Praca uszlachetnia. Mądre to stwierdzenie. Jednak w dzisiejszych czasach nie każdy może wykonywać to szlachetne zajęcie. Jest wiele osób, które mimo wielkich chęci i zaangażowania, nie mogą znaleźć pracy. Czują się odrzucone i niepotrzebne. Nierzadko wpadają w depresję. Taki jest dziś los pokolenia 50 plus.
Wiele z nich bezskutecznie stoi w kolejkach w Urzędzie Pracy i patrzy na zamieszczone tam ogłoszenia. Kończy się na złożeniu podpisu i powrocie do domu z pustymi rękami. Bez większych sukcesów przeglądają też zamieszczone w Internecie ogłoszenia o pracę oraz składają cv w przeróżnych firmach, dzwonią i pytają, czy jest dla nich praca. Czy pokolenie 50 plus jest naprawdę pokoleniem straconym? Czy państwo i pracodawcy chcą inwestować tylko w młode pokolenie, bo takie pozostanie dłużej na rynku pracy? Co z bezrobotnymi w starszym wieku? Czy można im jakoś pomóc?
- Wszystkie środki, które wydatkowane są przez Urząd Pracy, skierowane są do osób, które znajdują się w szczególnej sytuacji na rynku pracy – zapewnia pracownik PUP w Elblągu. - I taką grupą są także osoby powyżej pięćdziesiątego roku życia. W związku z tym, że grupa ta jest wymieniona w artykule 49 ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, działania urzędu są kierowane w szczególności do tej grupy osób, ponieważ jest ona w szczególnej sytuacji na rynku pracy.
W porównaniu z latami ubiegłymi Urząd Pracy dysponuje o wiele mniejszymi środkami, które przeznaczane były na formy aktywizacji osób bezrobotnych jak np. szkolenia. Jednak sytuacja ta nie dotyczy tylko Elbląga, lecz całego kraju, gdzie fundusze również znacznie się zmniejszyły. Stąd też PUP nie ma obecnie zbyt wielu propozycji dla osób bezrobotnych w postaci form aktywizujących, jak to miało miejsce jeszcze dwa, trzy lata temu.
Udało mi się porozmawiać z trzema reprezentantkami pokolenia 50 plus, które z chęcią podzieliły się ze mną swoimi doświadczeniami w poszukiwaniu jakiegokolwiek zajęcia.
- Od czterech lat jestem zarejestrowana w Powiatowym Urzędzie Pracy w Elblągu – mówi moja pierwsza rozmówczyni. - Po przepracowaniu 33 lat straciłam pracę z powodu redukcji etatów. Od tego czasu bezskutecznie poszukuję pracy. Do uzyskania praw emerytalnych brakuje mi jeszcze trzy lata. Szukałam pracy na różne sposoby. Śledziłam ogłoszenia w Internecie, pytałam o pracę znajomych. Roznosiłam cv, dzwoniłam tam, gdzie tylko mogłam. Nie przyniosło to żadnego rezultatu. W UP tym bardziej nie znalazła się dla mnie żadna oferta pracy. Byłam pracownikiem biurowym, a otrzymanie takiej pracy graniczy dziś z cudem. UP organizuje targi pracy, jednak nie ma tam żadnych konkretnych propozycji – dodaje z żalem. - Jak człowiek sam sobie nie znajdzie pracy, to po prostu jej nie będzie miał. Czasami zdarzają się propozycje pracy w handlu czy w krawiectwie, jednak i mi taka propozycja się nie zdarzyła. Jeden raz tylko zaproponowano mi staż. Jednak gdy stawiłam się na rozmowę, było tam tak dużo chętnych, że nie udało mi na niego załapać. Wcześniej UP organizował różnego rodzaju kursy jak np. komputerowe. Zgłosiłam chęć udziału w takim kursie, jednak i na to się nie załapałam. Ludzie po pięćdziesiątce to pokolenie stracone na rynku pracy. Pracodawcy nie opłaca się zatrudnić takiego pracownika, skoro za kilka lat otrzyma on uprawnienia emerytalne. Państwu bardziej opłaca się łożyć na młodsze pokolenie, które dopiero co zaczyna życie zawodowe i pozostanie na rynku pracy jeszcze długie lata. Ostatnio UP nie ma teraz zbyt wielu funduszy, bo wciąż pytam o kursy i staże, ale nie jest w stanie mi nic zaoferować.
Okazuje się, że można jeszcze znaleźć osoby, którym się powiodło. Mimo, że przekroczyli magiczną pięćdziesiątkę, udało im się znaleźć pracę i to w swoim zawodzie. Należy to jednak do rzadkości.
