
Jedni nie wyobrażają sobie takiego życia, inni zwyczajnie zazdroszczą, że można tak żyć. Z dala od zgiełku i codziennej bieganiny, w zgodzie z naturą i samym sobą. Nigdzie nie gonią, żyją blisko natury, są wolni. Z jedyną taką rodziną w Polsce spotkali się Agnieszka Radoń i Mikołaj Sobczak, operatorzy kamery z Elbląga. Zobacz zdjęcia.
- Co ja mam marzyć, co ja potrzebuję więcej niż mam? Może o tym, by dzieci znalazły dobrych partnerów, żeby były wnuki – mówi Anita Martin.
- Wielkich marzeń nie mam, musimy żyć z dnia na dzień – wtóruje jej Jacob. - Są rzeczy ważniejsze niż życie. Życie to przygotowanie do wieczności.
Do Polski przyjechali 25 lat temu, krótko po ślubie. A wraz z nimi jeszcze dwie amiszowe rodziny. By ewangelizować nasz kraj i założyć tutaj zbór. Misja zakończyła się jednak niepowodzeniem, dwie rodziny wyjechały z powrotem do Stanów Zjednoczonych. Martinowie postanowili zostać w Polsce. - Zostali, ponieważ Anita była wtedy w ciąży i trzeba było rozliczyć fundację, która wysłała ich do Polski – mówi Mikołaj Sobczak. - I tak długo się to przeciągało, że stwierdzili, że najwyraźniej Bóg chciał, żeby tutaj zostali.
Agnieszka i Mikołaj stwierdzili, że nagranie filmu o amiszach to strzał w dziesiątkę. Tym bardziej, że był on jednocześnie pracą dyplomową Agnieszki, którą w ubiegłą sobotę obroniła na piątkę. Poszukiwania rodziny Martinów nie były wcale łatwe. Agnieszka i Mikołaj śledzili artykuły na ich temat w internecie. Trudno było jednak wpaść na ich trop. - Informacje okazały się jednak nieaktualne – opowiada Agnieszka Radoń. - Okazało się, że nie mieszkają już pod Warszawą. Straciliśmy więc trop. Zaczęłam znów analizować informacje na ich temat i wtedy ktoś powiedział, że teraz mieszkają na Lubelszczyźnie. Opublikowałam więc informację na wszystkich lokalnych grupach facebookowych z zapytanie, czy ktoś przypadkiem ich nie zna. Odezwała się pani, która napisała, że się z nimi przyjaźni i skontaktuje mnie z Anitą. Podała mi jej numer telefonu, zadzwoniłam i umówiłam się na spotkanie.
Martinowie przyjęli ich po chrześcijańsku. Udzielili noclegu i dobrze nakarmili. Zachowywali się jednak ze sporą rezerwą. - Podchodzili do nas z pewnym dystansem, z pewną nieufnością – mówi Mikołaj. - Nie wiedzieli, jakie mamy zamiary. Oczywiście ugościli nas, nakarmili, bo gościem trzeba się zaopiekować, ale nie spoufalali się.
Martinowie prowadzą życie w zgodzie z naturą. Nie stronią jednak od technologii. Mają elektryczność, telefon, komputer, internet, dwa samochody. Jednak z tych dóbr technologicznych korzystają w sposób wybiórczy. - Nie odcinają się od nich całkowicie. Nie jeżdżą bryczkami, tylko samochodem. Dzieci nie buntują się, że nie mają tego, co ich polscy rówieśnicy – mówi Mikołaj. - Nie lubią oglądać bajek, twierdzą, że to dziwne, żeby zwierzęta mówiły... Nie oglądają telewizji, czasami filmy dokumentalne, takie, które wnoszą coś do ich życia. Mają komputer i internet, nawet przy nas puszczali z YouTube'a religijne pieśni. Internet wykorzystują też do kontaktu z rodziną, szukają praktycznych informacji. Kiedyś jak im koń uciekł, szukali informacji, w jaki sposób go oswoić.
