardziej postaci z kreskówek. Jakbyśmy nie mieli swoich jaj i nie wiedzieli, jak wygląda drób. Może dożyję czasów, kiedy ludzie będą święcić telefony komórkowe, MP4, bieliznę...
Niedziela. Śniadanie. Tradycja, tradycja, tradycja. Jednak zamiast barszczu białego na białej kiełbasie i swojskim zakwasie (w najgorszym przypadku - kupnym), na wielu stołach pojawi się barszcz biały w proszku. No i oczywiście jajka! W końcu to święta jajeczne. Jajka faszerowane pieczarkami, mięsem, twarogiem, szpinakiem i jajka faszerowane jajkami... A w tym sezonie hitem mają być same skorupki faszerowane jajkami. Całe szczęście, że nie skorupkami. Ale oprócz wymysłów kulinarnych pojawią się na stole tradycyjne mięsiwa, ryby, pasztety i, co najważniejsze, ciasta, z mazurkiem na czele. I to napawa mnie zarówno optymizmem, jak i obawą o moją tkankę tłuszczową po zakończeniu świąt. Niby nie sposób zjeść wszystko, co na stole, a jednak „Polak potrafi”. Zapominam o dość niechlubnej definicji obżarstwa i daję się ponieść mojemu instynktowi, jakim jest głód. Zauważam, że na stole pojawił się również śledzik. Nie od dziś wiadomo, że rybka lubi pływać i to nie w byle czym. Pojawia się zatem czysta, słowiańska ambrozja w towarzystwie kalifornijskiego wina i innych zagranicznych trunków. Wódka - to także tradycja i nie czuję się z tym źle, jednak kalifornijskie wino mnie przeraża; okazywanie miłości Amerykanom podczas polskich świąt. Równie dobrze możemy zamiast potraw jajecznych podawać sobie ziemniaki i indyka. Jednak nie ma co wyolbrzymiać. Warto samemu sobie odpowiedzieć na pytanie, gdzie jest granica między tradycją, a kiczem. Przeżyć radośnie niedzielę, bezpiecznie poniedziałek, następnie wrócić do rzeczywistości we wtorek i zapomnieć o oknach, które zapewne już nie będą tak czyste. I warto też pamiętać, że święta to nie tylko obżarstwo, to także czas na chwilę refleksji.