- Po rozwiązaniu umowy o pracę pierwsze kroki skierowałam do PUP w Elblągu, aby się tam zarejestrować oraz powiadomiłam znajomych o tym, że poszukuję pracy – mówi moja druga rozmówczyni. - Po trzydziestu kilku latach pracy trudno mi było odnaleźć się w roli petenta PUP. Informacje o odpowiednich dla mnie ofertach pracy otrzymałam może dwa razy, lecz po skontaktowaniu się z pracodawcą okazywało się, że są już nieaktualne. Z gazet, Internetu, książki telefonicznej przygotowałam sobie listę firm, do których następnie wysyłałam swoje cv – dodaje. - Do niektórych po jakimś czasie ponownie wysyłałam aplikacje. W wielu firmach osobiście składałam dokumenty. Niektóre firmy nie chciały ich przyjmować. Otrzymałam tylko kilka odpowiedzi z podziękowaniem za zainteresowanie pracą w firmie i informacją, że w związku z dużą liczbą złożonych aplikacji nie mogą skorzystać z mojej oferty. Codziennie też przeglądałam stronę internetową PUP, często nawet kilkakrotnie. Przeglądałam też inne strony z ofertami pracy. Chodziłam na spotkania z doradcą zawodowym w PUP, brałam udział w zajęciach aktywizacyjnych zorganizowanych przez Centrum Informacji i Planowania Kariery Zawodowej w Elblągu. Zapisałam się kurs dokształcający, który ukończyłam. Brałam też udział w targach pracy. Niektóre firmy, którym przesłałam moją aplikację co jakiś czas ogłaszały się, że potrzebują pracownika, jednak na moją ofertę nie odpowiadały. Nie było łatwo, ale w końcu jakąś pracę znalazłam. Sama! Osoba w wieku 50 plus, a zwłaszcza w wieku ochronnym, nie jest mile witana przez pracodawców, często dawano mi to odczuć.
Moja ostatnia rozmówczyni nie miała tak wiele szczęścia co jej poprzedniczka:
- Dla mnie UP to instytucja, do której idzie się po podpis i pieczątkę – mówi. - Ludzie starsi nie mają żadnych szans na znalezienie pracy. Są pokoleniem skreślonym. Od wielu już lat jestem zarejestrowana w tzw. pośredniaku, jednak nigdy mi nie zaproponowano żadnej pracy. Mam rodzinę na utrzymaniu. Mąż niewiele zarabia, żyjemy na skraju nędzy. Długo szukałam pracy, jednak nikt nie chciał mnie zatrudnić. Pozostały mi dorywcze prace lub praca na czarno, bo z czegoś trzeba żyć. Czuję się nikomu niepotrzebna – dodaje ze smutkiem. - Jestem zdrowa, mam dwie zdrowe ręce do pracy, a pracy dla mnie nie ma! Czuję się bezużyteczna.
Wypowiedzi moich rozmówczyń nie brzmią optymistycznie. Pozostaje pytanie, co można zrobić, by wesprzeć osoby bezrobotne po pięćdziesiątym roku życia? Jak sprawić, by były one milej widziane na rynku pracy? Dysponują one przecież wielkim doświadczeniem i ogromnymi kompetencjami, których nie można zmarnować. Czy można zmienić jakoś ich sytuację?
- Wszystkie środki, które wydatkowane są przez Urząd Pracy, skierowane są do osób, które znajdują się w szczególnej sytuacji na rynku pracy – zapewnia pracownik PUP w Elblągu. - I taką grupą są także osoby powyżej pięćdziesiątego roku życia. W związku z tym, że grupa ta jest wymieniona w artykule 49 ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, działania urzędu są kierowane w szczególności do tej grupy osób, ponieważ jest ona w szczególnej sytuacji na rynku pracy.
W porównaniu z latami ubiegłymi Urząd Pracy dysponuje o wiele mniejszymi środkami, które przeznaczane były na formy aktywizacji osób bezrobotnych jak np. szkolenia. Jednak sytuacja ta nie dotyczy tylko Elbląga, lecz całego kraju, gdzie fundusze również znacznie się zmniejszyły. Stąd też PUP nie ma obecnie zbyt wielu propozycji dla osób bezrobotnych w postaci form aktywizujących, jak to miało miejsce jeszcze dwa, trzy lata temu.
Udało mi się porozmawiać z trzema reprezentantkami pokolenia 50 plus, które z chęcią podzieliły się ze mną swoimi doświadczeniami w poszukiwaniu jakiegokolwiek zajęcia.