- Prowadzą proste, spokojne życie, w odniesieniu do Boga. Najważniejsze dla nich jest słowo boże, według tego słowa układają swoje życie. Mają tylko to, co jest im niezbędne do życia – dodaje Agnieszka.
Anita i Jakub oraz ich siódemka dzieci: Ruben, Joshua, Zofia, Ilona, Waldemar, Krzysztof i Stefan utrzymują się głównie z roli. Nie są jednak odludkami. Mają wielu przyjaciół. Uczęszczają na nabożeństwa do ewangelickich zborów. - Nawiązują kontakty z innymi ludźmi, chodzą do sklepu, spotykają się z przyjaciółmi – opowiada Mikołaj. - Dzieci nie chodzą do szkoły. Anita uczy wszystkie dzieci do 13. roku życia. Nie mają obywatelstwa polskiego, mają kartę stałego pobytu, są obywatelami USA, więc nie obowiązuje ich obowiązek szkolny. Są przeciwnikami edukacji ze względu na promowanie patriotyzmu obronnego, bo amisze są pacyfistami. Uważają, że więcej niż wiedza z książek da im wiedza praktyczna. Utrzymują się z gospodarstwa, sprzedają swoje produkty.
- Są samowystarczalni i gdyby była taka potrzeba, mogliby żyć z roli, z tego, co sami wytworzą, zbudują, poradziliby sobie bez tego świata zewnętrznego. Jednak skoro mają taką możliwość, korzystają z dóbr cywilizacji, nie jest to sprzeczne z ich religią – dodaje. - Joshua pracuje w tartaku, a Jakub pracował wcześniej na budowach. Dzięki zarobionym pieniądzom mogą rozwijać swoje gospodarstwo. Nie tyle potrzebują ich na życie, ile na rozwój. Nie zależy im na tym, by się bogacić, jeździć na wycieczki. Nie mają potrzeby poznawania świata, wystarczy im proste życie. Nie krytykują też sposobu życia innych. Są bardzo zdeterminowani i pewni siebie.
- Rodzice nie ingerują w to, z kim zwiążą się w przyszłości ich dzieci – dodaje Agnieszka. - Dzieci mają wolny wybór, choć prawdopodobnie wybiorą kogoś, kto wyznaje podobne wartości.
- Wielkich marzeń nie mam, musimy żyć z dnia na dzień – wtóruje jej Jacob. - Są rzeczy ważniejsze niż życie. Życie to przygotowanie do wieczności.
Do Polski przyjechali 25 lat temu, krótko po ślubie. A wraz z nimi jeszcze dwie amiszowe rodziny. By ewangelizować nasz kraj i założyć tutaj zbór. Misja zakończyła się jednak niepowodzeniem, dwie rodziny wyjechały z powrotem do Stanów Zjednoczonych. Martinowie postanowili zostać w Polsce. - Zostali, ponieważ Anita była wtedy w ciąży i trzeba było rozliczyć fundację, która wysłała ich do Polski – mówi Mikołaj Sobczak. - I tak długo się to przeciągało, że stwierdzili, że najwyraźniej Bóg chciał, żeby tutaj zostali.
Agnieszka i Mikołaj stwierdzili, że nagranie filmu o amiszach to strzał w dziesiątkę. Tym bardziej, że był on jednocześnie pracą dyplomową Agnieszki, którą w ubiegłą sobotę obroniła na piątkę. Poszukiwania rodziny Martinów nie były wcale łatwe. Agnieszka i Mikołaj śledzili artykuły na ich temat w internecie. Trudno było jednak wpaść na ich trop. - Informacje okazały się jednak nieaktualne – opowiada Agnieszka Radoń. - Okazało się, że nie mieszkają już pod Warszawą. Straciliśmy więc trop. Zaczęłam znów analizować informacje na ich temat i wtedy ktoś powiedział, że teraz mieszkają na Lubelszczyźnie. Opublikowałam więc informację na wszystkich lokalnych grupach facebookowych z zapytanie, czy ktoś przypadkiem ich nie zna. Odezwała się pani, która napisała, że się z nimi przyjaźni i skontaktuje mnie z Anitą. Podała mi jej numer telefonu, zadzwoniłam i umówiłam się na spotkanie.
