Mieszkam w tym mieście od urodzenia, czyli ponad 50 lat. Pamiętam lata, w których Olimpia grała jedynie na poziomie maksymalnie III ligi. Okazją do rywalizacji z mocniejszymi drużynami z kraju był tylko Puchar Polski i czasami dochodziło do takich pojedynków – z Legią Warszawa, Wisłą Kraków...
Stadion zapełniał się wtedy do ostatniego miejsca. Całe miasto żyło takimi meczami. Pełny stadion był także, gdy Olimpia pierwszy raz awansowała do drugiej ligi, a nawet we wcześniejszych latach, gdy rywalizację o drugą ligę Olimpia przegrywała w barażach (z Jagiellonią Białystok). Nawet mecze wyjazdowe (Szczytno, Siedlce, Koszalin, Gdańsk, Ursus...) cieszyły się dużą, czasem rewelacyjną wprost frekwencją.
Co mamy dzisiaj? Nie, nie chcę pisać o frekwencji na meczach Olimpii. Chcę napisać o czymś, co bardzo mnie martwi jako elblążanina. Jeszcze stosunkowo niedawno stosunek mieszkańców do spraw związanych z naszym miastem był całkowicie inny. Jak napisałem wcześniej, miasto żyło! I choć wyniki nie były lepsze od dzisiejszych, to nikt nie zionął jadem, jak obecnie. Wszyscy chcieli, żeby Elbląg się rozwijał. Żeby na wielu płaszczyznach można było powiedzieć z dumą: to nasze, elbląskie.
Wiem, że pojawią się głosy: kompromitacja, brak młodych wychowanków, błędy zarządu itd., itp. Owszem, ci którzy tak wykrzykują, nie mijają się z prawdą. Sam czuję się zawiedziony. Jednak co innego odczuwać zawód i martwić się problemami, a co innego kopać leżącego i w dodatku robić w swoje gniazdo.
Tak dużo mówi się o patriotyzmie (także, a może przede wszystkim lokalnym), ale czy na tym ma on polegać? Na skakaniu sobie do oczu? Na wyszydzaniu? Na wyzywaniu i obrażaniu, kogo tylko się da? Czy może raczej powinien polegać na szukaniu poprawy sytuacji, wsparciu, pomocy?
Na te pytania chyba powinniśmy sobie odpowiedzieć jako ELBLĄŻANIE.
Co mamy dzisiaj? Nie, nie chcę pisać o frekwencji na meczach Olimpii. Chcę napisać o czymś, co bardzo mnie martwi jako elblążanina. Jeszcze stosunkowo niedawno stosunek mieszkańców do spraw związanych z naszym miastem był całkowicie inny. Jak napisałem wcześniej, miasto żyło! I choć wyniki nie były lepsze od dzisiejszych, to nikt nie zionął jadem, jak obecnie. Wszyscy chcieli, żeby Elbląg się rozwijał. Żeby na wielu płaszczyznach można było powiedzieć z dumą: to nasze, elbląskie.
Wiem, że pojawią się głosy: kompromitacja, brak młodych wychowanków, błędy zarządu itd., itp. Owszem, ci którzy tak wykrzykują, nie mijają się z prawdą. Sam czuję się zawiedziony. Jednak co innego odczuwać zawód i martwić się problemami, a co innego kopać leżącego i w dodatku robić w swoje gniazdo.
Tak dużo mówi się o patriotyzmie (także, a może przede wszystkim lokalnym), ale czy na tym ma on polegać? Na skakaniu sobie do oczu? Na wyszydzaniu? Na wyzywaniu i obrażaniu, kogo tylko się da? Czy może raczej powinien polegać na szukaniu poprawy sytuacji, wsparciu, pomocy?
Na te pytania chyba powinniśmy sobie odpowiedzieć jako ELBLĄŻANIE.