- Od czterech lat jestem zarejestrowana w Powiatowym Urzędzie Pracy w Elblągu – mówi moja pierwsza rozmówczyni. - Po przepracowaniu 33 lat straciłam pracę z powodu redukcji etatów. Od tego czasu bezskutecznie poszukuję pracy. Do uzyskania praw emerytalnych brakuje mi jeszcze trzy lata. Szukałam pracy na różne sposoby. Śledziłam ogłoszenia w Internecie, pytałam o pracę znajomych. Roznosiłam cv, dzwoniłam tam, gdzie tylko mogłam. Nie przyniosło to żadnego rezultatu. W UP tym bardziej nie znalazła się dla mnie żadna oferta pracy. Byłam pracownikiem biurowym, a otrzymanie takiej pracy graniczy dziś z cudem. UP organizuje targi pracy, jednak nie ma tam żadnych konkretnych propozycji – dodaje z żalem. - Jak człowiek sam sobie nie znajdzie pracy, to po prostu jej nie będzie miał. Czasami zdarzają się propozycje pracy w handlu czy w krawiectwie, jednak i mi taka propozycja się nie zdarzyła. Jeden raz tylko zaproponowano mi staż. Jednak gdy stawiłam się na rozmowę, było tam tak dużo chętnych, że nie udało mi na niego załapać. Wcześniej UP organizował różnego rodzaju kursy jak np. komputerowe. Zgłosiłam chęć udziału w takim kursie, jednak i na to się nie załapałam. Ludzie po pięćdziesiątce to pokolenie stracone na rynku pracy. Pracodawcy nie opłaca się zatrudnić takiego pracownika, skoro za kilka lat otrzyma on uprawnienia emerytalne. Państwu bardziej opłaca się łożyć na młodsze pokolenie, które dopiero co zaczyna życie zawodowe i pozostanie na rynku pracy jeszcze długie lata. Ostatnio UP nie ma teraz zbyt wielu funduszy, bo wciąż pytam o kursy i staże, ale nie jest w stanie mi nic zaoferować.
Okazuje się, że można jeszcze znaleźć osoby, którym się powiodło. Mimo, że przekroczyli magiczną pięćdziesiątkę, udało im się znaleźć pracę i to w swoim zawodzie. Należy to jednak do rzadkości.
- Po rozwiązaniu umowy o pracę pierwsze kroki skierowałam do PUP w Elblągu, aby się tam zarejestrować oraz powiadomiłam znajomych o tym, że poszukuję pracy – mówi moja druga rozmówczyni. - Po trzydziestu kilku latach pracy trudno mi było odnaleźć się w roli petenta PUP. Informacje o odpowiednich dla mnie ofertach pracy otrzymałam może dwa razy, lecz po skontaktowaniu się z pracodawcą okazywało się, że są już nieaktualne. Z gazet, Internetu, książki telefonicznej przygotowałam sobie listę firm, do których następnie wysyłałam swoje cv – dodaje. - Do niektórych po jakimś czasie ponownie wysyłałam aplikacje. W wielu firmach osobiście składałam dokumenty. Niektóre firmy nie chciały ich przyjmować. Otrzymałam tylko kilka odpowiedzi z podziękowaniem za zainteresowanie pracą w firmie i informacją, że w związku z dużą liczbą złożonych aplikacji nie mogą skorzystać z mojej oferty. Codziennie też przeglądałam stronę internetową PUP, często nawet kilkakrotnie. Przeglądałam też inne strony z ofertami pracy. Chodziłam na spotkania z doradcą zawodowym w PUP, brałam udział w zajęciach aktywizacyjnych zorganizowanych przez Centrum Informacji i Planowania Kariery Zawodowej w Elblągu. Zapisałam się kurs dokształcający, który ukończyłam. Brałam też udział w targach pracy. Niektóre firmy, którym przesłałam moją aplikację co jakiś czas ogłaszały się, że potrzebują pracownika, jednak na moją ofertę nie odpowiadały. Nie było łatwo, ale w końcu jakąś pracę znalazłam. Sama! Osoba w wieku 50 plus, a zwłaszcza w wieku ochronnym, nie jest mile witana przez pracodawców, często dawano mi to odczuć.
Moja ostatnia rozmówczyni nie miała tak wiele szczęścia co jej poprzedniczka:
- Dla mnie UP to instytucja, do której idzie się po podpis i pieczątkę – mówi. - Ludzie starsi nie mają żadnych szans na znalezienie pracy. Są pokoleniem skreślonym. Od wielu już lat jestem zarejestrowana w tzw. pośredniaku, jednak nigdy mi nie zaproponowano żadnej pracy. Mam rodzinę na utrzymaniu. Mąż niewiele zarabia, żyjemy na skraju nędzy. Długo szukałam pracy, jednak nikt nie chciał mnie zatrudnić. Pozostały mi dorywcze prace lub praca na czarno, bo z czegoś trzeba żyć. Czuję się nikomu niepotrzebna – dodaje ze smutkiem. - Jestem zdrowa, mam dwie zdrowe ręce do pracy, a pracy dla mnie nie ma! Czuję się bezużyteczna.
Wypowiedzi moich rozmówczyń nie brzmią optymistycznie. Pozostaje pytanie, co można zrobić, by wesprzeć osoby bezrobotne po pięćdziesiątym roku życia? Jak sprawić, by były one milej widziane na rynku pracy? Dysponują one przecież wielkim doświadczeniem i ogromnymi kompetencjami, których nie można zmarnować. Czy można zmienić jakoś ich sytuację?
dk