Martinowie przyjęli ich po chrześcijańsku. Udzielili noclegu i dobrze nakarmili. Zachowywali się jednak ze sporą rezerwą. - Podchodzili do nas z pewnym dystansem, z pewną nieufnością – mówi Mikołaj. - Nie wiedzieli, jakie mamy zamiary. Oczywiście ugościli nas, nakarmili, bo gościem trzeba się zaopiekować, ale nie spoufalali się.
Martinowie prowadzą życie w zgodzie z naturą. Nie stronią jednak od technologii. Mają elektryczność, telefon, komputer, internet, dwa samochody. Jednak z tych dóbr technologicznych korzystają w sposób wybiórczy. - Nie odcinają się od nich całkowicie. Nie jeżdżą bryczkami, tylko samochodem. Dzieci nie buntują się, że nie mają tego, co ich polscy rówieśnicy – mówi Mikołaj. - Nie lubią oglądać bajek, twierdzą, że to dziwne, żeby zwierzęta mówiły... Nie oglądają telewizji, czasami filmy dokumentalne, takie, które wnoszą coś do ich życia. Mają komputer i internet, nawet przy nas puszczali z YouTube'a religijne pieśni. Internet wykorzystują też do kontaktu z rodziną, szukają praktycznych informacji. Kiedyś jak im koń uciekł, szukali informacji, w jaki sposób go oswoić.
- Prowadzą proste, spokojne życie, w odniesieniu do Boga. Najważniejsze dla nich jest słowo boże, według tego słowa układają swoje życie. Mają tylko to, co jest im niezbędne do życia – dodaje Agnieszka.
Anita i Jakub oraz ich siódemka dzieci: Ruben, Joshua, Zofia, Ilona, Waldemar, Krzysztof i Stefan utrzymują się głównie z roli. Nie są jednak odludkami. Mają wielu przyjaciół. Uczęszczają na nabożeństwa do ewangelickich zborów. - Nawiązują kontakty z innymi ludźmi, chodzą do sklepu, spotykają się z przyjaciółmi – opowiada Mikołaj. - Dzieci nie chodzą do szkoły. Anita uczy wszystkie dzieci do 13. roku życia. Nie mają obywatelstwa polskiego, mają kartę stałego pobytu, są obywatelami USA, więc nie obowiązuje ich obowiązek szkolny. Są przeciwnikami edukacji ze względu na promowanie patriotyzmu obronnego, bo amisze są pacyfistami. Uważają, że więcej niż wiedza z książek da im wiedza praktyczna. Utrzymują się z gospodarstwa, sprzedają swoje produkty.
- Są samowystarczalni i gdyby była taka potrzeba, mogliby żyć z roli, z tego, co sami wytworzą, zbudują, poradziliby sobie bez tego świata zewnętrznego. Jednak skoro mają taką możliwość, korzystają z dóbr cywilizacji, nie jest to sprzeczne z ich religią – dodaje. - Joshua pracuje w tartaku, a Jakub pracował wcześniej na budowach. Dzięki zarobionym pieniądzom mogą rozwijać swoje gospodarstwo. Nie tyle potrzebują ich na życie, ile na rozwój. Nie zależy im na tym, by się bogacić, jeździć na wycieczki. Nie mają potrzeby poznawania świata, wystarczy im proste życie. Nie krytykują też sposobu życia innych. Są bardzo zdeterminowani i pewni siebie.
- Rodzice nie ingerują w to, z kim zwiążą się w przyszłości ich dzieci – dodaje Agnieszka. - Dzieci mają wolny wybór, choć prawdopodobnie wybiorą kogoś, kto wyznaje podobne wartości.
dk