Rozmaite są efekty uboczne niespodziewanego zagrożenia szaloną epidemią koronawirusa. Cyniczny korpoświat sukcesu, rywalizacji i konsumpcji mocno się chwieje, a podziwiane jeszcze wczoraj kariery polityczno-biznesowe tracą swój pożądany blask. Płynie moralne otrzeźwienie, a za nim niechybnie przyjdą zmiany.
Dla tych, którzy pamiętają stan wojenny, obecna sytuacja nie jest nadmiernie uciążliwa. Trochę izolacji i spowolnienia, ale kontakt telefoniczny, a nawet wizyjny jest, rewizji nie ma, więzienia nie grożą - co najwyżej przymusowa kwarantanna. Puste półki sklepowe, puste ulice, atmosfera niepewności nie są dla nich nowością. Pamiętają jeszcze, że nawet w najtrudniejszych czasach nazywali PRL najweselszym barakiem socjalistycznego obozu. Wszakże od pozostałych krajów budujących socjalizm odróżniała Polskę nieskolektywizowana wieś, stale dostarczająca zdrową żywność, a Polaków duże poczucie niezależności, dystans do władzy, tolerancja, wzajemna życzliwość i żartobliwość. Z ulgą obserwuję, że te osobliwe przymioty znów się uaktywniły.
Jak zwykle w chwili zagrożenia ujawniają się najlepsze cechy naszych rodaków – samodzielność, odpowiedzialność i solidarność. Zabrakło masek, więc sami zaczęli szyć maseczki dla siebie i szpitali. Ruszyli do akcji restauratorzy. Zamówienia realizują tylko na dowóz, więc jeżdżą do klientów, a przy okazji do szpitali dokarmiać ciężko pracujący personel. Na fb ruszyła akcja samopomocowa Widzialna Ręka, gdzie można zwrócić się z każdym problemem. Żadne pytanie nie pozostanie bez odpowiedzi. Odwrotnie niestety, niż w publicznych instytucjach odpowiedzialnych za nasze bezpieczeństwo i zdrowie. Nie da się bowiem ukryć, że obecna sytuacja obnaża słabość struktur państwowych, samorządowych i elit władzy. I nie ma tu znaczenia polityczna opcja – nie sprawdza nam się po prostu ten niby demokratyczny system. Sprawdzają się zwykli ludzie.
Demokracja przedstawicielska, jakiej doświadczamy, polega na zastąpieniu obywateli grupą zwycięskich partyjnych kandydatów. W rzeczywistości przekształciła się już w rządy samozwańczych elit. Faktycznie władają nami oligarchie partyjne, a wyborca może jedynie oceniać, która z oligarchicznych grup jest mu bliższa. I choć w konstytucji III RP jest zapis o demokratycznym państwie prawa, generalnie nie mamy wrażenia udziału w rządzeniu. To dlatego dotąd coraz mniej angażowaliśmy się w życie społeczno-polityczne, coraz częściej mówiąc o zawłaszczeniu naszej ojczyzny.
Można się spierać co do wartości i skuteczności prawdziwej demokracji. Komentując spory ustrojowe w starożytnych Atenach, Sokrates twierdził, że głupich jest więcej niż mądrych, co demokrację z założenia kompromituje. Równocześnie niechętnie spoglądał na elity skłonne rządzić jedynie w interesie swoim zamiast ogółu. Arystoteles odnosił strukturę państwa do wzoru rodziny, gdzie ojciec ma władzę monarchiczną, z matką oligarchicznie zajmują się potrzebami i rozwojem dzieci, a te tworzą demokratyczną społeczność. Miał to być uniwersalny rodzaj władzy łączący trzy podstawowe modele ustrojowe.
Tak naprawdę każdy z tych trzech modeli – demokratyczny, oligarchiczny czy monarchiczny – może funkcjonować dobrze lub źle. Oceny nie determinuje jednak mechanizm rządzenia, lecz kryterium moralne. Poza oczywistymi zagrożeniami uciskiem i niesprawiedliwością społeczną w przypadku monarchii czy oligarchii, demokracja teoretycznie również może się wyrodzić w rządy tłumu, czyli w ochlokrację. Jednak jeśli lud wybiera mądrze i dobrze, można osiągnąć stan zwany z greki politeją, czyli społeczeństwem obywatelskim.
Przyczyną obecnej destrukcji systemowej państwa, również w płaszczyźnie samorządowej, wydaje się odsunięcie od wpływu nań większości społeczeństwa. Demokracja bezpośrednia prawie nie istnieje, gdyż referenda są sporadyczne, często niewiążące, a władze unikają ich i boją się, jak diabeł święconej wody. Obywatel staje się odgórnie zaplanowanym i wszechstronnie kontrolowanym, ożywionym przedmiotem. Coraz częściej odmawia mu się prawa do własnego zdania czy wglądu za kulisy decyzji samorządowych watażków. Jawność działania coraz częściej zastępuje tajemnica handlowa. Wypychani z kręgu decydenckiego ludzie czują się mocno zagubieni i zniechęceni. Czekają.
Nie jest wykluczone, że czegoś niebawem się doczekają. Dalszy rozwój epidemii generującej ogólnoeuropejski kryzys może sprawi, że w gruzach legną tak bardzo lubiane przez wszelkie elity systemy quasi demokratycznych rządów. W obecnej chwili weryfikacja człowieczeństwa następuje błyskawicznie. Część zaślepionych elit partyjnych nie rozumie, że polityczne gierki są dzisiaj nieakceptowalne. Wykorzystywanie narodowego zagrożenia w kampanii wyborczej może stać się dla niektórych prawdziwym gwoździem do trumny. Choć niewątpliwie dobrze wypada obecny minister zdrowia, gorzej już podległe służby. Uaktywnił się minister infrastruktury apelując do samorządów, by ułatwiały mieszkańcom funkcjonowanie w czasie zarazy, choćby poprzez czasowe zniesienie stref płatnego parkowania. Wiele miast, gdzie władza samorządowa odpowiada życzliwie na potrzeby mieszkańców, już to zrobiło. Tam, gdzie przerodziła się w urzędnicze dyktaturki, to się nie udaje. Tam władza robi tylko tyle, ile musi. Nic od siebie i - uchowaj Boże – jak najmniej dla zwykłego człowieka.
Zaangażowanie i otwarcie się tysięcy ludzi na los współbraci oraz budowa nowych, realnych więzi społecznych, zaczynają zmieniać skrzeczącą od dawna rzeczywistość. Póki co trwamy jeszcze jedną nogą w świecie, gdzie szampan jest ulubionym napojem klasy robotniczej, pitym ustami swoich „wybitnych” przedstawicieli. Ale odzyskuje już głos mądrość zbiorowa i narodowa solidarność. Optymistycznie upatruję w tym naszą przyszłość.